To są półśrodki z tymi prawami jazdy czy innymi zadaniami.
Co do rekrutacji, chodzi o coś innego - oczywiście, racją jest, że brak odpowiedzialności sprzyja takiemu bezhołowiu, ale w przypadku funkcjonowania ustawy o służbie cywilnej chodziło o ujecie w ramy prawne wymogu zatrudniania faktycznie najlepszych i tu urzędnik nie powinien mieć wyboru. Jak jest w praktyce, wiadomo. ale problem polega na tym, że przy tych okazjach łamane jest prawo i nikt tego nie tylko nie egzekwuje, ale doskonałym milczeniem udaje, że nic sie nie dzieje. A to są źródła większości afer korucyjnych, w jakich udział bierze administracja.
Korupcja wymaga "przyjaznego" otoczenia. Jak je można skonstruopwać? Tylko na zasadzie tworzenia "dobranych" zespołów pracowniczych, więc system zatrudniania tak właśnie działa.
Znacznie trudniej byłoby wykręcać te nieziemskie numery, gdyby system rekrutacji był egzekwowany, a łamanie prawa spotykałoby sie ze zdecydowanymi działaniami.
Rzeczywiście najlepsi nie potrzebowaliby żadnego "wsparcia" wewnątrz urzędów zatrudniających, tylko że to prowadziłoby do przemieszania "znajomych królika" z "obcymi". Jak w takim składzie personalnym ukręcic swoje lody? Trudno, oj trudno:))))
Stąd te desperackie obrony przed "obcymi". NIe dość, że nikomu nic nie zawdzięczają, więc nie muszą sie liczyć z żadnymi długami wdzięczności czy nie wiążą ich żadne nici, to na dodatek mogą się doszukać jakichś niecodziennych historii wewnątrz urzędu.
I tu jest pies pogrzebany.
Jeśli komisja konkursowa ma do wyboru "obcego" i jeszcze z bardzo wysokimi kwalifikacjami, a jednocześnie ziecia czy koleżankę, choćby to był połanalfabeta, to jak myślicie, kto taki "konkurs" wygra?