acomitam
/ 83.25.193.* / 2007-11-29 13:33
W demokracjach liberalnych, czyli tzw socjaldemokracjach prawa człowieka są podporządkowane potrzebom państwa i jego urzędników. W tym sensie są wtórne i mniejszej wagi, niż prawa, które ustanawia na swój pożytek państwo. Tak jest np. z prawem własności. Niby jest, ale gdyby ktoś zaczął się dopominać o np. zwrot składek ZUS, wtedy państwo pokazałoby mu figę, albo nawet użyłoby aparatu przymusu, aby delikwenta przywołać do porządku i posłuszeństwa. Zdarzały się przecież wypadki, że państwo pobrało od swoich obywateli nienależną daninę (czytaj: okradło obywateli), ale ze względu na potrzeby budżetu, dostrzeżone także przez niezawisły sąd, do którego sprawę zgłosił naiwny obywatel, nieświadom faktu, że sąd jak zwykle reperezentuje interes silniejszego, państwo nie zamierzało oddać tego, co ukradło. Podobnie jest też z prawem do swobody wypowiedzi. Niby jest, ale niech ktoś spróbuje publicznie napiętnować homoseksualizm nazywając go zboczeniem, albo zaprzeczy uświęconej nakazami państwowymi tezie, że w Oświęcimu ginęli Żydzi, albo wreszcie wyrazi publiczne zdziwienie, że tak wielu Żydów działało w aparacie bezpieczeństwa naszego państwa po 1945 roku i że za ich sprawą, tak wielu naszych wybitnych i zasłużonych rodaków zostało zamordowanych. Wtedy się okaże, że te niby podstawowe prawa są prawami wtórnymi, mniejszej wagi, bowiem to państwo określa, czy faktycznie są prawami, kiedy nimi są i w jakim zakresie należy je stosować.