Kto by pomyślał, że zakup roweru może być problemem. A jednak. Zwłaszcza jeśli ktoś szuka konkretnego modelu o dobranych parametrach - pisze "Wyborcza". W sklepach bowiem od dłuższego czasu brakuje nowych dostaw, a jeśli już docierają to są bardzo skromne.
Dlatego też sprzedawcy wyprzedają seryjne rowery, które zostały im z poprzedniego sezonu i z niecierpliwością czekają na odblokowanie dostaw.
Z tym jednak może być problem, bo jak wyjaśnia gazeta, w Azji, a zwłaszcza w Chinach fabryki wciąż mają problemy. Część została zamknięta z powodu pandemii, część cierpi z powodu braku pracowników.
Jeśli już nawet rowery opuszczą fabrykę, to z kolei statki z towarem mają problemy przez koronawirusa. Dostaw nie ma czasem miesiącami.
Co bardziej zawzięci szukają więc używanych rowerów, ale tych ceny poszybowały. Jak pisze gazeta rower gravelowy firmy Merida z drugiej drugiej ręki kosztuje tyle co nowy. A i tak się sprzeda, bo na rynku próżno szukać, albo trzeba się zapisać w kolejkę oczekujących.
Jak przypomina dziennik nawet polskie firmy, jak choćby Kross mają problem. Składają rowery w kraju, ale części sprowadzają z Chin czy Tajwanu.
- Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że obecnie na rynku brakuje 70-80 proc. rowerowych produktów, m.in. elementów napędowych, takich jak kasety, łańcuchy, przerzutki i układy sterowania do przerzutek. Jeśli chodzi np. o kasety, czyli zębatki, to u niektórych producentów nie ma ich w wolnej sprzedaży już od pół roku – Mikołaj Pytel, właściciel sieci sklepów rowerowych AirBike na łamach serwisu Subiektywnie o finansach.