Dawno nikt tak nie namieszał na rynku pracy, jak pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni po 2000 r. Przez starszych kolegów i krewnych (millenialsów i X) uważani są nierzadko za leniwych, roszczeniowych i takich, którzy nie chcą pracować tyle samo, co oni. Jak pisaliśmy w money.pl, tylko to ostatnie stwierdzenie jest prawdą. Nic więc dziwnego, że wraz z wchodzeniem pokolenia Z na rynek pracy, dyskutuje się coraz poważniej o czterodniowym tygodniu pracy i work-life balance.
- Sam jestem millenialsem i praca z pokoleniem Z to dobra lekcja również dla mnie. Za moich czasów pracę w hotelarstwie zaczynało się, biorąc zmiany po 10-12 godzin, nawet sześć dni w tygodniu. Praktycznie cały czas spędzało się w hotelu. Dziś to już przeszłość i nie ma mowy o tym, by wróciła - dodaje Dempsey.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak już pisaliśmy w money.pl, specjaliści zajmujący się rekrutacją przekonują, że surowe oceny na rynku pracy dla pokolenia Z wynikają z przyłożenia do "zetek" szablonów pasujących do poprzednich pokoleń. I to raczej starsi pracownicy powinni zmienić swoje nastawienie.
Kilka miesięcy temu o ocenę pokolenia Z portal PulsHR.pl poprosił specjalistów z firm działających w Polsce, którzy zajmują się rekrutacją pracowników. Krzysztof Inglot, prezes Personnel Sevice, podkreślał, że "zetki" to "nowa jakość na rynku pracy". Powoływał się przy tym na badanie Uniwersytetu Warszawskiego "Studiując w świecie niepewnego jutra: perspektywy, sprawczość, wizje przyszłości", z którego wynikało, że praca ma im zapewniać przede wszystkim możliwości rozwoju.
Podkreślano wówczas, że pokolenie wchodzące na rynek pracy "nie żyje, by pracować". Dlatego zarabiane pieniądze nie muszą zawsze wiązać się z trudem i znojem – przeciwnie, praca jest na tyle dużą częścią życia, że raczej "powinna być przyjemna albo chociaż satysfakcjonująca".
Pokolenie Z na rynku pracy. Słowo-klucz: elastyczność
Aidan Dempsey podkreśla, że cieszy go, że wśród najmłodszych kandydatów na rynku pracy wciąż jest chęć związania swojej kariery zawodowej z hotelarstwem i takimi markami jak Bristol czy Marriott. Przyznaje, że współpraca z pokoleniem Z wymaga jednak zmiany podejścia.
- Wymagało to od nas nauczenia się elastyczności. Musieliśmy się zaadaptować do tego, że ktoś nie chce pracować na pełen etat, ale przez cztery lub pięć godzin z rana, zanim pójdzie na zajęcia na uczelni. Na całym rynku pracy w niepamięć odeszły czasy, gdy szefowie mówili: mam 200 pracowników, wszyscy w pełnym wymiarze, praca na moich warunkach. Nie ma już tego - podkreśla Dempsey.
Chcą pracować w hotelu, ale... z domu
Zaznacza jednak, że oczekiwania pokolenia Z naprawdę potrafią być wyzwaniem. - Prowadziliśmy rekrutację kelnerów i kelnerek do hotelowej restauracji. Jedna z kandydatek zapytała, czy może pracować z domu. To wymaga rozmowy, długiej rozmowy. Bo oczywiście, jesteśmy elastyczni, ale pewne rzeczy są nie do pogodzenia z działalnością operacyjną hotelu - stwierdził.
Naprawdę dużo jest pytań na rozmowach kwalifikacyjnych z pokoleniem Z o pracę z domu. To świetnie, że polskie prawo się zmieniło, oferując taką możliwość jak praca zdalna, ale w naszym przypadku najczęściej nie mówimy o pracy biurowej, tylko o pracy, którą trzeba wykonać osobiście i na miejscu - podkreślił.
Jego zdaniem z perspektywy całego rynku pracy nie ma ucieczki od zmiany podejścia i przystania w dużej mierze do oczekiwań "zetek".
- Musimy się zaadaptować na tyle, na ile to możliwe, do oczekiwań młodego pokolenia. Bo w gruncie rzeczy, jeśli chcemy, by kolejna generacja przychodziła do pracy w tej branży, trzeba uczyć się od nich i wyciągać wnioski. Musimy być elastyczni, jeśli chcemy mieć pracowników, bo przecież bez nich nie przetrwamy - dodał.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl