Minął termin przedawnienia długu? To nie koniec problemu
Przedawnienie długu nie oznacza jego zniknięcia. Po przekroczeniu zapisanych w Kodeksie cywilnym terminów dług wciąż istnieje, choć zmienia formę prawną. Może np. istotnie ograniczać nasze kolejne decyzje zakupowe.
Przedawnienie długu możemy utożsamiać często z jego całkowitym zniknięciem. Jak przypomina Interia Biznes, nie oznacza to jednak zamknięcia tematu, a zmianę formy prawnej zobowiązań. Przypomnijmy, że od lipca 2018 roku podstawowy termin przedawnienia wynosi 6 lat dla większości zobowiązań. Dla roszczeń związanych z działalnością gospodarczą oraz świadczeń okresowych, takich jak kredyty bankowe, termin ten wynosi 3 lata.
Przedawnienie długu. Problemy się nie kończą
Istotne jest, czy w tym terminie rozpocznie się wobec dłużnika postępowanie egzekucyjne. Wszczęcie egzekucji komorniczej przed przedawnieniem powoduje, że dług nie przedawnia się, dopóki trwa postępowanie.
Zgodnie z Kodeksem cywilnym, gdy dojdzie już do przedawnienia, to chroni ono dłużników przed nieterminowym dochodzeniem roszczeń przez wierzycieli. Warto pamiętać jednak, że przedawnienie nie oznacza, że dług znika z rejestrów dłużników. Informacje o przedawnionych zobowiązaniach mogą nadal wpływać na wiarygodność finansową dłużnika, utrudniając uzyskanie kredytów czy pożyczek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odcinek 6 - Analizuj, nie zgaduj - wykorzystanie danych w strategii marketingowej.
Przerwanie biegu przedawnienia
To jednak nie koniec. Prawo w Polsce przewiduje szereg czynności, które mogą przerwać bieg przedawnienia. To między innymi rozpoczęcie mediacji, podpisanie ugody lub porozumienia, a także czynności podejmowane przez wierzyciela na drodze sądowej. Ci ostatni korzystają z tych mechanizmów.
Dane z Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor pokazują, że na koniec 2024 r. z długami zmagało się ponad 2,5 miliona Polaków. Łączna kwota zaległości wyniosła 84,7 mld zł. Średni dług na osobę (do którego wliczają się np. nieuregulowane czynsze, alimenty, raty pożyczek i kredytów, opłaty sądowe, kary za jazdę "na gapę", nieopłacanie bieżących rachunków za telefon czy internet) wzrósł w ostatnich latach do poziomu 33,5 tys. zł na dłużnika.