ikra
/ 195.128.115.* / 2015-10-30 19:57
Zacznę od tego, że od lat jestem wyborcą PiS i z mieszanymi uczuciami ale również teraz głosowałam na PiS . Miałam jednak nadzieję, że biorąc pod uwagę stan państwa odziedziczonego po PO niektórych obietnic nie da się zwyczajnie wypełnić. Jeśli jednak PiS uprze się by likwidować gimnazja, to może bezpowrotnie stracić nie tylko mój głos ale większości nauczycieli, którzy głosowali na PiS ale i tych, których PiS mogłoby pozyskać. Jako nauczycielkę najbardziej interesuje mnie to, co zapowiada PiS w kwestii oświaty i stąd te mieszane uczucia. Mam ogromne wątpliwości, bo jeśli chodzi o posyłanie sześciolatków do szkoły, to uważam, że należy zachęcać rodziców, by jeśli to uzasadnione, to po konsultacjach ze specjalistami nie bali się posyłać swoje sześcioletnie dzieci do szkoły. Nie powinno to być jednak narzucone obligatoryjnie, gdyż duża część dzieci, może nawet większość, nie nadaje się do szkoły w wieku 6 lat. W tej kwestii więc jest moja zgoda na zmiany. Kategorycznie jednak przestrzegałabym przed likwidacją gimnazjów. I nie dlatego, że jakoś szczególnie obawiam się utraty pracy, bo jako nauczycielka szkoły podstawowej, to może i nawet bym na tych zmianach zyskała. Jestem jednak przekonana i wiem, że podziela to większość środowiska nauczycielskiego, że likwidacja gimnazjów, to ogromne wieloletnie zamieszanie by nie powiedzieć bałagan w polskiej szkole, że to ogromne koszty finansowe i społeczne zarówno dla państwa jak i w szczególności dla samorządów ( w efekcie dla obywateli, bo to oni za to zapłacą). Wątpię, a raczej jestem przekonana, że gra nie jest warta świeczki, bo większość pożądanych efektów i zmian można uzyskać nie przewracając całego systemu oświaty do góry nogami. Największą bolączką i jednocześnie przyczyną mniejszych efektów nauczania od oczekiwanych jest brak możliwości wymuszenia na uczniach dyscypliny przez szkołę i nauczycieli. To przekłada się na gorsze efekty w nauczaniu. Wystarczy więc dać nauczycielom instrumenty do tego, by wymusić na uczniach dyscyplinę, a wtedy wiele dzisiejszych problemów samo się rozwiąże. Trzeba przywrócić tradycyjny model wychowawczy i natychmiast odejść od tzw. bezstresowego wychowania, które bardziej demoralizuje niż wychowuje. To nic nie będzie kosztowało, a efekty będą widoczne i szybkie. Należy jednak również promować tradycyjny model wychowania w rodzinie, bo praca wychowawcza domu i szkoły musi być skorelowana. Z doświadczenia również powiem, że uważam iż zbyt dużą władzę odnośnie tego, co się w polskiej szkole dzieje ostatnio dano rodzicom. Nie chodzi mi o to, by rodzice nie mieli wpływu na szkołę w której uczą się ich dzieci, ale bardzo często jest niestety tak, że w radach rodziców, czyli tych gremiach, które decydują zasiadają osoby bez kompleksów i takie, które mają parcie na różne stanowiska, ale niestety nie idzie to w parze z rozsądkiem i dbaniem o prawdziwe dobro uczniów i szkoły. Ci rozsądni i mądrzy rodzice najczęściej są spychani na margines, nie są w stanie się przebić i w końcu niewiele mają obszaru do działania. Coś z tym trzeba zrobić, bo wywiadówki bardzo często wyglądają tak, że nie tylko nauczyciele są zażenowani ale też duża część rodziców. Wielu rodziców zachowuje się jakby mieli pod górkę do szkoły, a teraz chcieli tą traumę z dzieciństwa i młodości odreagować na nauczycielach. Niestety pani Kluzik bardzo dużą winę za to ponosi, bo nikt tak jak ona nie próbował skutecznie skłócić nauczycieli ze społeczeństwem, w tym z rodzicami uczniów, co rusz organizując nagonkę na pedagogów. Uczeń ma wiedzieć, że w szkole ma w pierwszej kolejności obowiązki, a później dopiero prawa, a dostęp do większości z nich dopiero jak wypełni swoje obowiązki. To dyrekcja i nauczyciele w szkole decydują, a uczniowie mają to wykonywać. Oczywiście musi być miejsce na inicjatywy uczniowskie, ale należy zachować właściwe proporcje. Gdy do powyższych propozycji dodamy zmiany programowe, może zmiany w siatce godzin i parę innych, to bez kosztownej likwidacji gimnazjów będziemy mieli szybkie i dobre zmiany w oświacie. Wart pomyśleć o zmniejszeniu liczebności klas, bo to co zdarza się dziś woła o pomstę do nieba. Trzeba też chuchać i dmuchać na niewielkie przyjazne dla uczniów szkoły, których niestety tak wiele zamknięto ze względów ekonomicznych za rządów PO-PSL nie patrząc na dobro uczniów i społeczności lokalnej. Podsumowując. Oświatę po latach rządów PO trzeba zmieniać i reformować ale nie wolno robić niepotrzebnej rewolucji i wylewać dziecko z kąpielą. Prawda znana od wieków, że szkoła nie znosi rewolucji jest wciąż aktualna. Polska szkoła potrzebuje spokoju i rozsądnej polityki władz oświatowych. Jeśli polityków PiS nie przekonują merytoryczne argumenty, to może zadziała ten polityczny. Nauczyciele w Polsce to grupa 600 tys. ludzi więc jest to pokaźny elektorat szczególnie, gdy się policzy także ich rodziny . Wiem, że w ostatnich latach nauczyciele w większości wspierali PO ale wiem też, że przy mądrej polityce PiS może większość z nich "odbić"