W piątek Sejm przyjął ustawę wprowadzającą tzw. dodatek węglowy w wysokości 3 tys. zł dla gospodarstwa domowego. Jedynym kryterium jest wpis lub zgłoszenie do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB). "Tyle że w samej deklaracji, która jest składana, wymienia się wszystkie rodzaje źródeł ciepła, jakie są zamontowane w budynku. Takie przypadki, gdy np. istnieje piec gazowy plus koza albo kocioł na węgiel, wcale nie należą do rzadkich" - czytamy w dzienniku.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska przekonuje, że to sam zgłaszający będzie musiał zadeklarować, co jest źródłem ogrzewania. I to pod groźbą odpowiedzialności karnej. - Najważniejszy problem dotyczy tego, jak urzędnik może zdecydować, co jest głównym źródłem ogrzewania, bo nigdzie w deklaracji CEEB nie jest to napisane - przekonuje samorządowiec, na co dzień zajmujący się tą ewidencją, w rozmowie z dziennikiem. Jego zdaniem możliwości weryfikacji są ograniczone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dodatek węglowy. Nieszczelny system dopłat do ogrzewania
Samorządowcy ostrzegają, że system dopłat wkrótce może okazać się nieszczelny, a kwota 3 tys. zł na horyzoncie zaczęła działać motywująco. Bo według "DGP", osoby, które chcą poprawić złożoną już deklarację i dopisać źródło węglowe, aby móc wnioskować o dodatek, zgłaszają się już np. w Warszawie.
Samorządowcy ostrzegają, że błędna jest też definicja gospodarstwa domowego w ustawie. "Ich zdaniem może to prowadzić do sytuacji, w której np. małżeństwo posiadające dwa domy w różnych gminach złoży dwa odrębne wnioski. I, jak wskazują włodarze, nie ma praktycznie żadnych mechanizmów zweryfikowania, czy rzeczywiście mamy do czynienia z jednym czy z dwoma gospodarstwami domowymi" - dodano.
Na pewno będzie to nadużywane przez niektóre osoby. Po stronie samorządów nie będzie żadnej możliwości formalnej weryfikacji czy kontroli, bo nie mają takich uprawnień i środków finansowych na takie działanie - mówi Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa, w rozmowie z "DGP".