Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|

NBP w pułapce. W Polsce na dobre może rozpocząć się niebezpieczny proces

1120
Podziel się:

W 2022 r. mogą zmaterializować się największe obawy ekonomistów dotyczące inflacji w Polsce. Mamy coraz więcej dowodów na rozkręcającą się u nas spiralę rosnących cen i płac, którą niezwykle trudno zatrzymać. W takiej sytuacji przed NBP stoi arcytrudny wybór - albo bank zgodzi się na podwyższoną inflację nawet przez kilka lat, albo będzie musiał znacząco podnieść stopy procentowe, gasząc gospodarkę, co nie spodoba się rządowi Mateusza Morawieckiego.

NBP w pułapce. W Polsce na dobre może rozpocząć się niebezpieczny proces
Inflacja zmieni swoją postać w 2022 r. NBP będzie miał duży problem, aby ją ugasić (East News, Jacek Dominski/REPORTER)

Inflacja konsumencka (CPI) w Polsce, w listopadzie znów pobiła oczekiwania ekonomistów i wyniosła 7,7 proc. - po 6,8 proc. w październiku tego roku. Wzrost cen napędzają przede wszystkim drożejące paliwa (36,6 proc.), a także nośniki energii (13,4 proc.), czy żywność (6,4 proc.). To się jednak zmieni. W przyszłym roku czynniki zewnętrzne, czyli te związane przede wszystkim z pandemią i szokami w handlu zejdą na drugi plan.

Na pierwszy za to wysunie się niebezpieczny proces, który niebywale trudno zatrzymać - nakręcającą się spiralę płacowo-cenową, czyli tzw. efekty drugiej rundy. O co chodzi?

Zobacz także: W rządzie cieszą się z inflacji? Poseł ma teorię

Inflacja w 2022 r. "Efekty drugiej rundy"

- Nie ma możliwości, żeby po wielu miesiącach tak podwyższonej inflacji, znacznie wyższej, niż cel Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc. - przyp.red.), nie rosły oczekiwania inflacyjne Polaków i nie było tzw. efektów drugiej rundy. Nie ma żadnej siły, która byłaby w stanie je powstrzymać - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Na czym polega "efekt drugiej rundy"? Kiedy wyższe koszty surowców i energii przekładają się bezpośrednio na rentowność przedsiębiorstw, ci są zmuszeni albo ciąć koszty, albo odbijać sobie zwiększone wydatki w cenach produkowanych przez siebie dóbr. Problem robi się wtedy, gdy brakuje pracowników i każda osoba w organizacji to skarb. Wtedy firma nie może obniżyć płac, a jedynym rozwiązaniem jest przerzucenie tych kosztów na nas - konsumentów. Wówczas, widząc rosnące ceny, po jakimś czasie sami zaczynamy upominać się o jeszcze większe podwyżki. Nakręca się tzw. spirala płacowo-cenowa. To błędne koło, z którego bardzo trudno się wydostać i rodzi znaczący niepokój wśród obserwatorów rynku.

- W 2022 r. zmienią się czynniki inflacyjne. Mniejszy wpływ będą miały ceny zewnętrzne, a większy krajowa presja płacowa i popytowa. Dlatego nawet, gdy inflacja zacznie spadać, to bazowa (z wyłączeniem cen żywności i energii) pozostanie rekordowo wysoka, co będzie rodzić duże większe obawy niż wysoki poziom CPI - tłumaczy Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Według niego w Polsce (i niektórych krajach regionu Europy Środkowej) widzimy dużo większe ryzyko wystąpienia spirali płacowo-cenowej i utrwalenia wysokiej inflacji, niż krajach rozwiniętych, m.in. z uwagi na znacznie mocniejszy rynek pracy i silniejsze żądania płacowe.

Ratunkiem jest tarcza, ale na krótko

Ratunkiem dla naszych portfeli ma być tarcza antyinflacyjna, która jednak nie walczy z przyczynami, a z efektami wzrostu cen. Rząd oferuje Polakom przejściową obniżkę stawki podatku VAT na gaz i energię elektryczną, obniżenie akcyzy na prąd i paliwa oraz zwolnienie sprzedaży paliw z opłaty emisyjnej i podatku od sprzedaży detalicznej. W najbliższych miesiącach ma ona obniżyć inflację w kraju o nawet 1,5 pkt. proc.

Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, w odpowiedzi na artykuł money.pl dot. możliwych skutków działania tarczy, napisał na Twitterze, że "niższe ceny paliw i energii ograniczają efekty drugiej rundy tj. przekładania wyższych kosztów na ceny lub wyższych rachunków na oczekiwania płacowe".

Polemizują z tym jednak eksperci Santander Bank Polska, którzy argumentują, że presja cenowa pozostaje "bardzo mocna". W ich opinii o ile "tarcza antyinflacyjna" tymczasowo odejmie od inflacji 1,0-1,5 punktu procentowego w I kw. 2022 r., to CPI może być nawet powyżej obecnych poziomów zaraz po jej wygaśnięciu, czyli już w II kw. 2022 r.

Tylko że i wtedy, jak mówił we wtorek wieczorem w publicznej telewizji premier Morawiecki, rząd może wprowadzić kolejne środki osłonowe. Nie wspomniał jednak o kosztach takiego rozwiązania dla finansów publicznych.

Rosną oczekiwania inflacyjne Polaków

Niemniej, to, że inflacja coraz bardziej nam doskwiera, widać w licznych badaniach. Na przykład z najnowszych analiz Szkoły Głównej Handlowej wynika, że aż 86 proc. gospodarstw domowych w Polsce odczuwa wzrost cen bardziej niż zwykle. Są to najgorsze dane od 1996 roku.

Ale to nie wszystko. Obserwujemy bowiem również rosnące oczekiwania inflacyjne rodaków, co jest bardzo ważnym czynnikiem kształtującym ceny w kraju.

- Inflacja w przyszłym roku dalej będzie wysoka. Narodowy Bank Polski wskazuje, że odsetek firm prognozujących podwyżki wynagrodzeń wzrósł do 44 proc. - to najwyższy odczyt w historii badania. Na analogiczne trendy wskazują badania koniunktury konsumenckiej GUS – ponad 45 proc. gospodarstw domowych oczekuje utrzymania się inflacji w kolejnych miesiącach. W konsekwencji narasta presja płacowa w polskiej gospodarce - komentuje dane Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Poza wspomnianymi przez niego czynnikami dochodzi jeszcze jeden - to tzw. efekt inflacyjnego domina.

- Pracodawcy mogą podnosić ceny produktów, które będą wynikać z innych pobudek, niż tylko koszty dla samego przedsiębiorstwa - mówi nam Jarosław Janecki ze Szkoły Głównej Handlowej i Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Innymi słowy, kiedy ceny dookoła nas rosną, firmy, nawet mogąc je udźwignąć, również je podnoszą, niejako na zapas, bo tak robią wszyscy.

- To już czysty behawioryzm - dopowiada.

Co zrobi NBP? Czy czekają nas intensywne podwyżki?

Inflacja więc może nam narobić niemałych problemów, co jeszcze bardziej utrudni pracę Narodowego Banku Polskiego. - W takich warunkach zdolność NBP do kontroli inflacji będzie ograniczona - ostrzega wprost Marcin Klucznik z PIE.

Co ciekawe, presja płacowa narastała już przed pandemią. Inflacja na początku 2020 r. przewyższała 4 proc., rosły dynamicznie ceny usług, a firmy od lat raportowały, że jedną z głównych barier rozwoju, jest brak rąk do pracy. NBP jednak wtedy nie reagował, co zdaniem niektórych ekonomistów było dużym błędem, który się teraz na nas mści.

- Kiedy są bardzo duże opóźnienia, logiczną odpowiedzią jest chęć odrobienia strat. I to mój bazowy scenariusz zachowania się nowej Rady Polityki Pieniężnej (w styczniu zaczną się zmiany personalne w Radzie - przyp. red.). Upraszczając, moim zdaniem cykl podwyżek stóp procentowych będzie bardzo intensywny i stopa repo może sięgnąć nie 3,5 proc., jak obecnie zakłada rynek, a nawet 4,5 proc. To wszystko będzie się dziać przy spowalniającej gospodarce, co musi wywołać duży dyskomfort zarówno władz monetarnych, jak i polityków - przekonuje Janusz Jankowiak.

- W przeciwnym scenariuszu bardziej zachowawczych działań RPP czeka nas podwyższona inflacja nawet jeszcze przez kilka lat - szacuje ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Alternatywa NBP

Z kolei Rafał Benecki z ING uważa, że stopy procentowe wzrosną do 3 proc., co i tak byłoby dwa razy wyższą wartością, niż przed pandemią, choć nie rozwiązałoby problemu ujemnych realnych stóp procentowych i strat np. na lokatach bankowych.

Podsumowując, przed prof. Adamem Glapińskim stoi arcytrudny wybór - albo bank zgodzi się na podwyższoną inflację nawet przez kilka lat, albo będzie musiał znacząco podnieść stopy procentowe, gasząc i tak już spowalniającą gospodarkę, co na pewno nie spodoba się rządowi Mateusza Morawieckiego.

- To wszystko powoduje, że średnioterminowe perspektywy rozwoju gospodarczego dla Polski nie wyglądają zbyt obiecująco. Tempo wzrostu PKB może spaść za dwa lata nawet poniżej potencjału (czyli ok. 3 proc. - przyp. red.) przy inflacji wciąż powyżej celu NBP. Z takiej sytuacji nie wyjdzie się bez szwanku - kończy Janusz Jankowiak.

Co na to wszystko mówi NBP? Zdaniem prof. Glapińskiego, który udzielił wywiadu Gazecie Polskiej, "obecnie widać już wpływ wysokiego popytu (na przykład rosnących płac), w przeciwieństwie do sytuacji sprzed dwóch czy trzech miesięcy". Mimo to jego zdaniem nie mamy w Polsce do czynienia ze spiralą płacowo-cenową. Szef polskiego banku centralnego uważa, że to dzięki szybkiej reakcji banku i podwyżce stóp procentowych.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1120)
Realista
2 lata temu
Czy to jest ta prorodzinna polityka PiS-u?????????? Dawać za darmo kasę nierobom i gnębić młodych uczciwie pracujących ludzi odsetkami od zaciągniętych na mieszkanie kredytów. W większości przypadków rosną tylko koszty kredytów, a płace ani drgną. Rząd pogrąża w ten sposób bardzo mocno młodych ludzi. Zresztą, gwoli uczciwości w Polsce nie było nigdy poważnej polityki prorodzinnej, bo jej podstawą powinny być przede wszystkim mieszkania. Jak można zakładać rodzinę mieszkając u rodziców!!!
Lewak
2 lata temu
Nikodem Dyzma w NBP
Artur sroczyn...
2 lata temu
Chcieliście PiSu i rozdawnictwa...to teraz jest.. za PO nikomu nie rozdawali ...ale ceny były przez lata takie same...a teraz już wiecie do czego to doprowadzi...niby 7 proc. A ceny o 100 i 200/300 gaz..głosujecie dalej...
Artur sroczyn...
2 lata temu
Pixie dixi.mow tak żeby ludzie zrozumieli... A nie szyfrujesz..
Pozdro - Ee12...
2 lata temu
Pixie i Dixi są zadowolone......., Dzinx też he...he...
...
Następna strona