"wykład jak wyzej ma to do siebie , że jest jednostronny i
dlatego nie moze być reprezentatywny."
Ale wystarczy spojrzeć co się dzieje, jak wygląda i się zachowuje młodzież... To, że moja matka jest nauczycielką tylko daje mi wiedzę, do czego zdolni są uczniowie i ich rodzice. Że pieniądzem chcą rozliczyć totalnie wszystko. A to fatalny wzorzec dla ich dzieci ("Nie bój się, tatuś Ci kupi stanowisko...").
"ak został wychowany młody człowiek ktory zabił swoja kolezankę, wychowany na filmach przemocy zastosowal przemoc, dlaczego ją zastosował, czyżby szkoła nie potrafila wychować, jeżeli to prawda, marnowane są pieniądze podatników. "
No bez szaleństw proszę. A gdzie byli rodzice tego chłopaka? Młodzież w szkole spędza ok. 30 godzin w tygodniu, który liczy ich 168, czyli niespełna 20% czasu. Pozostałe chwile życia powinna wypełniać rodzina. Ale jeżeli rodziny brakuje, bo się robi kasę, albo się pije, albo ma się dziecko generalnie gdzies, to potem jest jak jest.
"gdyż wychodzą opisani przez Pana niewychowani absolwenci szkół podstawowych i dalej w szkole średniej skandalicznie sie zachowujący"
Idąc tym tokiem rozumowania muszę zaznaczyć, że fatalne zachowanie dzieciaków w podstawówkach to wynik złych początków wychowawczych (bezradności, braku czasu itp.) rodziców. Charakter dziecka kształtuje się do ok. 6 roku życia. Potem dziecko podlega jedynie socjalizacji.
Całość znosi się do jednego: szkoła ma niestety bardzo umiarkowany wpływ na rozwój osobowości dzieci i młodzieży. Po pierwsze ma na to za mało czasu (ale więcej gdyby miała, to by to była katorga), a po drugie szkoła i nauczyciele mają za mało możliwości - ucznia nie wolno skarcić, nie wolno uderzyć (no akurat tego nie do końca popieram...), właściwie nic nie wolno. Natomiast uczeń może wyzwać, może napluć, może założyć kubeł na głowę nauczyciela, może też udeżyć - najwyżej dostanie naganę. Gdy nauczyciel uderzy - to wylatuje z pracy.
Ale ostatecznie wzorce wychowawcze powinni zapewniać rodzice. Jeżeli dzieciak po przyjściu ze szkoły, może zapomnieć o regułach tam panujących, zamiast kontynuować obowiązki (odrobić lekcje) ma wolne (komputerek, TV, kumple), a na dodatek nie ma kto go nadzorować (przypominam: rodzice zajmują się pielęgnowaniem pieniędzy), to taki jegomość nie ma ani poczucia obowiązku, ani szacunku (zwłaszcza jak rodzice też oceniają przez pryzmat zasobności i możliwości), ani żadnych wartości moralnych. Nawet psa dostaje agresywnego, bo taka kretyńska moda (a przecież dziecko musi mieć zwierzątko, żeby nauczyło się je pielęgnować... a dziecko zwierzątkiem się zajmuje, a jakże - uczy zagryzać koty...).
Niestety temat wychowywania dzieci jest tematem bardzo trudnym. Najbardziej spoczywa na barkach rodziców. Szkoła ma mieć wpływ... Ma mieć. Ale nie na wszystkie jednostki ma. Trudno tutaj wymagać, żeby jeden nauczyciel wychował na ideał 35 osób w klasie, tymbardziej, że tych klas w ciągu dnia to może mieć równie dobrze i 7 (to jest dziennie ponad 200 innych twarzy, innych osobowości...). Trudno zapanować nad wszystkim, gdy ma się w danym momencie 35 osób.
Mało na świecie jest rodzin, gdzie jest 35-ro dzieci, a i tak w rodzinach wielodzietnych, przeważnie panuje jakiś ład (zakładając, że dzieci nie były płodzone przez zamroczonych rodziców alkoholików...). Rodzice mają przeważnie pod swoimi skrzydłami jedno, dwoje czasem troje dzieci. To znacznie łatwiejsze wychowanie, niż próba ogarnięcia 35-ga w ciągu godziny.
P.S. I żeby nie było: nie jestem z seri LPR+RM ani nic w podobie... Poprostu przeraża mnie fakt, co się dzieje z tym światem, skoro nawet dzieci nie mają poszanowania dla ludzi...