Internauta33
/ 159.205.218.* / 2016-02-28 09:01
Podejrzewam, że mieszkasz daleko od Elbląga, pewnie gdzieś w Warszawie skoro piszesz takie bzdury. Bowiem od czasu zakończenia drugiej wojny światowej, nawet wtedy, kiedy po kilkudziesięciu latach Rosjanie, otworzyli na kilka lat zalew dla żeglugi, to nie wpłynął tam żaden morski statek, ani pasażerski ani towarowy. Kursowały jedynie niewielkie barki z węglem oraz kilka niedużych jednostek turystycznych. Na wodach Zalewu Wiślanego, na co dzień pływa kilkadziesiąt razy mniej jachtów, aniżeli np. na niewielkim Jezioraku. W porównaniu z tym, co było przed wojną jest to całkowity marazm. Dlatego też, Elbląg, w niczym nie przypomina np. Szczecina, który ma nawet gorsze położenie wodno-drogowe niż Elbląg, lecz, na co dzień pełno tam statków morskich. Co do Elbląga, to żaden przewoźnik, nie zdecyduje się nadkładać 200 km (kilka godzin + stracony czas na odprawę graniczną) by płynąć z trójmiasta przez cieśninę pilawską do Elbląga, ażeby rozładować np. kontenery, czy wpłynąć z turystami ( byłoby to zwyczajnie nieekonomiczne). Budowa kanału (kanał taki posiadało jeszcze w XVII wieku Hanzeatyckie Braniewo), pozwoliłby skrócić drogę do ok 80 km i dałoby pewność potencjalnym inwestorom, że kolejny kaprys wielkiego sąsiada, nie spowoduje utopienia ich kapitału. Będą też i pewne minusy, jak np. gwałtowny wzrost cen ziemi w obrębie zalewu wiślanego, portu Elbląskiego i Elbląga. Takie zjawisko można było zaobserwować, gdy za czasów rządów PIS, została powzięta decyzja o reaktywacji planów króla Stefana Batorego, czyli budowie kanału elbląskiego. Wówczas ceny ziemi skoczyły w niektórych miejscowościach nawet kilkukrotnie. Dopiero zmiana ekipy rządzącej i niepewność, co do losów kanału, portu Elbląskiego i związanej z tym ewentualnej prosperity przewozowej i turystycznej, spowodowała wyhamowanie cen gruntów i odpływ inwestorów.