- Gdyby nie epidemia COVID-19, to z dużym prawdopodobieństwem już w połowie 2020 r. mielibyśmy inflację sporo powyżej celu. Gorsza koniunktura w czasie epidemii opóźniła ten proces o ponad rok - uważa Kluza w wywiadzie dla dziennika. Jego zdaniem możliwe są teraz dwa scenariusze skrajne: znaczące podwyższanie stóp procentowych lub ich niepodwyższanie. Wyjaśnia:
W przypadku braku podwyżek lub ich powolności będziemy mieli do czynienia z utrzymującą się presją inflacyjną, a także ryzykiem, że inflacja nie zatrzyma się, tylko podskoczy do dwucyfrowego poziomu.
Stopy procentowe w Polsce. Konsekwencje braku dalszych podwyżek dla gospodarki
Według byłego ministra finansów, to byłoby "bardzo złe" z punktu widzenia gospodarki:
W okresie transformacji doświadczaliśmy takiej inflacji i było to jedno ze źródeł wolniejszego rozwoju gospodarczego. Wysoka inflacja powodowała problemy społeczne w rezultacie spirali płacowo-cenowej. To sytuacja, kiedy rosnące ceny skłaniają ludzi do oczekiwania wyższych wynagrodzeń. Zaś jeżeli wynagrodzenia będą rosły, to ten efekt kosztowy musiałby być odzwierciedlony w cenach produktów i usług. Towarzyszy temu presja na wzrost bezrobocia, gdyż pracodawcy starają się obniżać koszty, redukując zatrudnienie.
Mocne podwyżki stóp procentowych w Polsce. Konsekwencje alternatywnego scenariusza
W przypadku, gdyby RPP mocno podnosiła stopy procentowe, Kluza również obawia się negatywnych konsekwencji.
- Choćby koszt obsługi długu publicznego, koszt finansowania nowych inwestycji czy oprocentowanie kredytów złotowych. Zauważmy, że jeżeli chodzi o ten ostatni przypadek, nie została zrealizowana obietnica sprzed kilku lat do upowszechnienia kredytów hipotecznych ze stałą stopą procentową. Podobnie jak obietnice możliwości oddania chociażby mieszkania w momencie braku możliwości dalszej spłaty kredytu - powiedział w rozmowie z "Rz".
Dwucyfrowa inflacja w Polsce? Były minister finansów widzi takie ryzyko. I rozwiązanie
Czy istnieje złoty środek? Według byłego szefa resortu finansów, Polsce obecnie bliżej jest do krajów rozwiniętych, a po drugie, świat nie będzie chciał powtórzyć tak poważnego regresu, jaki miał miejsce w latach 80. XX wieku i dlatego nie zdecyduje się na analogiczną skalę zacieśnienia polityki pieniężnej. Na tym jednak nie koniec:
Po trzecie, widać, że choć wszyscy będą mieli problem z inflacją, to Polska jest teraz w nieco gorszej sytuacji na tle krajów rozwiniętych ze względu na zaniechania z ostatnich przeszło dwóch lat. Może to skutkować nieco większym schłodzeniem koniunktury w 2022 r. lub dłuższym procesem obniżania inflacji. Oznacza to również większy koszt ekonomiczny i społeczny w najbliższych latach.
- W krótkim okresie Polsce realnie grozi inflacja dwucyfrowa, na którą częściowym panaceum powinno być wzmocnienie policy-mix, tj. koordynacji współpracy rządu i NBP przez pryzmat celów wspólnych. Niestety, z perspektywy NBP sytuacja jest nieco cięższa, ponieważ w trudnych czasach przyjdzie odbudowywać zaufanie do banku centralnego co do poprawności prognoz i jego zapowiedzi – przykładem mogą być tu projekcje inflacyjne, jak również zamierzenia wyrażane przez władze NBP - stwierdza dr Kluza.
Przypomnijmy, jak pisaliśmy w money.pl, w październiku ceny dóbr i usług konsumpcyjnych były średnio o 1 proc. wyższe niż we wrześniu. Z kolei w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku skoczyły o 6,8 proc.
Inflacja nie zatrzymuje się, a nawet przyspiesza. Jeszcze miesiąc temu urzędnicy raportowali wzrost cen na poziomie 5,8-5,9 proc., w sierpniu wyniósł 5,5 proc., a w lipcu 5 proc. Z perspektywy czasu okazuje się, że odnotowywane rok temu podwyżki na poziomie 3 proc. były bardzo łagodne. Obecnie mamy do czynienia z największym uderzeniem w portfele od wiosny 2001 roku. Przez 20 lat, pomijając tegoroczną drożyznę, najwyżej inflacja sięgała 5 proc.