Restauratorzy po pół roku zamknięcia znów mogli przyjąć gości. Choć na razie tylko w ogródkach, to już po 28 maja w pełni otworzą lokale. Ale czy wszyscy? W wielu brakuje personelu - pisze "Fakt".
Pilnie poszukiwani są kelnerzy, kucharze, pomocnicy i barmani - wylicza dziennik. Wielu odeszło i zmieniło branżę po tym, jak rząd ograniczył działanie gastronomii do wydawania posiłków jedynie na wynos.
Jak wynika z szacunków Izby Gospodarczej Gastronomii Polskie nawet 200 tys. osób w trakcie pandemii odeszło z pracy w gastronomii.
Ten problem sygnalizował już wcześniej w rozmowie z money.pl znany restaurator Robert Sowa, właściciel N31 Restaurant&Bar.
- Personel nam odpłynął, uciekł do innych branż. Kiedyś problemem był eksodus na Wyspy, teraz w ostatnim roku pandemicznym kucharze, kelnerzy, cukiernicy się przebranżowili, aby jakoś przetrwać - wyliczał.
I faktycznie na wielu lokalach zawisły oferty pracy. Jednak wielu obawia się kolejnych lockdownów i zawieszenia pracy. Jak donosi z kolei "Dziennik Łódzki", nawet wyższe stawki nie przyciągają chętnych.
Skutki pandemii. Brakuje surowców i rąk do pracy
Tomasz Frant, właściciel restauracji Spółdzielnia w OFF Piotrkowska w Łodzi zauważa, że wzrosły one nawet o 30 proc. w porównaniu do poziomu sprzed pandemii. Sam poszukuje do pracy kelnera lub kelnerki, oferując od 13 do 15 zł netto za godzinę pracy oraz barmana ze stawką od 13 do 17 zł netto za godzinę. Chętnych nie ma.
- Wolą te sektory gospodarki, które są bardziej bezpieczne pod względem ciągłości pracy: np. zajęcia na budowie czy w biurze. Praca w gastronomii okazała się zajęciem podwyższonego ryzyka, a nie każdy może sobie pozwolić na kilkumiesięczny przestój - mówi dziennikowi restaurator.