warren buffet
/ 2009-08-01 16:51
/
10-sięciotysiącznik na forum - LIDER rankingu
Bardzo rzadko jest tak, że w gronie ekonomistów i polityków w porównywalnym stopniu i w tym samym czasie wyraża się obawy dotyczące inflacji i deflacji. Mimo, że stopniowo zaczynają dominować obawy o to pierwsze zjawisko, zamęt pozostaje. Dlaczego?
Debata wokół inflacji w nowym wydaniu skupiona jest na Stanach Zjednoczonych, ponieważ tam potencjalnie pojawi się ona jako pierwsza. Chronologia dotychczasowych wydarzeń jest tu kluczem. Stany pierwsze doświadczyły skutków kryzysu, pierwsze weszły w recesję gospodarczą i pierwsze wdrożyły szereg niestandardowych metod polityki pieniężnej. Wokół tych metod, do których należy w szczególności agresywne zwiększanie podaży pieniądza w gospodarce (tzw. Quantitative Easing – QE), skupiona jest uwaga całego świata.
Maszyny drukarskie poszły w ruch
QE to w zasadzie skupowanie z rynku aktywów finansowych, miejsce których w bilansach banków zajęła gotówka. Historia pokazała, że tam gdzie pojawia się nagle więcej pieniądza niż wynosi całkowita wartość dóbr i usług, wzrost cen staje się poważnym problemem.
Gdy Aleksander Wielki podbił państwo Persów, wypłacał swoim żołnierzom ogromne żołdy pochodzące ze zgrabionych skarbów. Kosztowności te trafiały do obiegu, co wznieciło znaczną inflację. Podobnie było przy grabieniu przez kolonizatorów Nowego Świata w XVI wieku i wrzucaniu złota do obiegu w Europie. Natomiast w bliższym nam wydaniu, gdzie mamy do czynienia z pieniądzem drukowanym, cennym przykładem jest Republika Weimarska tuż po I wojnie światowej. Tam inflacja miała niezwykle spektakularny wymiar. Zatem jeżeli obecnie Fed, poprzez QE, drukuje potężne ilości pieniądza, obawy wydają się uzasadnione. Analogia jest się klarowna. Czy na pewno?
Obecna recesja w Stanach porównywana jest już do Wielkiej Depresji z przełomu lat 20. i 30. XX wieku, lecz jeszcze wiele brakuje do dorównania jej skali. W I kwartale amerykańska gospodarka skurczyła się w ujęciu rocznym o 5,7 proc. i choć przepowiadano głębsze spadki, sytuacja nadal jest niebezpieczna. Skalę obecnego kryzysu lepiej odzwierciedla tzw. luka PKB, która jest różnicą między PKB potencjalnym i rzeczywistym. PKB potencjalne jest to, w myśl definicji, wartość dóbr i usług, jaka może być wytworzona przy wykorzystaniu w pełni wszystkich środków produkcji. W dużym uproszczeniu odzwierciedla to stan, w którym wszyscy ludzie w danym kraju mają zatrudnienie, wszystkie maszyny w gospodarce pracują na 100 proc. możliwości i nie ma pustych mieszkań. Stan niemal utopijny, ale fakt, że bezrobocie wynosi obecnie 9,4 proc., a przemysł wykorzystuje tylko nieco ponad 60 proc. swoich możliwości, wskazuje, że bez względu gdzie ten limit jest naprawdę, Amerykanie są od niego bardzo daleko. Ekonomiści wskazują, że luka wynosi ok. 8 proc.
Duszenie ceny kredytu
Z perspektywy zachowania cen w gospodarce, taka sytuacja to niemal podręcznikowy przykład warunków sprzyjających deflacji. Intuicja podpowiada, że producenci mają obecnie problem ze zbywaniem dóbr, co skłania ich do obniżania cen, a pracownicy w warunkach tak silnego bezrobocia nie naciskają na wzrost wynagrodzeń.