Opublikowane w niedzielę stenogramy rozmów bohaterów afery Amber Gold były głównym tematem programu "Minęła dwudziesta" w TVP. Wynika z nich m.in., że władze Amber Gold nie tylko wiedziały o planowanych odwiedzinach funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, lecz także o tym, że ich rozmowy są podsłuchiwane.
Zdaniem Antoniego Macierewicza, ministra obrony narodowej, w sprawę zaangażowany był ówczesny premier.
- Donald Tusk rozpiął parasol nad Amber Gold. Świadomie chronił tę aferalną historię. To, że użył syna, to już jego sposób działania - powiedział w programie TVP. - Mamy teraz materiał dowodowy - dodał.
Według ministra ujawnione stenogramy rozmów świadczą o tym, że "Amber Gold traktował zatrudnienie syna pana Donalda Tuska jako parasol ochronny".
- Pan premier dobrze o tym wiedział i to aprobował - stwierdził Macierewicz.
Zobacz, co o aferze Amber Gold mówił Michał Tusk:
Według Piotra Zgorzelskiego z PSL szef MON myli się oceniając aferę.
- Nie formułowałbym tezy Macierewicza, że Donald Tusk wysłał syna do Amber Gold, żeby pilnował interesu - powiedział.
Pali głupa?
Według Macierewicza na sprawę Amber Gold składa się wiele elementów - także tych związanych z działaniem ówczesnych służb specjalnych.
- To wszystko pokazuje, że nie tylko premier, ale tez służby, którymi kierował, były w tę sprawę zaangażowane. Z punktu widzenia prawnego pan Donald Tusk kierował służbami specjalnymi. Wszystko co zrobiły (lub nie), spada na niego - powiedział szef MON.
Byłego premiera i jego syna bronił Adam Szejnfeld z PO, którego nie było w warszawskim studiu.
- W tej firmie zatrudnionych było 600 osób, a Michał Tusk nie był nikim ważnym. Nie wiem, dlaczego fakt zatrudnienia tego młodego człowieka wśród 600 osób miałby chronić ludzi, którzy byli na bakier z prawem - powiedział.
- Szejnfeld pali głupa. Za chwilę dowiemy się, że Michał Tusk był w Amber Gold szatniarzem, że nic nie robił - dopowiedział Dominik Tarczyński z PiS.
Szejnfeld poprosił prowadzącego, żeby nie dopuszczał do sytuacji, w której posłowie odnoszą się do niego "w sposób mało elegancki".
- Zostałem obrażony. Albo będziemy rozmawiać kulturalnie, albo nie będziemy rozmawiać w ogóle - powiedział poirytowany.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać.
- Niech pan nie płacze, że pana nie ma w studiu. Mogliście być, ale wszyscy pana koledzy z Warszawy pochowali się w mysie dziury, bo nie wiecie, jak się tłumaczyć - powiedział Tarczyński.
Parasol i sprawa polityczna
Według niego nie ma wątpliwości, że Michał Tusk był w Amber Gold "parasolem ochronnym".
- To jest jednoznaczne. Pytanie, czy miała miejsce typowa korupcja - powiedział.
Szejnfeld przyznał, że sprawa Amber Gold jest bulwersująca.
- Otoczenie jest zaskakująco dziwne: tak pasywne działanie Komisji Nadzoru Finansowego, jak i prokuratorów, którzy powinni prowadzić tę sprawę tak, żeby szybciej trafiła do sądu. Te instytucje powołane do ścigania zawiodły - przyznał.
Zaraz jednak dodał, zwracając się do przedstawiciela PiS: "Z kryminalnej sprawy robicie polityczną".
- Mam nadzieję, że nie tylko Polacy was z tego rozliczą, ale też prokuratura. I że ci, którzy okradli ludzi na ponad miliard złotych, najnormalniej pójdą siedzieć - odpowiedział Dominik Tarczyński.