Świąteczna wojna o lampki. "Życie jak w bunkrze"
Przepisy pozwalają reagować na nadmierne, uciążliwe świąteczne iluminacje, ale w praktyce rzadko prowadzi to do realnych konsekwencji. Eksperci podkreślają, że poza wyjątkowymi sytuacjami walka z migającymi dekoracjami sąsiadów zwykle kończy się fiaskiem - informuje "Gazeta Wyborcza".
Paragrafy istnieją i teoretycznie dają narzędzia do walki z nadmiarem świątecznych dekoracji świetlnych. W praktyce jednak sięganie po kodeksy rzadko przynosi oczekiwany efekt. Wyjątkiem są sytuacje szczególne, dotyczące m.in. dzieci oraz osób cierpiących na poważne choroby. W pozostałych przypadkach spór o migające lampki zazwyczaj kończy się frustracją, a nie rozstrzygnięciem.
Przekonała się o tym mieszkanka osiedla sąsiadującego z Kościołem pw. św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie. Rok temu opublikowała w mediach społecznościowych nagranie, na którym pokazała, jak po zmroku wygląda jej salon. Intensywnie oświetlona kopuła świątyni świeciła od godziny 17 aż do rana. Kobieta ironicznie pytała, czy duchowny chciał, by "Bóg zobaczył kopułę".
Święta, a życie jak w bunkrze
Nagranie szybko obiegło internet. Internauci porównywali kościół do "rakiety startującej na Marsa" albo "nowego Las Vegas". Dla autorki posta sytuacja nie była jednak zabawna.
Można zasłonić zasłony i żyć jak w bunkrze, ale nawet jak się opuści żaluzje, to wcale nie jest lepiej, bo jaskrawe światło przenika - pisała.
Sprawą zainteresowały się lokalne media, a proboszcz tłumaczył, że chodziło o "kwestie estetyczne" i zapowiedział złagodzenie oświetlenia - opisuje "Gazeta Wyborcza".
Dom wielopokoleniowy z naturalnych materiałów. Jego cena cię zaskoczy
Podobne emocje budzą świąteczne dekoracje na balkonach, które w świetle przepisów są częścią wspólną budynków. Część mieszkańców sięga wtedy po argumenty prawne. W mediach społecznościowych regularnie pojawiają się wpisy osób zapowiadających zgłaszanie sąsiadów do policji lub straży miejskiej.
"Chciałbym przypomnieć balkonowym dekoratorom, że zbyt duża ilość światełek na balkonie może być podstawą do wystawienia mandatu do 5000 złotych. Art. 144 kodeksu cywilnego zakazuje działań zakłócających korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, a nadmierne emitowanie światła może zakłócać mój sen. I jest jeszcze art. 51 kodeksu wykroczeń dotyczący zakłócania spokoju, porządku publicznego lub spoczynku nocnego. I ja ostrzegam, że niedługo zacznę składać donosy na policję i straż miejską na tych, którzy nie potrafią się dostosować i zakłócają mój sen. Jeśli chcecie światełka, to zamontujcie u siebie w domu i niech wam świeca prosto w oczy, a nie tym, którzy sobie tego nie życzą" - pisze w serwisach społecznościowych pan Henryk.
Dekoracji jest coraz więcej, bo Polacy chętnie po nie sięgają. Lampki balkonowe, podświetlane renifery czy migające instalacje stały się powszechne. Według danych Związku Banków Polskich w tym roku wydatki świąteczne mają być o 13 proc. wyższe niż w 2024 r., a część pieniędzy trafi właśnie na dekoracje.
Prawo a rzeczywistość
Eksperci podkreślają jednak, że teoria i praktyka znacznie się różnią. Kodeks cywilny rzeczywiście mówi o zakazie oddziaływania na sąsiednie nieruchomości "ponad przeciętną miarę", ale dochodzenie swoich praw na drodze cywilnej byłoby długie i kosztowne.
W takim procesie trzeba powołać biegłego, który zbada natężenie światła. To trwa tak długo, że sąsiad zdąży zdjąć lampki – wskazuje w rozmowie z "GW" mec. Dariusz Gradzi.
Wyjątkiem są sytuacje, w których intensywne, migające światło może realnie zagrażać zdrowiu, np. u osób z padaczką czy w spektrum autyzmu. W takich przypadkach – jak tłumaczy prawnik – możliwe byłoby sięgnięcie po przepisy karne, ale tylko przy udowodnieniu, że sprawca działał świadomie i ignorował wcześniejsze prośby.
Co więcej, straż miejska nie ma uprawnień do interweniowania w prywatnych lokalach. Policja teoretycznie może nałożyć mandat do 500 zł, a sąd grzywnę do 5 tys. zł, jednak udowodnienie winy bywa bardzo trudne.
Pozostają więc rozwiązania pośrednie: zgłoszenie sprawy do wspólnoty mieszkaniowej, np. pod kątem przepisów przeciwpożarowych. Najskuteczniejszą metodą – jak zgodnie przyznają prawnicy – nadal pozostaje jednak rozmowa z sąsiadem. Nawet jeśli w świątecznej atmosferze bywa to łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Źródło: Gazeta Wyborcza