W Warszawie ceny mieszkań zawsze będą wysokie, bo lusdzie mieszkają tam gdzie mają pracę, a Warszawa może jeszcze wchłonąć duuuużu ludzi...
Najbardziej ekonomiczne jest budowanie samemu domu, ale tutaj skutecznie utrudniają życie inwestorom setki przepisów, których jedynym celem jest napychanie kieszeni państwa (czytaj - urzędników). Nie zanosi się na to aby obecny rząd miał zamiar uprościć przepisy budowlane i budowa domu nadal będzie zajęciem dla desperatów i hobbystów, zaś developerzy budują ich tak mało, że nie ma to znaczenia dla całego rynku.
Nie wierzę że ceny mieszkań na rynku pierwotnym spadną, jak raz cena czegoś wzrośnie to nie bardzo chce spadać - to chyba jakiś efekt psychologiczny :). Developerzy będą dokładać dodatkowe wyposażenie w cenie, albo ZMNIEJSZĄ PODAŻ po to aby utrzymać ceny, zaś na rynku wtórnym "spekulanci" będą się starali przeczekać - mieszkania to nie
akcje - nie trzeba ich szybko opchnąć. Nawet jak będą drobne korekty to nie zmienią ogólnego trendu wzrostu cen. Ludzie muszą po prostu gdzieś mieszkać i będą kupowali mieszkania bez względu na cenę. Jeżeli już nastąpi gdzieś gwałtowna przecena to dotyczyć będzie tylko starego budownictwa z wielkiej płyty - jakość tych domów była taka, że lepiej to wyburzyć i postawic coś nowego ;)
Na razie nie widać aby rząd miał jakikolwiek sensowny pomysł na zwiększenie podaży, stąd jednym sposobem na załamianie się rynku nieruchomości jest spadek siły nabywczej społeczeństwa. Owszem, można sobie wyobrazić, że Lepper z Giertychem doprowadzą do krachu gospodarczego, ale nie bardzo wierzę, że im się to uda. Psychoza starchu przed nowym rządem, jaka jest budowana w liberalnych mediach to duża przesada.
Ceny kredytów nie wzrosną - polski system bankowy musi się dostosowywać do Unii, nie ma zresztą innego wyjścia, bo i tak prawie wszystkie banki są w "obcych" rękach. Próby ograniczenia kredytów walutowych to tylko wewnętrzne rozgrywki między bakami i próba przejęcia bardzo atrakcyjnego rynku.