a szkoda gadać
/ 83.11.126.* / 2008-09-29 14:52
Bzdury, bzdury ,bzdury !!!
W latach 90 tych "autoryret" Winiecki kazał zamykać!
A teraz co ? Ceny węgla skoczyły?
Normalne państwo zrobiłoby niezły interes na tym.
Uniezależniłoby się energetycznie
U nas rządziła SBecja i tzw. autorytety.
Żaden autorytet nie wmówi mi, że jak ceny węgla rosną
to kopalnie upadną.
Ps. Poniżej cytat dla antymoherowców pokazujący jak polityka łaczy się z ekonomią.
"Moje moherowe uwielbienie dla braci Kaczyńskich nie jest z tego świata i nie chodzi tu sferę metafizyczną. Nie jest ze świata salonu, warszawki, czy innych elit. Jest za to ze świata przeczuć, intuicji, mglistych pojęć sprawiedliwości, równości i tym podobnych urojeń prostego człowieka. Ze względu na moje moherowe ograniczenia nie mogę oczywiście przedstawić tego poglądu w formie syntezy, postaram się to wyłożyć na przykładzie. Wszystko zaś ma swój początek w tym, że bracia Kaczyńscy jako jedyni powiedzieli nam coś, czego nie odważył się powiedzieć nikt przed nimi.
Jest taki bon mot o pierwszym ukradzionym milionie, od dawna z pobłażliwą wyrozumiałością cytowany przez salony, jako usprawiedliwienie na grzech pierworodny wielkich fortun. Moher od zawsze miał przeczucie, że ten medal ma drugą stronę. I właśnie oni, inteligenci z Żoliborza, krew z krwi i kość z kości warszawki i jej salonów, odważyli się wyjść poza swój matecznik i wyjaśnić nam to, co w swoich moherowych łbach przeczuwaliśmy, ale nie potrafiliśmy wyartykułować: że bez względu na to, który milion się ukradło, pierwszy czy ostatni, to jest się złodziejem. Owszem, eleganckim bywalcem salonów, wykształconym i z kindersztubą, ale jednak złodziejem. Mało tego, gdy już gotowi byliśmy się z taką prawda pogodzić – wiadomo, takie jest życie, etc.- to powiedzieli nam owi bracia Kaczyńscy, że ów milion został ukradziony nam, no bo przecież państwo to my. W ten sposób doszliśmy do konkluzji, że gdyby nam owego miliona nie skradziono, to my mielibyśmy szansę brylować na salonach i wyjeżdżać na Seszele. No, rozumie się samo przez się, że tego już darować nie mogliśmy i poszliśmy za bliźniakami jak w dym.
Oni zaś nie ustawali w wysiłkach i już wkrótce objawili nam następną prawdę. Otóż czarno na białym wykazali mi, prostemu moherowi, że kiedy w zamierzchłych czasach komuny doniosłem na kolegę z pracy, żeby zasłużyć na dodatkowy przydział cebuli na zimę, to owszem, wstyd mój jest wielki, ale równie wielki jest wstyd opozycjonisty, aspiranta do elit, który zobowiązanie do współpracy podpisał w obawie, żeby się żona nie dowiedziała. Że wielki pisarz, który w swoim czasie pisał rzeczy podłe, bo bał się utraty przywileju, jest takim samym tchórzem jak ja, który zamknąłem okno, gdy ktoś napastowany na ulicy wzywał pomocy. Zastanowiło mnie wówczas, że skoro równy jestem tym delikwentom w swojej małości, to skąd ta różnica w pozycji ? Czy istnieje jakieś kryterium przynależności do elity, czy też jest to funkcja dożywotnia i nie podlegająca krytyce ? A skoro tak, to kto mianuje do elity ? I znowu nieocenieni okazali się bracia Kaczyńscy mówiąc do naszych moherowych łbów, że nikt nie mianuje, że owszem, elitarność jest weryfikowalna i można spaść do trzeciej ligi, jak nie przymierzając, jakaś Arka Gdynia czy inny Górnik Zabrze. Wiele jeszcze podobnych zjawisk objaśnili nam straszni bliźniacy, dzięki czemu poczuliśmy się odrobinę równiejsi. Owszem, jest to równanie w dół, ale prawdą jest także, że po czterdziestu latach komuny i bez mała dwudziestu transformacji pod nadzorem elit, równać w górę nie bardzo jest do kogo. Gorzka prawda.
Zatem co takiego musiałoby się stać, żebyśmy stracili uwielbienie dla dwóch niepozornych inteligentów z Żoliborza ? No cóż, odpowiedź w świetle moich moherowych wynurzeń wydaje się dość prosta – elity muszą zrezygnować ze statusu dozgonnej nietykalności. Sądząc po reakcji elit na ten postulat bracia Kaczyńscy oraz im podobni mają przed sobą długą polityczną przyszłość, czego im serdecznie życzę.
Dopóki członek elity będzie mógł bezkarnie powiedzieć o nas „bydło”, zaś my będziemy potępieni za gwizdy na niego, dopóty będzie istniał PiS.
Dopóki jakiś Michnik będzie żądał "innej miary" dla jakiegoś Bolka, a do nas przykładał szablon pętaka, dotąd będziemy popierać bliźniaków.
Dopóki za patriotę będzie uchodził zbrodniczy zupak, a oszołomstwem nazywane domaganie się kary dla niego, Kaczyńscy będą mieli 25 procent jak w banku, a może i dużo więcej.
Tak, moi drodzy obrońcy przyrodzonej i dożywotniej elitarności elit, PiS będzie istniał...dzięki wam ! To mówię do was ja, prosty moher"