Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|
aktualizacja

Nowe obostrzenia. Górale przybici. "Zamiast turystów po ulicach chodzą windykatorzy"

1069
Podziel się:

Pozamykane hotele, pensjonaty, restauracje, wyciągi. Zamiast śmiechu turystów, w górskich kurortach usłyszeć można coś innego. - Mają nas w nosie. Mówią, że nie możemy pracować, ale nie mówią, za co mamy dzieci nakarmić - mówi Grzegorz Schabiński, właściciel stoku. - Pozostał nam tylko krzyk rozpaczy - dodaje Mirosław Bator, przedsiębiorca ze Szczyrku.

Nowe obostrzenia. Górale przybici. "Zamiast turystów po ulicach chodzą windykatorzy"
Dolnośląscy policjanci kontrolują jeden ze stoków w województwie

- Nie ma ludzi w górach i nie będzie. Trzeba zapomnieć o temacie hotelarstwa i gastronomii. To potężna tragedia - mówi Grzegorz Schabiński, właściciel ośrodka U Schabińskiej - Chyrowa Ski.

- Najbardziej boli, że po decyzji rządu o nowych obostrzeniach, które całkowicie pozbawiły nas źródła dochodów, nikt nie zająknął się ani słowem, jak będzie wyglądała pomoc. Ludzie tracą pracę, firmy, dorobek całego życia, a nawet nie ma gwarancji, że rząd da im jakieś gorsze na przeżycie - dodaje.

Przedsiębiorca ma dwa hotele w Jaśle, kolejny w Chyrowej, restaurację, masarnie, ośrodek narciarski, wędkarski i pałac w Gorlicach, oferujący noclegi i przestrzeń eventową. Dziś większość z tych biznesów pieniędzy nie przynosi.

Zobacz także: Pustki na Krupówkach. Najstarsi górale nie pamiętają takiego Zakopanego

- Obroty spadły o 70 proc. A ja naprawdę walczę, ciągle szukam pomysłów. Gdyby nie to, już dawno firmy by nie było - mówi przedsiębiorca, o którym głośno zrobiło się w całej Polsce po naszym tekście o wynajmowaniu schowków na narty, które tak naprawdę były pokojami hotelowymi.

Lawirując na granicy prawa, przedsiębiorca walczył o przetrwanie, kiedy rząd zamknął pensjonaty i hotele poza wyjazdami służbowymi. Teraz jednak nie ma żadnego pomysłu na nowe obostrzenia obowiązujące od 28 grudnia do 17 stycznia.

Jeden schabowy dziennie

- Jestem totalnie sfrustrowany i załamany. Dziś zwolniłem kolejne 10 osób, żeby już nie przeciągać tego, co nieuniknione. Już nie mam sił. Przeraża mnie, że nikt nic nie mówi o tym, co nas czeka po 17 stycznia. Zaraz się okaże, że nas otworzą, ale ja już nie będę miał ludzi i środków, by działać - mówi Schabińśki.

- Najchętniej to rzuciłbym to wszystko i wyjechał, ale jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa i trzeba będzie coś wymyślić. Dla mnie jednak hotelarstwo i gastronomia to temat bez szans na przetrwanie - podkreśla.

Jego zdaniem, przy obowiązujących od poniedziałku 28 grudnia obostrzeniach, turystów - inaczej niż przy poprzednich regulacjach - nie będzie.

- Straszy się ludzi "godziną policyjną", zakazem przemieszczania się, potem się to odwołuje, ale ludziom już w głowie przekaz został. To nawet i prawa do tych zapowiedzi dorabiać nie trzeba, bo samo straszenie już zadziałało - mówi Schabiński.

Na dowód braku klientów podaje przykład wczorajszych zamówień. Jego restauracja sprzedała w niedzielę jeden kotlet schabowy na wynos.

Przed rokiem stok, hotele, restauracja pękały w szwach. U Schabińśkiego pracowało 140 osób. Teraz zostało 25.

W Szczyrku powiesili kukły

Przedsiębiorcy protestujący przeciwko rządowym obostrzeniom w Szczyrku dali wyraz swoim emocjom w sposób dość makabryczny.

- Pozostał nam tylko krzyk rozpaczy. Stąd ten protest z kukłami wiszącymi na latarniach - mówi Mirosław Bator, prezes Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej .

Pusty dostawczak

 - Szykuje się wiele upadłości i nie tylko w Szczyrku, ale na całym południu Polski. Zamiast turystów po ulicach chodzą windykatorzy i łowcy okazji taniego wykupu jakiegoś padającego biznesu. Jest bardzo źle i dziwi mnie, że rząd tego nie widzi, nie podejmuje żadnych działań, żeby chociaż wpłynąć na banki, by odłożyły spłaty kredytów - mówi Bator.

Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że ostatnie dobre lata dla branży zachęciły firmy do inwestowania w rozbudowę. Wszystko oczywiście na kredyt.

- Banki nie chcą o żadnej karencji w spłacie nawet słyszeć. Przedsiębiorcy zamiast tego dostają tylko nakazy natychmiastowej spłaty zaległych rat i groźby. W samym Szczyrku 18 tys. ludzi nie będzie miało pracy zimą. Codziennie zwalniani są kolejni ludzie - mówi Bator.

Skale upadku doskonale ilustruje przykład samochodu dostawczego, który kursuje między hotelami i restauracjami w Szczyrku. Przed pandemią auto rozwoziło dziennie 1,5 tony żywności. W tym roku kierowca raz na tydzień rozwozi 500 kg zamówień.

- Zwolnienia są już na porządku dziennym. W poniedziałek w hotelu Klimczok doszło do kolejnych. W zeszłym roku pracowało tam 140 osób, teraz zostało 16. Bez pracy zostali ludzie pracujący w różnych firmach całymi latami. Zmienią branże i potem skąd my pracowników weźmiemy - pyta retorycznie Bator.

Puste Krupówki

Tymoteusz Mróz, prezes organizacji turystycznej Made in Zakopane, zapewnia, że w stolicy polskich Tatr nastroje nie są lepsze niż w Szczyrku czy Chyrowej.

- Krupówki może całkowicie puste nie będą, jak to było na wiosnę. Mamy w mieście dużo apartamentowców i ich właściciele przecież mogą przyjeżdżać, prawo im tego nie zabrania. Jednak wszystkie hotele i pensjonaty są zamknięte. Zapewne ludzie, walcząc o przetrwanie, jakoś w szarej strefie będą wynajmować, już słychać takie głosy - mówi Mróz.

To może z kolei doprowadzić do lokalnych wojenek. - Sąsiad będzie donosił na sąsiada, który mimo zakazu próbuje przetrwać. Jednych i drugich trzeba zrozumieć. Ludziom puszczają już nerwy - mówi Tymoteusz Mróz.

Od wczoraj w Zakopanem i okolicach wieje halny. Silny wiatr doskonale wpisuje się w mroczną atmosferę panującą teraz w branży gastronomiczno-hotelarskiej. Zdaniem Mroza, konsekwencje narodowej kwarantanny będą dramatyczne.

- Przedsiębiorcy już jadą na oparach finansowych. Tymczasem najpierw dostajemy rozporządzenie mówiące, jak nie możemy działać, bez jednego zdania o pomocy. To uwłaczające. Czekamy na łaskę, co zostanie nam rzucone na przetrwanie i nie wiemy, czy to będą środki wystarczające do przetrwania - mówi Mróz.

Czasem jest i tak, że pomoc przychodzi a późno. Tutaj dobrym przykładem jest hotel Kopieniec. Dostał pomoc z tarczy PFR w wysokości 200 tys. zł. Pieniądze, jak opowiada Mróz, trafiły jednak na konto banku, który z hotelem rozwiązał umowę kredytową i całość sumy wziął na poczet zaległych należności.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
gospodarka
turystyka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1069)
Albert
3 lata temu
głosowaliscie na nich to macie. sobie dziekujcie
Karol
3 lata temu
A PiS nadal 40% poparcia. Te sondaże są złe albo ludzie głupi.
M.S.
3 lata temu
windykatorzy grasują po całym lalapolandzie nie tylko u ubogich górali
LEO31
3 lata temu
trzeba było myśleć przy urnach wyborczych, teraz wasza rozpacz i frustracja nie robi wrażenia na nikim.
eeeee
3 lata temu
Górale głosowali na PiS to mają za swoje - niespecjalnie jest mi ich szkoda Zresztą od lat nie byłem w polskich Tatrach - na Słowacji jest ciekawiej, taniej i ludzie sympatyczni.
...
Następna strona