– Generalnie w branży źle nie się dzieje, inaczej nie powstawałyby nowe firmy. Ale wiadomo, że zawsze znajdą się tacy, którzy chcieliby mieć lepiej. Rzecz całkowicie normalna – mówi nam Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.
Dodaje, że od dawna nie upadła żadna znacząca firma na tym rynku. Owszem, z pewnością zniknęło kilka mniejszych zakładów, przede wszystkim tych, które zostały uruchomione bez znajomości przepisów i branży w nadziei na szybki i łatwy zysk.
– Czasami zakładają je osoby dość przypadkowe. Liczą, że zasiłek pogrzebowy to 4 tysiące, trumna pewnie koło tysiąca, obsługa też na pewno kosztuje niewiele i na pogrzebie można zarobić pewnie ze 2 tysiące. A tak oczywiście nie jest, koszty są o wiele wyższe. Koszty pracownicze, leasingi, inwestycje – to nie są małe pieniądze. Część takich firm pada, bo ich właściciele się po prostu przeliczyli – mówi Krzysztof Wolicki.
Zobacz: PKP - Wymiana taboru
Raport Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP) wskazuje za to na inne zagrożenie.
Nieewidencjonowana sprzedaż usług zakładów pogrzebowych oraz zakładów kamieniarskich. Ich wartość szacowana jest na 1,25 mld zł. Na ponad 60 mln zł oceniana jest wartość nielegalnie wykonywanych usług związanych z pochówkiem na cmentarzach (tzw. opłaty grabarskie) a na ponad 20 mln zł z tytułu nielegalnego zakupu drewna do produkcji trumien. Wpływy z tytułu VAT są uszczuplane każdego roku o niemal 120 mln zł, natomiast wpływy z tytułu podatków dochodowych, tj. PIT i CIT (zarówno od dochodów ze sprzedaży usług, jak i zatrudnienia), o 125 mln zł.
Raport nie dotyka jednak obszarów dotyczących działalności Kościołów i związków wyznaniowych. W zdecydowanej większości cmentarzy parafialnych za postawienie nagrobka płaci się proboszczowi tzw. dziesięcinę czyli 1/10 wartości pomnika. Są to pieniądze nieopodatkowane. Sporo parafii ma chłodnie, które dzierżawią przedsiębiorcom pogrzebowym.
Jak zostać przedsiębiorcą pogrzebowym?
– Wiele osób myśli według starego powiedzenia, że piekarz i grabarz zawsze będą mieli zajęcie. Do tego dochodzi brak uregulowań prawnych, bo tak naprawdę zakład pogrzebowy może założyć każdy. Wystarczy, że ma pan ochotę i dowód osobisty, założy firmę i zostaje przedsiębiorcą pogrzebowym, kod PKD 96.03. I tyle wystarczy, nie trzeba mieć nic innego – mówi nam Krzysztof Wolicki.
Problemem branży jest to, że nie regulują jej nowoczesne uregulowania prawne. Tu ciągle obowiązuje ustawa z 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Jest ona zresztą kalką ustawy z roku 1932. Nie mówi nic o tym, jakie warunki powinien spełniać przedsiębiorca pogrzebowy i jakie wyposażenie mieć. Nie ma w niej słowa o tym, czym jest kremacja i jak powinna przebiegać. Nic o tym, co to jest balsamacja i kto może być balsamistą, jak powinien przebiegać kurs w takim zawodzie i kto nad tym ma czuwać.
– W tej chwili, jak do tego kodu 96.03 dopisze pan sobie usługi szkoleniowe i wpisze się na listę firm szkoleniowych, to może pan szkolić na przykład balsamistów. Tyle wystarczy! Więc jeśli takie firmy padną, to nikomu nie jest szkoda – mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.
– Ja zawsze jak mantrę powtarzam, że gdyby ktoś chciał założyć sprzedaż hot-dogów, a to wygląda na niezły biznes, to musi mieć lokal, ciepłą i zimną wodę, lodówkę, odbiór sanepidu, odbiór straży pożarnej, badania na nosicielstwo. A jeżeli chce mieć zakład pogrzebowy, nie trzeba mieć dosłownie nic. Ani lokalu, ani chłodni, ani żadnych badań – dodaje.
Tu nie ma zachodniego kapitału
Z pewnością rynek funeralny w 40-milionowym kraju jest atrakcyjny z punktu widzenia inwestorów. Ale jest on zbyt rozdrobniony, by paść ich łupem.
– Duże firmy czy fundusze chętnie weszłyby na nasz rynek, gdyby mogły zainwestować w firmę, która ma powiedzmy 10 proc. polskiego rynku. Ale u nas takich firm nie ma. Jedyną znaną firmą jest Klepsydra z Łodzi, która ma krematorium w Łodzi i w podkrakowskich Balicach. A zdecydowana większość ma siedzibę i najwyżej kilka filii, które są bardziej punktami przyjmowania zleceń. Tu trudno mówić o jakiejkolwiek sieci. To firmy działające na swoich lokalnych rynkach w mieście i okolicach – tłumaczy Wolicki.
Dodaje, że często spotyka się w tej branży klientów targujących się o cenę. Bo pogrzeb kosztuje średnio kilka tysięcy a usługa na pozór wydaje się prosta i mało skomplikowana. Przedsiębiorcy pogrzebowi często zżymają się, że nikt nie targuje się w kancelarii parafialnej, gdzie zostawia sporo gotówki za posługę i miejsce na cmentarzu. A to drugie jest kilka razy droższe niż na cmentarzach komunalnych.
Przyznaje też, że Polacy zbyt dużą wagę przywiązują do komercyjnego wymiaru pogrzebu, zamiast do duchowego.
– Mi się podoba zwyczaj żydowski. Tam nie ma wyboru trumien. Człowiek chowany jest w prostej trumnie z oheblowanych desek. Nie ma ubrania, bo jest całun. Nie ma kosztów kwiatów, lampek – bo liczy się pamięć o zmarłym. Natomiast u nas ciągle wiele osób chowa swoich zmarłych "dla sąsiadów", a nie dla siebie. Mi jest wszystko jedno, czy pochowają mnie w jesionce sosnowej czy dębowej. Ale rodzina zmarłego często chce coś lepszego, droższego – mówi nam.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl