Kreml dostał to, czego desperacko potrzebował. "Miliardy wpływów" [OPINIA]

Kreml uzyskał to, czego desperacko potrzebował: uznanie, że Rosja pozostaje pełnoprawnym graczem globalnej sceny politycznej. Waszyngton pozwolił, by ten szczyt został odebrany jako dowód, że izolacja Rosji się skończyła. Putin zyskał czas i legitymizację - pisze w opinii dla money.pl Piotr Arak.

TrumpTrump traktował Putina jak równorzędnego partnera
Źródło zdjęć: © GETTY | Andrew Harnik
Piotr Arak

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce od samego początku było obciążone ciężarem grzechu pierworodnego. Rozmowy z przywódcą, który od lutego 2022 roku prowadzi otwartą wojnę przeciwko Ukrainie, okupując jej terytoria i powodując śmierć dziesiątek tysięcy ludzi, porywając dzieci w głąb Rosji, nie mogły przynieść przełomu, który Zachód mógłby uznać za realny sukces.

A jednak do spotkania doszło – i już samo jego przeprowadzenie stanowiło pewne zwycięstwo Moskwy. Być może Trump potrzebował tego kontaktu, by usłyszeć od Putina tę samą butną nacjonalistyczną propagandę i nierealistyczne żądania Rosji, tyle że w cztery oczy.

Nasuwa mi się analogia do spotkania Napoleona z carem Aleksandrem I w Tylży w 1807 roku. Dwaj władcy stanęli wtedy na tratwie pośrodku Niemna, aby pokazać światu, że mogą rozmawiać ponad głowami innych i tworzyć lub okrajać państwa. Wtedy powstało Księstwo Warszawskie. Był to okres szczytowych osiągnięć Napoleona, którego dalsze wojny nie potoczyły się z takimi sukcesami, jakich oczekiwał. Na tym podobieństwo się kończy i wchodzi do gry polityczny PR.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trump wpadł w pułapkę? "Czerpie wiedzę o świecie z telewizji"

Szef rosyjskiego MSZ jak troll

Spotkanie Trump-Putin w Anchorage skończyło się tylko na symbolice, a nie konkretach. W Tylży powstały traktaty, które dla Prus czy Saksonii były katastrofalne, gdyż ich los został przesądzony bez udziału zainteresowanych stron. Dziś Ukraina obawiała się, że Anchorage może stać się jej współczesną Tylżą, w której okrojono by ich terytorium.

Kreml uzyskał to, czego od początku wojny desperacko potrzebował: uznanie, że Rosja pozostaje pełnoprawnym graczem globalnej sceny politycznej. Najważniejsze w spotkaniu nie było to, co powiedziano, lecz to, co zobaczyły kamery.

Trump uścisnął dłoń Putina, traktując go jak równorzędnego partnera. Sergiej Ławrow pojawił się na Alasce w swetrze z napisem "ZSRR", trollując amerykańskie społeczeństwo niczym z odcinka Simpsonów. Orszak bombowców strategicznych Trumpa przeleciał nad głową Putina. Te obrazki będą wykorzystywane medialnie zarówno przez Amerykanów, jak i przez Rosjan.

Cisza, która może cieszyć Kijów

Największym paradoksem spotkania w Anchorage jest to, że najlepszą wiadomością dla Ukrainy okazał się brak wiadomości. W czasie rozmów nie doszło ani do nowego Monachium, ani Tylży, gdzie jeden władca oddawałby wschodnią Europę w imię "pokoju", ani do nowej Jałty, w której wielcy gracze dzieliliby świat ponad głowami mniejszych państw.

Putin zapewne powtórzył Trumpowi swoje roszczenia do całej Ukrainy, próbując wmówić mu, że tylko kapitulacja Kijowa zakończy wojnę. Trump zrozumiał jednak, że oddanie Ukrainy w całości byłoby zwykłą porażką, a nie "wielkim dealem". Po spotkaniu nie było zapowiadanego obiadu, a konferencja prasowa była zdawkowa i zakończyła się jedynie oświadczeniami obu przywódców, na pytania nie odpowiadali.

Z perspektywy Kijowa samo utrzymanie status quo to już sukces. Ukraina nie została sprzedana. To gorzka satysfakcja, ale w obecnych warunkach każda sytuacja, w której nie przegrywa się więcej, jest formą zwycięstwa.

Co naprawdę zyskały USA i Rosja?

Dla Waszyngtonu bilans jest mieszany. Z jednej strony brak złej umowy oznacza, że formalnie amerykańska pozycja w sprawie Ukrainy nie została osłabiona. Trump może sprzedawać spotkanie jako dowód, że "próbuje rozmawiać o pokoju", co w kampanii senackiej (wybory do Senatu odbędą się w USA w listopadzie 2026 r. - red.) może brzmieć atrakcyjnie dla zmęczonego wojną elektoratu. Może też wspomóc jego starania o Pokojową Nagrodę Nobla.

Sama rozmowa w cztery oczy pozwala też amerykańskim służbom zebrać cenne informacje o stanie umysłu Putina, jego priorytetach i strategiach.

Jeśli chodzi o Trumpa, spotkanie z Putinem utwierdza go tylko zapewne w przekonaniu, że stary kagiebista jest bardziej nieelastyczny niż prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Jednakże Waszyngton pozwolił, by Anchorage zostało odebrane jako dowód, że izolacja Rosji się skończyła. Putin zyskał dokładnie to, czego chciał: czas i legitymizację. Każdy dzień bez nowych sankcji, każdy miesiąc bez twardych decyzji Zachodu, to miliardy dolarów wpływów z eksportu surowców energetycznych.

Rosyjski budżet wojenny jest dziś uzależniony od sprzedaży ropy i gazu, a brak wtórnych sankcji amerykańskich daje mu oddech. Dodatkowo Kreml może grać obrazkami z Anchorage w rosyjskiej telewizji, pokazując obywatelom, że "świat rozmawia z nami jak z równym partnerem".

To legitymizuje władzę Putina wewnętrznie i daje mu argument, że Zachód wcale nie jest taki jednolity, jak chciałby to przedstawiać Kijów.

Na rynkach finansowych brak przełomu zwykle jest dobrą wiadomością, bo nie doszło do zerwania rozmów. Skoro nie było złej umowy, można spokojnie inwestować dalej. W poniedziałek giełdy w USA i Europie prawdopodobnie odnotują lekkie wzrosty.

Długi taniec

Spotkanie na Alasce nie rozstrzygnęło niczego, ale ujawniło wiele. Pokazało, że Trump gotów jest iść bardzo daleko, by udowodnić, że to on potrafi zatrzymać wojnę. Ujawniło też, że Putin nadal gra na czas i że jego strategia nie polega na szukaniu porozumienia, lecz na wyczerpywaniu Zachodu. Dla Ukrainy Anchorage oznaczało chwilę oddechu.

Ten taniec orła z niedźwiedziem trwa, a pytanie, kto pierwszy straci równowagę, pozostaje otwarte. Putin liczy, że to Zachód się zmęczy i zacznie szukać drogi wyjścia kosztem Kijowa. Trump liczy, że każde zdjęcie i każdy gest wobec Putina przybliży go do zakończenia wojny.

Czy finał tego tańca zobaczymy jeszcze przed końcem roku? Czy też Anchorage okaże się jedynie pierwszym aktem długiej serii spotkań, w których to Moskwa narzuca rytm, a Waszyngton usiłuje nadążyć? Tego jeszcze nie wiemy. Ale pewne jest jedno: świat wciąż musi żyć w rytmie dyktowanym przez mocarstwa, nawet jeśli te nic przełomowego nie ustalą.

Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, kierownik studiów podyplomowych Master of Public Administration na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW

Wybrane dla Ciebie
Fałszywe oferty noclegowe. Policja ostrzega turystów
Fałszywe oferty noclegowe. Policja ostrzega turystów
Kolej ma jechać 320 km/h. Polacy boją się o ceny biletów
Kolej ma jechać 320 km/h. Polacy boją się o ceny biletów
Nabici w pompy ciepła. Oszukani dostają wezwania. Będzie specustawa
Nabici w pompy ciepła. Oszukani dostają wezwania. Będzie specustawa
Lotniska w Rzeszowie i Lublinie tymczasowo zamknięte
Lotniska w Rzeszowie i Lublinie tymczasowo zamknięte
Awantura w Parlamencie Europejskim. Poszło o carbonarę
Awantura w Parlamencie Europejskim. Poszło o carbonarę
"Zetki" są "niezatrudnialne"? Konflikt z pracodawcami
"Zetki" są "niezatrudnialne"? Konflikt z pracodawcami
Putin nakazuje pracę lekarzom. Rosja wprowadza obowiązkowe staże
Putin nakazuje pracę lekarzom. Rosja wprowadza obowiązkowe staże
PiS upomina się o oszczędności miliona Polaków. Chce waloryzacji
PiS upomina się o oszczędności miliona Polaków. Chce waloryzacji
Trump traci zaufanie Amerykanów. Nie spełnił obietnicy wyborczej
Trump traci zaufanie Amerykanów. Nie spełnił obietnicy wyborczej
Milion Polaków bez ziemi. Rząd szykuje rewolucyjne zmiany
Milion Polaków bez ziemi. Rząd szykuje rewolucyjne zmiany
W Warszawie powstanie hotel za 68 mln zł
W Warszawie powstanie hotel za 68 mln zł
Budowa 100 obwodnic w Polsce. Plan może być nieosiągalny
Budowa 100 obwodnic w Polsce. Plan może być nieosiągalny
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Money.pl