PKW sprawdzi debatę w Końskich. Przeciwny takiej formule miał być sam Tusk
PKW przyjrzy się bliżej kilku aspektom debaty w Końskich - dowiedział się money.pl. Jednak konsekwencje dla komitetu Rafała Trzaskowskiego na dziś wydają się mało prawdopodobne. Dużo gorzej jest z atmosferą w jego sztabie i partii. Debacie w formule "jeden na jeden" przeciwny miał być sam Donald Tusk.
Choć minęło już kilka dni od debaty w Końskich z udziałem Rafała Trzaskowskiego, temat jest wciąż żywo dyskutowany w koalicji rządzącej. I to na dwóch płaszczyznach - prawnej i politycznej.
Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt, PKW może zbadać sprawę dopiero po kampanii. - Temat będzie analizowany w ramach badania sprawozdań finansowych komitetów wyborczych. Rezultaty tych analiz znajdą się w uzasadnieniu właściwych uchwał PKW - mówi Marcin Chmielnicki, rzecznik Krajowego Biura Wyborczego.
"Tak źle i tak niedobrze"
Przypomnijmy: początkowa koncepcja zakładała, że w debacie w Końskich udział wezmą jedynie Trzaskowski i kandydat PiS Karol Nawrocki, ostatecznie przybyli na nią także inni kandydaci. Wydarzenie obsłużyły trzy telewizje: TVP, TVN i Polsat. Padły zarzuty dotyczące udziału telewizji publicznej w tym wydarzeniu - medium, które ma ustawowy obowiązek równego traktowania wszystkich kandydatów. Pojawiło się podejrzenie, że TVP wydała spore pieniądze na wydarzenie z udziałem części kandydatów.
Sztabowcy Trzaskowskiego zaczęli zapewniać, że to jego komitet był organizatorem i poniesie wszystkie koszty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzaskowski popełnił błąd z debatą? Senator powiedział wprost
To jednak nie przekonuje wszystkich w koalicji rządzącej.
Tak źle i tak niedobrze. Bo gdyby współorganizatorem była TVP, to stacja złamałaby prawo. A jeśli organizatorem był komitet Trzaskowskiego, to naruszyli przepisy wyborcze zakazujące finansowania kampanii innym komitetom. W końcu inni kandydaci mieli czas antenowy w szczycie oglądalności na koszt komitetu jednego kandydata - argumentuje Marek Sawicki z PSL.
Politycy PO zapewniają, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i tematu nie ma. PiS natomiast nie zamierza odpuszczać tematu.
- Złożyliśmy już zawiadomienie do prokuratury, szykujemy też skargę do PKW. Nasi posłowie byli na kontrolach w TVP i Kancelarii Premiera. Nie mamy jeszcze odpowiedzi, nie wiemy też, jaki jest cennik przy obsłudze telewizyjnej takiego wydarzenia. Krzywdy pewnie im i tak nikt nie zrobi, ale przynajmniej będą musieli się długo z tego tłumaczyć w kampanii - mówi nasz rozmówca z partii Jarosława Kaczyńskiego.
Co zrobi PKW? "Będzie trzeba zadać kilka pytań"
Najważniejsze jednak, co zrobi z tą sprawą PKW. Zapytaliśmy o to kilku jej członków. - Na pewno będziemy się nad tym pochylać. Sprawa jest na tyle głośna i ciekawa, że będzie trzeba zadać kilka pytań. Wiele zależy od tego, jak to będzie wyjaśnione w sprawozdaniu finansowym. Zakładam, że nie wszystko będzie tam wyłożone, więc na pewno z naszej strony będą dodatkowe pytania - mówi jeden z rozmówców z PKW.
W pierwszej kolejności Komisję będą interesować faktury za wynajęcie hali w Końskich czy ustalenie, kto produkował sygnał telewizyjny i zapewnił pozostałą obsługę techniczną. - Nie widziałbym problemu w zorganizowaniu debaty przez TVP, ale musiałaby być inaczej urządzona niż to, co widzieliśmy. O ile prywatne stacje mogą zapraszać, kogo chcą, o tyle TVP powinna zaprosić wszystkich kandydatów - dodaje rozmówca money.pl.
Postawy władz TVP broni rozmówca z rządu.
TVP walczy o życie, o oglądalność i udział w medialnym torcie. Co byłoby, gdyby nie transmitowali tej debaty? Byliby jak Mentzen, który się tam nie pojawił. Co miała zrobić telewizja? Postawić tekturową red. Dunikowską-Paź? Wtedy byłyby zarzuty, że to działanie na szkodę spółki - argumentuje nasz rozmówca z rządu.
Inny członek PKW podchodzi do sprawy ostrożnie. - Na razie to informacje medialne, nie jest to czas i miejsce na takie analizy. Przypominam, że w 2005 roku odrzucono sprawozdanie komitetu Donalda Tuska, więc to nie jest nic, co się nie wydarzyło w przypadku wyborów prezydenckich - mówi.
Problematyczne rozliczenie
Jak słyszymy, ustalenie pewnych rzeczy przez PKW może być problematyczne. Co np. z niedozwolonym finansowaniem komitetów przez inny komitet, o którym wspomina Marek Sawicki? - To koncepcja, którą lansują w Krajowym Biurze Wyborczym, ale mam tu wątpliwości - przyznaje rozmówca z PKW.
Bo jak potraktować sytuację, w której jest jakiś festyn, na którym pojawiają się dwaj kandydaci i zaczynają występować? Albo jak potraktować wrzutki Stanowskiego na wiecach kontrkandydatów? Czy to znaczy, że to ci kandydaci finansują Stanowskiego? Stanowski robi z tego program, który ma jakąś oglądalność. To może jednak Stanowski reklamuje konkurentów? Sprawa jest naprawdę skomplikowana - przyznaje osoba z Państwowej Komisji Wyborczej.
Inny zarzut, jaki się pojawił po debacie, to brak wyraźnego oznaczenia, że wydarzenie w Końskich to "materiał wyborczy" komitetu Trzaskowskiego. - Pytanie, jak rozumieć formułę prowadzenia agitacji. Na pewno inaczej by było, gdyby content (treść - przyp. red.) był tworzony przez media, a komitet odpowiadał tylko za wynajęcie sali, a trochę inaczej, gdyby to komitet formalnie produkował sygnał udostępniany stacjom telewizyjnym - zastanawia się członek PKW.
Sławomir Nitras z kolei argumentował w TOK FM, że w trakcie kampanii nikt nie oznacza np. konferencji prasowych kandydatów.
Nasi rozmówcy są jednak zgodni, że konsekwencje dla komitetu Trzaskowskiego raczej nie będą dotkliwe. - To wybory prezydenckie, tu nie ma zwrotu kosztów kampanii w formie dotacji czy subwencji partyjnej, które można byłoby komuś odebrać - wskazuje rozmówca z koalicji.
W Krajowym Biurze Wyborczym słyszymy zaś, że jedyne możliwe konsekwencje to ewentualny przepadek korzyści finansowych na rzecz Skarbu Państwa, egzekwowany od pełnomocnika komitetu wyborczego.
"Błąd od początku"
Z politycznego punktu widzenia na pewno debata w Końskich stała się swego rodzaju kampanijną cezurą. - Do tej pory mieliśmy stabilną, spokojną kampanię, która powoli się rozwijała, a w Końskich to się posypało i trzeba zbierać od nowa - słyszymy od polityka KO. Inny rozmówca dodaje, że Donald Tusk był przeciwny debacie w tak nietypowej formule, wychodząc z założenia, że sytuacja może łatwo wymknąć się spod kontroli.
- Tę decyzję sztab podjął samodzielnie - potwierdza polityk PO.
Zwyciężyło zdanie sztabu kandydata, który nie chciał zostawić na święta wrażenia, że Rafał Trzaskowski unika debat. Debata z Nawrockim w Końskich miała przykryć planowaną na poniedziałek debatę w Telewizji Republika, w której Rafał Trzaskowski nie zamierzał brać udziału.
To był błąd od początku, bo w kampanii silniejszy nie wyzywa słabszego, może na tym tylko stracić. Robi to tylko w ostateczności, czyli w drugiej turze - zauważa polityk koalicji.
Największą słabością nie okazała się sama debata, ale fakt, że sztab Trzaskowskiego utracił w pewnym momencie kontrolę nad tym, co się dzieje i musiał godzić się na warunki stawiane przez konkurentów.
Sztab KO, aby nadrobić straty, rozważał jeszcze, czy Trzaskowski nie powinien pójść na poniedziałkową debatę do Republiki, ale ostatecznie taka decyzja nie zapadła. Tym bardziej że nie szła tam także kandydatka Lewicy.
Na potknięciu Rafał Trzaskowskiego i jego sztabu korzystają koalicjanci. Nastroje w Polsce 2050 i Lewicy są bardzo dobre. Lewica ma nadzieję, że występ Magdaleny Biejat pozwolił jej wysforować się przed Adriana Zandberga i Joannę Senyszyn, co daje nadzieję na wyniki w okolicach 6 proc., czyli tyle, ile Lewica ma sondażach. Chodzi zwłaszcza o odebranie od Rafała Trzaskowskiego tęczowej flagi i postawienie jej przez Biejat na mównicy, co stało się popularnym momentem, który wybił się w mediach społecznościowych.
- Byliśmy z kandydatką w Szydłowcu i Przysusze, to są klimaty PiS, a na tamtejszym bazarze i tak co chwila ktoś podchodził i mówił: "Dzień dobry, pani marszałek". Widać, jak dużą zbudowała sobie rozpoznawalność - mówił nam polityk Lewicy, który towarzyszył Magdalenie Biejat w kampanijnym wyjeździe.
Kandydatka Lewicy nie wzięła udziału w poniedziałkowej debacie w Telewizji Republika. - Wtedy musiałaby się skonfrontować z Zandbergiem i Senyszyn. A po co jej to? Lepiej podtrzymać legendę z tęczową flagą z Końskich - wyjaśnia polityk z jej ugrupowania.
Jeszcze bardziej zadowoleni są sztabowcy Szymona Hołowni. On z kolei wystąpił we wszystkich trzech debatach, w tym dwóch organizowanych przez TV Republika, gdzie - zwłaszcza w Końskich - miał przeciwko sobie publiczność, która kibicowała dyskutującym na żywo.
- Takie wydarzenia to żywioł Hołowni, on wtedy odżywa i zdobywa punkty - mówi jeden z nich. W sztabie kandydata Polski 2050 odżyła nadzieja na co najmniej dobry wynik i nawiązanie wyrównanego pojedynku ze Sławomirem Mentzenem, a może i na coś więcej. - Jak ktoś twierdzi, że potrafi przewidzieć wynik na miesiąc przed, to się myli - słyszymy od stronnika Hołowni.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl