Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Paweł Gospodarczyk
Paweł Gospodarczyk
|
aktualizacja

Tysiące rolników w Warszawie. Byliśmy w autokarze. Oto co usłyszeliśmy

Podziel się:

Jesteśmy zmęczeni tym protestowaniem. Półtora roku krzyków i nic - mówią money.pl zrezygnowani rolnicy z Hrubieszowa na Lubelszczyźnie. Ich ponad 50-osobowa delegacja była jedną z pierwszych, która dotarła na miejsce zbiórki przed wtorkowym protestem. Towarzyszyliśmy im od momentu wjazdu do Warszawy.

Tysiące rolników w Warszawie. Byliśmy w autokarze. Oto co usłyszeliśmy
- Nie mamy wyjścia - mówią rolnicy z Lubelszczyzny obecni na proteście w Warszawie (money.pl, PG)

- Jakby patrzeć tylko na zapotrzebowanie na autokary, to ma być nas 60 tysięcy. Tyle osób jest zgłoszonych - mówi nam Krzysztof, rolnik ze stowarzyszenia "Oszukana Wieś", prowadzący ponad 200-hektarowe gospodarstwo w Hrubieszowie. Rozmawiamy z nim w autokarze, którym lokalna delegacja zmierza do Warszawy na wtorkowy protest. Dołączamy do niej tuż przed granicą miasta.

Protest rolników w Warszawie. "Jadę, bo nie ma wyjścia"

- Jest nas ponad 50 osób. Wiemy, że jest też załoga z Zamościa w podobnej liczbie. O g.10. zbiórka przed Pałacem Kultury, a licząc, że z dojazdem zejdzie z pięć godzin, to pobudka o 4. W sumie wyszło spontanicznie, przygotowania u nas trwały dwa dni - tłumaczy.

Krzysztof mówi wprost: jedzie do Warszawy, bo nie ma wyjścia. Wcześniej spędził kilka dni protestując na przejściu granicznym w Zosinie.

Dzień do dnia i zebrało się półtora roku. Tak długo to już się ciągnie. Najbardziej boli to, że przełomu nie widać - zauważa.

Pytany o motywację wskazuje na dwa obecnie najgłębsze i najgłośniejsze problemy: niekontrolowany import surowców z Ukrainy i krzywdzące - zdaniem rolników - założenia forsowanego przez Brukselę Zielonego Ładu. Ale to nie wszystko.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Jolantą Okońska-Kubica

- Produkcja jest całkowicie nieopłacalna. Nawet producenci maszyn nie mają praktycznie sprzedaży. Wszystko stanęło. Przez COVID-19 ceny poszły w górę i dotąd nie spadły. Jeśli dealerzy coś obniżają, to tylko dlatego, że są pod ścianą, bo nie mają zbytu - słyszymy od naszego rozmówcy.

Do Krzysztofa dołącza Jeremi: - Przed wojną (w Ukrainie - przyp. red.) nie było różowo, ale było stabilnie, można było coś zaplanować. Wojna wybuchła i nagle niektóre nawozy podrożały o 600 proc. - mówi.

- Ceny w górę, a płody w dół - dopowiada kolejny rozmówca Adam. - Co z tego, że są dopłaty, jak one zazwyczaj nie pokrywają podwyżki cen nawozów i innej środków - mówi. - Nie no, jakiś zastrzyk na pokrycie kosztów to jest, przynajmniej dla niektórych. Ale ludzie nie robią tego po to, żeby wyjść na zero, albo żeby mieć kilka tysięcy straty. Chcą zarobić - odpowiada mu Krzysztof.

Delegacja u marszałka Sejmu

Droga do centrum przebiegła sprawnie, na kilku większych skrzyżowaniach było widać patrole policji. - Musimy pilnować, żeby wszytko zgodnie z umową. Sygnał do protestu dała "Solidarność", ale dalej musimy sami się pilnować - słyszymy.

Na miejsce zbiórki na placu Defilad grupa z Hrubieszowa dociera jako jedna z pierwszych. - Co dalej? - pytamy, pokazując rolnikom grafikę z trasą przemarszu. - Idziemy przed Sejm i kancelarię premiera. Dostaliśmy informację, że marszałek Hołownia jest skłonny przyjąć naszą delegację (spotkanie doszło do skutku - przyp. red.). To miłe, ale zdajemy sobie sprawę, że on niewiele może zrobić w naszej sprawie - twierdzi Krzysztof.

Wiele może za to premier, ale rolnicy pytani o rozmowy z Donaldem Tuskiem nie mają złudzeń.

Pan premier raczej nie chce z nami rozmawiać. Ma od tego ludzi. Widać za to chęć ze strony ministra Siekierskiego (Czesława, ministra rolnictwa i rozwoju wsi - przyp. red.). Był w Zosinie, rozmawialiśmy merytorycznie, bazując na twardych danych. Dał nam mgliste powody do optymizmu, ale to chyba na wyrost. Bardziej ucieszyliśmy się, że ktoś z rządu w ogóle się do nas pofatygował - mówi Adam.

Kukurydza rozsypana pod Bydgoszczą. "Ludziom puszczają nerwy"

- Co z wiceministrem Kołodziejczakiem? - pytamy. Rolnicy szybko ucinają temat: - Jego odbiór jest różny, ze wskazaniem na negatywny - słyszymy.

Przed Pałacem Kultury robi się coraz głośniej, dojeżdżają delegacje z województwa dolnośląskiego i łódzkiego. Słychać syreny i trąbki, które można kupić na rozstawionych na miejscu straganach. Są też flagi i szaliki. - Cena? Od 20 do 50 zł - mówi sprzedawczyni.

- Za chwilę nie będzie szło pogadać. Pytaj, póki się da - pogania Krzysztof. Pytamy więc o głośną, badaną przez policję sprawę ośmiu wagonów ukraińskiej kukurydzy rozsypanej w minioną niedzielę pod Bydgoszczą.

Być może to była przesada, ale ludzie nie wytrzymują. Nie wiedzą nic, nie wiedzą, co mają siać, co mają hodować. Puszczają nerwy - tłumaczą nasi rozmówcy.

"Mam dość, jestem zmęczony"

- Szczerze? Mam tego dość, jestem zmęczony. Koło domu jest niezrobione, na gospodarstwie to samo. Trzeba jechać na protest, trzeba jechać do urzędów, do resortów na kolejne nic niedające spotkania. Oni pokiwają głowami i nic się nie zmienia. Tak wygląda nasza codzienność. Gdybyśmy jednak nie mieli nadziei, nie byłoby nas tu - mówi Krzysztof.

PiS trochę nam pomogło. Zablokowało granicę, dało rekompensaty. Ale nie jesteśmy naiwni - chodziło o wybory - dodaje.

Jak słyszymy, protesty na granicy według planu mają trwać do końca marca. A po nich, na przejścia graniczne mogę wrócić przewoźnicy. - Mamy takie sygnały. Oni też czekają na realizację obietnic nowego rządu. No i na razie ciężko z tym idzie - mówi jeden z naszych rozmówców.

Na zarzuty o bierność w rozmowach z władzą protestujący odpowiadają sprzeciwem. - Przecież mamy dla nich gotowe rozwiązania - przekonują. Jakie?

Sami Ukraińcy twierdzą, że tylko 5 procent importu ich produktów rolno-spożywczych idzie tranzytem przed Europę. Reszta płynie przez Morze Czarne. Zamknięcie granicy z krajem, który tyle im pomógł, na czas powiedzmy 3-6 miesięcy, dopóki nasz rynek się nie ureguluje, to nie byłaby taka tragedia - uważa Krzysztof.

O Zielonym Ładzie mówią jak o generatorze dodatkowych kosztów. - Trzeba to całkowicie przemodelować - podkreślają. - Cały świat prowadzi politykę rolną zdroworozsądkowo. Tylko Europa ma problem - dodają.

Europa miała też problem z przywilejami oferowanymi polskim rolnikom, gdy nasz kraj wchodził do UE - przypominamy.

Tak, ale Ukraina ma przewagę w postaci obszarów rolnych. Jeśli kiedyś Ukraińcy wejdą do Unii, to prędzej czy później dostosują się do panujących w niej norm. Ale u nas 100 hektarów to duże gospodarstwo. Tam 500 hektarów to mało, a plony sprzedaje się agroholdingom - tłumaczy Krzysztof. - Idę, bo nasi się zbierają - urywa po chwili.

6 marca rolnicy planują kolejną generalną manifestację. Do rolników mają wówczas dołączyć m.in. przewoźnicy i myśliwi.

Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl