helmut
/ .* / 2005-04-12 13:12
Mam dziwne przeświadczenie, że autor artykułu jest osobą wierzącą, co w naszym kraju jest jednoznacznie rozumiane – jest katolikiem. Tolerancję rozumie jako akceptowanie własnych poglądów, a w nietolerancji widzi tylko minusy, jakby na chwile zapominając, że z nietolerancji komunizmu zrodził się ten dziwny twór europejski, zwany Polską. Nie ulega żadnej wątpliwości, że gesty czynione przez Siwca nie mają nic wspólnego z kulturą osobistą i zasadniczo dyskwalifikują obywatela jako polityka. Czy jednak wszystkie państwa i ich przywódcy są jednako szanowani w Polsce? Otóż nie. Wielokrotnie słyszałem niewybredne żarty na temat Putina, a Bush jest oszczędzany. Powiedział pan „szydzą z papieża i głowy państwa”? Otóż, papież nie jest i nie był świętą krową w cywilizowanej Europie i wielokrotnie widziałem i żarty, i karykatury jego w zachodniej prasie, radiu i telewizji. U nas media zrobiły z niego świętość. Nie wiem czy przypomina sobie Pan głowę innego państwa, mocarstwa nuklearnego? Zwał się Breżniew. Przypominam sobie gazetki, w których ten przywódca był nazywany „truchłem Breżniewa” i powszechnie kpiono z jego kondycji fizycznej. Nikt go jednak nie podwoził specjalnymi wózkami, nie czytał za niego przemówień itp. Pozwoli pan, że nie będę dalej kontynuował. Dzisiaj również, różnie traktowane są państwa i ich przywódcy. Największą renomę i poszanowanie mają te państwa, które są demokratyczne, niewyznaniowe, z silną (tzw. rynkową, której nie ma) gospodarką. Dlatego Libia, Iran, Irak, Korea Północna nie cieszą się międzynarodową estymą. Jedynym wyjątkiem jest Watykan – niedemokratyczny, wyznaniowy karzeł, pozostałość średniowiecza. Skąd ten wyjątek? Pogrzeb papieża to już festiwal polskiej wyznaniowej głupoty. Nie dość, że przesadą była szczegółowa reporterska relacja ze śmierci i pogrzebu papieża, to jeszcze Polak niezależnie od wyznania i sympatii dla JPII mógł ją oglądać na dziesięciu polskich programach, gdzie prym wiodły kanały publiczne, ponoć neutralnego światopoglądowo państwa. Inne polskie programy wstrzymały swą emisję, żebym już nic innego do wyboru nie miał. Na szczęście znam niemiecki, a tam już panowała normalna zdrowa atmosfera. Nie znaczy to, że nie chciałem widzieć z powodów ideologicznych papieża i jego końca. Chciałem to oglądać w normalnym wymiarze. Nie mam porównania, ale z historii wiem, że panowała już kiedyś taka histeria. Był to rok 1953. Miałem wrażenie, że zaraz, korzystając z niewłaściwie rozumianej demokracji, utworzymy sobie państwo kościelne (większością głosów), w którym stanie mauzoleum Jana Pawła Wielkiego. Mówiono o tragedii narodowej, o braku jedynie słusznego wzorca prawdy, miłości i tolerancji, o rzeczach które normalnemu, zdrowemu mentalnie Europejczykowi nie mieszczą się w głowie. Ja wszystkich tych uniwersalnych wartości ogólnoludzkich (zawłaszczanych przez każdą z religii, w tym katolicyzm szczególnie) uczyłem się od rodziców i w szkołach. Mówiono o państwach katolickich (w odróżnieniu, od złych - islamskich), mówiono o królu świata, o przywódcy narodów i o wielu innych rzeczach, o których za życia słyszał Nicolae Ceausescu czy Kim Ir Sen o sobie. Nie dziwię się, bo im też stawiano pomniki i nazywano ulice za życia.. Telewizja wróciła do komunistycznych korzeni; nie dowiedzieliśmy się, co się w tym czasie działo na zewnątrz. Można było tylko słyszeć o lamencie świata, którego nie było. Świat zareagował z rozsądkiem. Cała Skandynawia była informowana o sytuacji normalnie, cała Zachodnia Europa również, USA widziało w tym medialną szansę. Nie chcę wspominać nawet o takich mikroskopijnych państwach jak Rosja, Chiny czy Indie. Czyżby informacyjna żelazna kurtyna? Kiedy będziemy normalni. Byłoby czego się uczyć i z historii, i ze słów Jana Pawła II, ale jedyny wniosek jaki należy wyciągnąć to taki, że my się nie chcemy uczyć i pozostaniemy głąbem Europy.