Firmy pogrzebowe narzekają na koronawirusa. Mogą nie przetrwać
Firmy pogrzebowe w czasach koronawirusa wbrew pozorom nie mają łatwego życia. Wręcz odwrotnie. Wiele zakładów może nie przetrwać kryzysu - alarmuje branża.
O sprawie pisze łódzki oddział "Gazety Wyborczej". Bo choć wiele mówi się o hotelach, restauracjach czy zakładach fryzjerskich, to branża funeralna również cierpi na kryzysie.
I nie, umierający z powodu wirusa Polacy wcale ich nie cieszą i nie generują wyższych przychodów. Jak to możliwe? Przede wszystkim przez wprowadzone obostrzenia dla ceremonii pogrzebowych.
Branża wskazuje, że przez ograniczenie liczby żałobników do zaledwie 5 osób de facto zamarła sprzedaż kwiatów. Firmy zamówiły mnóstwo roślin, których potem nie dało się wykorzystać. Nikt nie kupuje już dużych wieńców ani mniejszych wiązanek. Bo po prostu ludzie nie chodzą na pogrzeby.
Obejrzyj: Był nauczycielem, dzięki jednej rozmowie został miliarderem
Co więcej, rodziny również nie decydują się na bardziej wystawne ceremonie. Nikt nie bierze nawet pod uwagę przejazdów luksusowym karawanem ani nie zamawia trębacza, który pożegna zmarłego. Stypy już kompletnie nie chodzą w grę. A to na tym zarabiało wiele firm pogrzebowych.
- Możemy tego nie przetrwać - mówi "Wyborczej" Witold Skrzydlewski, jeden z największych przedsiębiorców w tej branży.
Szczególnie, że w najbliższy weekend ma zacząć obowiązywać zakaz wstępu na cmentarze. Odwiedziny zmarłych będą możliwe tylko w dni powszednie. A to oznacza mniejszy ruch w przycmentarnych kwiaciarniach.
Jak mówi "GW" Skrzydlewski, rozwiązaniem może być kremacja. Rodzina decyduje się na takie wyjście, by móc poczekać z uroczystym pochówkiem. Urna zostaje więc w zakładzie pogrzebowym i czeka na czasy "po epidemii".
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl