Przez wiele lat pracowałem w szkole, w tzw. "dobrym liceum". Jestem autorem 5 programów nauczania w klasie autorskiej Jednocześnie rozwijałem firmę, już nie pracuję w szkole. Nie odszedłem przez niskie zarobki- zawsze umiałem zarobić na równoległej działalności. Odszedłem, bo rozwinąłem firmę, ale także ze względu na degrengoladę szkoły i ... nauczycieli. Fakt, zarabiają niewiele, ale też: 1. nauczyciel dyplomowany to święta krowa, która nic nie musi. To demoralizujące- jest nie do zwolnienia, nie do ruszenia. Jeśli ktokolwiek powinien dostać podwyżkę, to wyłącznie nauczyciele stażyści i kontraktowi, którzy mają ambicję awansu zawodowego i rozwijają się, są młodzi. 2. Nauczyciel dyplomowany nie zarabia 2400 zł netto. To moja ostatnia pensja MIESIĘCZNA w szkole. Do tego: 2700 zł pensji 13, sierpniowe wyrównanie 1600 zł, świadczenie bożonarodzeniowe: 600 zł, świadczenie wielkanocne: 400 zł, i to chyba nie wszystko- nagrody, dodatki motywacyjne. itd. Nauczyciele powinni pokazać PIT roczny. Do tego oczywiście ewentualne nadgodziny i wynagrodzenie za matury ustne (żenująco niskie- za cztery popołudnia). 3. Są różne szkoły- w moim Liceum nigdy nie pracowałem w wakacje. Ostatnia rada pedagogiczna odbywała się tydzień po zakończeniu roku szkolnego, a pierwsza 29/30 sierpnia. Nigdy nie musiałem uczestniczyć w żadnych postępowaniach kwalifikacyjnych uczniów- po prostu nie chciałem. 4. Nauczyciele w mojej szkole mieli 2 miesiące wakacji + dwa tygodnie ferii zimowych + 10 dni ferii bożonarodzeniowych (w zależności od roku szkolnego: bywały i dwa tygodnie) + 6 dni wielkanocnych + wszystkie długie weekendy. Każdy nauczyciel miał być w szkole podczas jednego dnia dodatkowego, np 2 maja lub w piątek po Bożym Ciele. Po prostu siedzenie w szkole, bo uczeń i tak nie przyszedł. 5. Rady pedagogiczne- fakt, to między innymi dlatego odszedłem, masakra i stracony czas, spotkania z rodzicami, rady szkoleniowe- jest tego wiele i jest strasznie frustrujące bo kompetencyjna wartość dodana jest żadna. Ale nauczyciele są sami też sobie winni, nie protestują przeciwko takiemu stanowi rzeczy: słuchają, udają, że słuchają, poprawiają prace klasowe, planują, plotkują, itd. 6. Zabierają pracę do domu? Oczywiście- a kto teraz nie zabiera?! Kto się nie dokształca w domu, sam, na kursach, itd. Ja prac domowych uczniów nigdy nie zabierałem do domu- poprawiałem w czasie przerw i okienek, wystarczyło! Zamiast gadać w pokoju nauczycielskim o głupotach. Przy sześciu lekcjach dziennie, przerwy to 60 minut (długa przerwa: 20 minut, krótkie 10). Dyżury: dwa razy w tygodniu przez 3 przerwy. Hałas? W liceum:)? 7. Protestują dla dzieci i młodzieży? Gdzie byli(śmy) gdy wprowadzono rozmaite reformy przez ostatnich 10-15 lat? Bo deformacja systemu edukacyjnego nie ma w Polsce barw politycznych. W mojej szkole nauczyciele byli zadowoleni trzy lata temu z anonsowanej reformy, bo będzie "więcej godzin". 8. Wykształcenie i przygotowanie do pracy?! Sorry- co może wiedzieć o współczesnym rynku pracy pani/pan, którzy 20 lat temu przyszli do szkoły, nigdy nie pracowali w innym miejscu, nie skonfrontowali się z nowym środowiskiem, wyzwaniami, technologią. Pani od języka polskiego, która w 2017 roku nie wiedziała co to są "umiejętności miękkie" w komunikacji... w wiodącym liceum. Pamiętam nauczycieli, którzy rok temu szczycili się klasą autorską z 1997 roku- sprzed 20 lat. W jakiej innej branży coś taiego jest możliwe?! 9. Zacząłem pracę w szkole i założyłem firmę w 2000 roku. Przez 18 lat mojej pracy dookoła zmieniło się wszystko, szkoła pozostała taka sama. To jest prawdziwy dramat. Tak, nauczyciele zarabiają niewiele, ale też niewiele się od nich wymaga. Oprócz wypełniania papierków. W obecnej sytuacji każdy budżetowy wydatek na pensje to wydatek zmarnowany. Każdemu dziecku z punktu widzenia kariery zawodowej więcej da sport, muzyka, koła zainteresowań niż współczesna polska szkoła i jej pracownicy.