Raport o schronach w Warszawie. Żaden ma nie spełniać norm MON
Kontrola przeprowadzona w warszawskich schronach ujawniła, że żaden z nich nie spełnia norm MON. Radni alarmują, że stolica wciąż nie jest przygotowana do ochrony ludności, a urzędnicy poruszają się wolno w gąszczu przepisów. Eksperci ostrzegają: odbudowa realnych schronów zajmie lata - informuje "Gazeta Wyborcza".
W Warszawie nie ma ani jednego schronu, który spełniałby definicję określoną w ustawie o ochronie ludności i obronie cywilnej – wynika z informacji przedstawionych radnym przez Stołeczne Centrum Bezpieczeństwa, na które powołuje się "Gazeta Wyborcza". Kontrole przeprowadzono w blisko połowie obiektów, a wyniki są jednoznaczne: stolica nie ma infrastruktury, która chroniłaby mieszkańców przed atakiem chemicznym czy nalotem.
Ustawa przyjęta w grudniu 2024 r. precyzuje, czym różnią się schrony od miejsc doraźnego schronienia. Jak wyjaśnia "Gazeta Wyborcza", te pierwsze mają zabezpieczać przed bronią masowego rażenia, drugie – pełnić funkcję tymczasowej osłony, np. w garażach podziemnych czy piwnicach.
Samorządy prowadzą obecnie inwentaryzację takich miejsc. Jak relacjonują radni, w Warszawie proces przebiega wolno i bez konkretów – urzędnicy nie zwrócili się jeszcze do wspólnot mieszkaniowych, które miałyby dostosować swoje piwnice do wymogów.
– Kiedy dojdzie do kryzysu, ktoś będzie musiał usunąć zagracone piwnice, a trudno oczekiwać, by pracownicy urzędu robili to w sytuacji wojny – mówi jeden z radnych. Inny dodaje, że w połowie skontrolowanych miejsc nie ma ani jednego, które można by uznać za spełniające normy MON.
Skoro Polacy zarabiają więcej, to dlaczego uważają, że biednieją? Analityk odpowiada
Ministerstwo wymaga, by schrony były szczelne i chroniły przed atakiem chemicznym. Tymczasem nawet warszawskie metro, znajdujące się kilkadziesiąt metrów pod ziemią, nie spełnia kryteriów – część tuneli jest nieszczelna. – Na Bemowie nie ma ani jednego obiektu, który choćby minimalnie spełniałby kryteria – relacjonuje inny uczestnik obrad komisji.
Ratusz broni się, że zadanie kontroli należy do Państwowej Straży Pożarnej i nadzoru budowlanego. Według rzeczniczki urzędu Moniki Beuth stopień zaawansowania prac wynosi 40 proc. – Otrzymane dotąd opinie wskazują na konieczność wykonania dodatkowych ekspertyz. Dlatego nie wydano żadnej decyzji o uznaniu obiektu za budowlę ochronną – podkreśla.
Radny: aplikacje są nieczytelne
Według danych z aplikacji "Schrony" w Warszawie jest ponad 200 schronów, ok. 1300 ukryć i ponad 16 tys. miejsc doraźnego schronienia. Ratusz przyznaje jednak, że są to określenia nieformalne, a faktyczny status obiektów potwierdzi dopiero audyt.
Radni zwracają uwagę również na chaos w komunikacji z mieszkańcami. – Aplikacje są nieczytelne, a broszury pełne ogólników. Brakuje jasnych wskazówek, co robić w razie realnego zagrożenia – mówi radna Zofia Smełka-Leszczyńska z Nowej Lewicy. Z kolei radny PiS Filip Frąckowiak podkreśla, że w stolicy trzeba szybko tworzyć miejsca doraźnego schronienia, bo budowa pełnoprawnych schronów zajmie lata.
Eksperci nie mają wątpliwości, że Polska przespała ostatnie lata.
Mamy za sobą 30 lat pokoju, kiedy strach przed wojną w Europie zniknął. Uważaliśmy, że wojna nam nie grozi, dlatego środki na obronę cywilną czy zbrojenia były przeznaczane na inne cele. Nie dziwi mnie więc, że w Warszawie nie ma ani jednego schronu. Dziwi mnie coś innego: wojna w Ukrainie trwa od 2014 roku, a rządzący nie zrobili nic, aby poprawić obronę cywilną. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie w krótkim czasie zbudować czy odtworzyć schronów. Takie inwestycje prowadzi się latami – ocenia dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Prezydent Rafał Trzaskowski w marcu 2024 r. zapowiadał 117 mln zł na obronę cywilną. Jak informuje ratusz, środki wydano już m.in. na monitoring, sprzęt specjalistyczny i testy syren alarmowych. Samych schronów jednak wciąż brak. – Jesteśmy na etapie weryfikacji tego, czym dysponujemy. Potem przekażemy konkrety – zapewnia rzeczniczka miasta.