Jak informowaliśmy w czwartek, z powodu rygorów sanitarnych tysiące rodziców mogą we wrześniu mieć problem z umieszczeniem dziecka w przedszkolu lub żłobku. Obowiązują bowiem sanitarne limity do 25 dzieci w grupie oraz 2,5 m2 na każde dziecko.
Samorządy alarmowały, że nie będą w stanie sprostać tym wymogom lokalowym i apelują do rządu o przywrócenie dodatkowego zasiłku opiekuńczego. W przeciwnym razie rodzice mogą znaleźć się w tarapatach.
Jak poinformowali nas samorządowcy z Wrocławia, nie ma możliwości prawnych zorganizowania alternatywnych w stosunku do przedszkoli i żłobków form opieki nad tymi dziećmi.
Jeszcze tego samego dnia premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że dodatkowe świadczenie dla rodziców będzie przywrócone, ale nie dla wszystkich. Podkreślił, że nie będzie ono już powszechne, jak było to do 26 lipca 2020 r., ale adresowane tylko do pewnych grup.
Program był dużym obciążeniem dla finansów publicznych. Jak podaje ZUS, od 12 marca do 26 lipca br. (kiedy obowiązywały "covidowe zasiłki"), a więc przez 137 dni wypłacono 1,3 mln świadczeń na łączną kwotę 3 mld 375 mln zł. Średnio ok. 750 mln zł miesięcznie.
Stąd ograniczenia w pomocy do tych, którzy znajdą się w najtrudniejszej sytuacji.
Jak nieoficjalnie ustalił money.pl, świadczenie dostaną rodzice dzieci z tzw. czerwonych i żółtych powiatów, gdzie wskaźniki zakażeń są najwyższe w kraju. Bez względu na to, czy szkoły będą tam otwarte, czy zamknięte.
Premier Morawiecki mówił też w czwartek, że jeśli dyrektor szkoły podejmie decyzję o nauczaniu zdalnym, rodzice dzieci do lat 8. z tej konkretnej placówki będą mogli wystąpić o dodatkowe świadczenie.
Jak zaznaczył, będzie to dodatkowy zasiłek, zatem nie będzie się wliczał do ogólnej puli 60 dni w roku, z której każdy ubezpieczony rodzic może skorzystać na warunkach ogólnych – czyli również w przypadku nagłego zamknięcia placówki.
Zasiłek opiekuńczy dla tych, co się "boją"?
Na tym nie koniec. Szef rządu zapowiedział też, że z dodatkowego zasiłku będą mogli skorzystać również rodzice, którzy z różnych względów nie będą w stanie dziecka posłać do żłobka lub szkoły, oraz się po prostu tego obawiają.
Zapytaliśmy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jak należy rozumieć tę zapowiedź, skoro premier podkreślał, że zasiłek nie będzie już powszechny, ale adresowany tylko do niektórych grup?
Czy miał na myśli tylko rodziców dzieci z chorobami współistniejącymi, którzy mają uzasadnione prawo bać się o bezpieczeństwo swoich dzieci, czy też wszystkich?
Okazuje się, że chodzi o zupełnie coś innego. Biuro prasowe ministerstwa pracy wyjaśniło nam, że rozporządzenie, nad którym pracują obecnie urzędnicy, ma na celu głównie zapobiec katastrofie związanej z brakiem wystarczającej liczby miejsc w żłobkach i przedszkolach. Jest to więc odpowiedź na postulaty samorządów oraz części rodziców.
"Przygotowujemy projekt rozporządzenia dotyczący wsparcia rodziców w sytuacji, gdy placówki opieki zostaną zamknięte. Chcemy, aby dodatkowy zasiłek opiekuńczy przysługiwał także rodzicom w sytuacji, gdy obostrzenia epidemiologiczne nie pozwolą na przyjęcie wszystkich dzieci do placówek opieki. Dodatkowe wsparcie będzie kierowane celowo, aby zabezpieczyć sytuacje, kiedy jest ono niezbędne i rodzina wymaga wsparcia" – czytamy w komunikacie przesłanym do money.pl.
Przepis o dodatkowych zasiłkach opiekuńczych znalazł się w nowelizacji ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Ustawa przeszła przez Senat.
Dzięki nowym przepisom rząd w drodze zwykłego rozporządzenia będzie mógł przyznawać dodatkowe zasiłki opiekuńcze, które nie wliczają się do ustawowych 60 dni.