Surowcowy reset z Rosją? Oto co by się stało z ceną ropy i gazu [OPINIA]
Przywrócenie handlu rosyjską ropą będzie oznaczało spadek cen surowca kupowanego przez europejskie rafinerie o kilka procent. Cena gazu mogłaby spaść nawet o 30-40 proc. Nie mam jednak wątpliwości, że sponsorowanie rosyjskich bandytów kończy się zawsze w ten sam sposób - pisze w opinii dla money.pl Dawid Czopek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W piątek o 21 polskiego czasu Donald Trump spotka się z Władimirem Putinem w Anchorage, największym mieście Alaski. Co wyniki tego spotkania prezydentów USA i Rosji mogą oznaczać dla rynku surowców energetycznych? W kontekście możliwych rezultatów rozmów przywódców mówi się o potencjalnym zniesieniu sankcji na handel rosyjskimi surowcami.
Jak dobrze wiemy, sankcje na rosyjską ropę i gaz miały w praktyce dużo mniejsze znaczenie, niż wydawało się jeszcze w pierwszej połowie 2022 roku.
Zaprzyjaźnione z Kremlem firmy dość szybko zaoferowały swoje usługi w zakresie transportu ropy do krajów mało wrażliwych na sytuacje na Wschodzie, a kraje te chętnie rozpoczęły nabywanie, przerabianie lub nawet reeksport rosyjskiego surowca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczyt na Alasce. "Putinowi zaczyna palić się grunt pod nogami"
100 mln dol. dziennie z rosyjskiej ropy
Wbrew pozorom wcale nie musiały tego robić z chęci pomocy rosyjskiemu tyranowi. Po prostu Rosja była w stanie eksportować w postaci ropy lub gotowych paliw nawet 7 milionów baryłek dziennie. Biorąc pod uwagę to, że dyskonto z tytułu zakupu rosyjskiego surowca sięgało 10-20 dol. na baryłce, dziennie można było zarobić ok. 100 mln dol., a rocznie były to już kwoty sięgające 30-40 mld dol.
Trochę inna sytuacja była z gazem, ponieważ Rosja ma bardzo ograniczone możliwości eksportu tego surowca drogą inną niż lądowa w kierunku Europy. Jest dość znaczącym graczem na rynku gazu LNG, czyli zwykłego gazu ziemnego, tyle że skroplonego do postaci, którą można transportować np. statkiem. Ma także pewne możliwości przesyłowe gazu w kierunku Azji, ale żadna z tych możliwości nie stanowi więcej niż 20 proc. tego, co Rosja sprzedawała do Europy przed rokiem 2020.
Co więcej, w przypadku ropy cena transportu nawet z dalekich zakątków świata wynosi 2-3 dol. na baryłkę, co przy cenie baryłki na poziomie 60-70 dol. oznacza maksymalnie kilka procent ceny surowca. W przypadku transportu gazu koszt skroplenia, transportu i regazyfikacji potrafi być wyższy od ceny zakupu surowca na rynku np. amerykańskim.
Co się stanie, gdy rosyjska ropa wróci na europejski rynek
Piszę o tym wszystkim, ponieważ ewentualny powrót rosyjskiego surowca na europejski rynek będzie miał inne znaczenie dla rynku ropy, a inne dla rynku gazu. Przy czym jak się łatwo domyśleć, dla rynku gazu będzie miał znaczenie kluczowe.
Z uwagi na charakterystykę, o której pisałem, przywrócenie możliwości handlu rosyjską ropą - właściwie niezależnie od tego, czy kupowaną z morza, czy poprzez wciąż istniejący system rurociągów o złowrogo dziś brzmiącej nazwie "Przyjaźń" - będzie oznaczało spadek cen ropy naftowej kupowanej przez europejskie rafinerie czy też produktów naftowych, o kilka procent.
Biorąc pod uwagę podatki, jakie funkcjonują w Europie, możemy założyć, że rachunek płacony przez europejskiego konsumenta na stacji benzynowej będzie z tego tytułu niższy o maksymalnie 5 proc. Nie sądzę, aby przywrócenie rosyjskiej ropy do światowego obiegu miało jakieś większe znacznie dla samych światowych cen ropy.
Myślę, że cena zbliżona do dzisiejszej, w warunkach umiarkowanego rozwoju gospodarczego, utrzyma się niezależnie od legalności rosyjskiego surowca.
Ropy na świecie i tak jest bardzo dużo, a perspektywy wzrostu zapotrzebowania na nią są umiarkowane. Z drugiej strony, przy cenie poniżej 60 dol. za baryłkę wielu amerykańskich producentów ropy łupkowej woli oddać kasę swoim akcjonariuszom, niż inwestować w kolejny odwiert, na którym wiele nie zarobią.
Zupełnie inaczej może za to wyglądać sytuacja na europejskim rynku gazu. Cena gazu w USA wynosi obecnie poniżej 10 euro za MWh. Ten sam gaz w Europie kosztuje nawet 33 euro. Koszty transportu z USA są dość zmienne, ale można założyć, że nie niższe od 10 euro za MWh.
Aby zatem wyeliminować różnice cenowe pomiędzy rynkiem europejskim i amerykańskim, konieczne jest ograniczenie kosztów transportu, a to może zapewnić jedynie połączenie źródła gazu z jego odbiorcą za pomocą gazociągu.
Los przesyłu gazu z Rosji zależy od Polski i Ukrainy
System gazociągów funkcjonował przed wybuchem pełnoskalowej wojny w Ukrainie. W tej części Europy głównie poprzez sieć gazociągów ukraińskich z jego odnogą w kierunku naszych południowych sąsiadów. Przechodzący przez Polskę gazociąg Jamał oraz osławiony Nord Stream transportował znaczną część z prawie 200 mld m sześc. gazu rocznie, eksportowanych w szczycie przez Rosjan do Europy.
Powodował on, że np. niemieccy odbiory otrzymywali gaz w cenie ok. 15-20 euro za MWh i byli w ten sposób w miarę konkurencyjni np. w stosunku do swoich amerykańskich odpowiedników.
Dzisiaj z Nord Streamu została najprawdopodobniej tylko jedna nitka o przepustowości ok. 25 mld m sześc., przy czym jest to tzw. nowa nitka, czyli jedna z części Nord Stream 2, którą gaz nigdy nie był transportowany w sposób komercyjny.
Dwie pozostałe możliwości transportu gazu przez Rosjan znajdują się na terytorium Polski albo Ukrainy i to teoretycznie od tych dwóch państw mogą zależeć losy przesyłu gazu.
Oczywiście przywrócenie tego systemu z dużym prawdopodobieństwem spowodowałoby znaczny spadek cen gazu - nawet o 30-40 proc. Choć pewnie dywersyfikacja i lekcja z lat 2021-2023 nie pozwoliłaby na powrót Rosjanom do udziałów w rynku, jakie mieli historycznie.
Sponsorowanie rosyjskich bandytów zawsze kończy się tak samo
Przedstawiona analiza miała na celu tylko chłodną kalkulację, pokazującą co się może wydarzyć, jeżeli sankcje na rosyjskie surowce zostaną zniesione.
W żaden sposób nie oznacza to, że popieram zniesienie tych sankcji. Nie mam wątpliwości, że sponsorowanie rosyjskich bandytów kończy się zawsze w ten sam sposób.
Mam natomiast sporo wątpliwości - i są to też przemyślenia poparte rozmowami z szefami dużych europejskich firm - czy pomimo wszelakich zapewnień, także w Europie nie znajdą się chętni na te surowce. A wtedy zawsze pojawi się pewien rodzaj moralnego hazardu, że "skoro inni kupują to czemu ja mam nie kupować", albo bardziej uzasadnionego - "jak mam z nimi konkurować, skoro oni mają tani gaz".
Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ