axxell
/ 83.143.213.* / 2009-06-07 13:28
Zostając w domu wybieram wygodę. Bo pozwalam, by decydowali za mnie inni. I tym samym pozbawiam się moralnego prawa do utyskiwania na to, że Bruksela każe zamykać polskie stocznie, a w tym samym czasie zezwala na wielomiliardową pomoc dla banków.
Ciekawe zjawisko, a raczej stały trent w poropagandzie "pro", tzn. pro wyborczej a raczej pro głosowaniu i robieniu frekwencji.
Pan Maciej Misiakiewicz ani jednym słowem nie zająknoł sie że, wybory juz sie odbyły, ktos wygrał boje numerkowe, tzn miejsce na liście, ktos ich tam usadowił (wpisał), bo nie wyborcy przeciez , tzn wyborcy, ale nie ci powszechnie rozumianijako wyborcy, ale kierownicze/decyzyjne gremia partyjne/organizacyjne.
Rola tzw wyborcy została ograniczona do tzw legitymizacji i głosowania :). Im wieksza tym wieksza legitymizacja.
Oczywiście sa i inne numerki nie tylko jedynki i dwójki, stąd walka o jak największa ilośc oddanych głosów na partie, mogą załapac sie inne numerki, ale te nizsze maja zagwarantowane zwycięstwo, warunek .. osiągnięcie tzw progu wyborczego.
Baarodo to ograniczony wybór, wprawdzie dla aktualnego systemu to baardzo wygodne (zwłaszcza dla szefów poszczególnych partii ), sprowadzenie spoleczeństwa do roli głosujacych mniej do wybierających.
Wprawdzie prppaganda bedzie robić swoje i wmawiac jak wmawia, ale społeczeńtwa nie sa tak głupie, jak wielu publicystom (i rządzacym) sie wydaje.
Ludzie zdaja sobie sprawe ze swojej bezsilnosci, i marionetkowości, pozór demokracji i pozór rzeczywistych wyborów, jest zbyt oczywisty.
Czy nikogo nie zastanawia , dlaczego tzw elyty bo (nie elity przecież) boja sie wyborcy?. Dlaczego boja się okregów jednomandatowych? Gdzie nie ma gwarancji ze ten czy ów polityk zostanie wybrany , choćby był szefem najwiekszej partii, dlaczego boja sie odpowiedzialności przed wyborca?
Jest jeszcze jeden zasmucający aspekt, mianowicie tak chetne odbieranie ludziom tzw prawa moralnego do narzekania. Teraz jest to realizowane przez takich publicystów jak pan Maciej, ale potem moze to być oficjalna doktryną.
Zdecydowana wiekszośc nie idzie na tzw głosowanie , bo leni sie, nie idzie bo nie ma na kogo, dosłownie , nie ma na kogo, cały ten pijar psu na bude się zdał skoro nie przekonał do głosowania. Wiekszośc z tzw kandydatów szczególnie jedynki i dwójki na listach, to wiecznie odnawiane stare kamienice, z nowa czesto elewacją (partią) ale starym tyłem (podwórkiem).
Tyczy to szczególnie wyborów na szczeblu krajowym ale tez i europejskim. Wiekszośc z polaków z którymi rozmawiam, jest zadania że nominacje jedynkowe to kopy w górę dla tych, dla ktorych zabrakło miejsca (albo sie skompromitowali) na krajowym podwórku. Ludzie nie czują ani nie wierzą , ze ci "kandydaci" reprezentuja ich interesy, ze się z nimi utozsamiają, a skoro nie maja swoich przedstawicieli/kandydatów a jedynie tych z nadania , to i nie głosuja, wychodzac z założenia, że to wszystko jedno, kto sie załapie (do koryta).