Jest miliarderem od znikających obrazków. Najmłodszym posiadaczem fortuny wycenianej w dziewięciu zerach, który doszedł do niej samodzielnie. Cztery miesiące temu Evan Spiegel złapał Pana Boga za nogi: stworzony przez niego Snapchat z fasonem zadebiutował na giełdzie. Dziś akcje nurkują, a jego majątek stopniał o 3 mld dolarów. A prawdziwe kłopoty czekają za rogiem. To wzgardzony Mark Zuckerberg.
"O co chodzi z tym całym Snapchatem"? Ręka do góry, kto nigdy nie zadał sobie tego pytania. Linia demarkacyjna między tymi, dla których sprawa jest oczywista i tymi, którzy nigdy nie zrozumieją, o co ten cały hałas, przebiega mniej więcej w okolicach trzydziestki. Urodzeni po 1987 r. mogą wiedzieć, że to aplikacja do przesyłania swoich zdjęć i filmików, które po pewnym czasie znikają. Ale żeby widzieć w tym sens, trzeba jednak być młodszym.
Tymczasem Snapchat ma 160 mln użytkowników i cztery miesiące temu zaliczył imponujący debiut giełdowy. W dniu debiutu kurs poszybował nawet o 50 proc., a Snap Inc., czyli właściciel aplikacji, pozyskał od inwestorów 3,4 mld dolarów.Przy cenie z oferty akcji na poziomie 17 dolarów cała firma miała wartość prawie 24 mld dolarów. Przy 24 dolarach z debiutu wycena wzrosła do 34 mld dolarów. Mniej więcej tyle, ile razem warte są trzy największe spółki z warszawskiej giełdy: PKO BP, Pekao i paliwowym koncernie PKN Orlen. Według inwestorów łącznie są warte tyle, co firma obsługująca aplikację na smartfona.
Inwestorom nie przeszkadzało nawet to, że firma na swojej aplikacji nie zarabia, a w prospekcie napisano czarno na białym, że może nigdy nie osiągnąć rentowności. Po pierwszych dwóch dniach notowań zyski sięgnęły blisko 70 proc.
Czar prysł
Euforia inwestorów zachowała się jednak tak samo jak obrazki ze Snapchata. Znikła bez śladu. Zyski rzędu 70 proc. wyparowały, a najwięksi pechowcy stracili nawet 40 proc. zainwestowanych pieniędzy. Kurs spadł poniżej 17 dolarów, czyli ceny z debiutu. Może inwestorzy pierwszy raz wczytali się w wyniki Snap Inc. Strata za pierwszy kwartał tego roku sięgnęła 2 mld dolarów.
Evan Spiegiel ma więc podwójny problem. Z jednej strony jego firma nie może się pozbierać, z drugiej sam dostał mocno po kieszeni. Spiegel jest właścicielem 90 mln akcji Snap Inc. W tym tygodniu ich wartość zanurkowała do 15,23 dol. za sztukę, czyli wyraźnie poniżej 17 dolarów z debiutu. Tym samym wartość jego udziałów spadła o około 3 mld dolarów. A jeszcze te cztery miesiące temu, gdy akcje były na fali, miał w osobistych udziałach 6,4 mld dolarów.
Sporo teraz zależy od tego, jak dalej będzie kształtował się kurs. Wystarczy, że spadnie o pięć dolarów i będzie kolejny miliard do tyłu. A tylko w tym tygodniu spadł o 10 proc. Analitycy nie są łaskawi: z rekomendacji i analiz wynika, że o wzrostach z czasu debiutu można już tylko pomarzyć.
Dla twórcy Snapchata tracenie pieniędzy to coś nowego. Jak dotąd, głównie je zarabiał. I to tak szybko, że konkurenci nawet nie mieli czasu zazdrościć. Milionerem został cztery lata temu, mając 23 lata. W 2013 r. Snapchat zebrał od inwestorów 80 mln dol., a jego twórcy – czyli właśnie Spiegel i Bobby Murphy sprzedali wart 20 mln dol. pakiet udziałów w firmie. Kolejny pułap przeskoczył dwa lata później, gdy wartość jego udziałów przekroczyła miliard dolarów. Dziś Forbes szacuje jego majątek na 3,5 mld dolarów, co daje mu 441. miejsce wśród najbogatszych ludzi świata. w Stanach jest tylko 150 osób bogatszych od niego.
Evan Spiegel z modelką Mirandą Kerr na kolacji w Białym Domu (Fot. Reuters)
Zemsta Zuckerberga
Spiegel często porównywany jest z twórcą Facebooka Markiem Zuckerbergiem. Los postawił ich na kursie kolizyjnym w 2013 r., kiedy Zuckerberg chciał przejąć Snapchata za 3 mld dolarów. Wtedy Spiedel postawił się starszemu o sześć lat koledze i Zuckerberg odszedł z kwitkiem. Ale to on może się śmiać ostatni.
Dlaczego? Bo też ma "obrazkową" aplikację, Instagram. Kiedy kupował ją pięć lat temu za miliard dolarów, analitycy pukali się w czoło. Jednak Zuckerberg może dziś jej użyć, żeby wykończyć Snapchata. W momencie, kiedy akcje Snap Inc. nurkowały poniżej ceny debiutu, Instagram reklamował nowe filtry do nakładania na zdjęcia.
Czytelnicy po trzydziestce mogą wzruszyć ramionami. No i co z tego? Ano to, że to potencjalny hit: każdy użytkownik będzie mógł nałożyć na swoją twarz na zdjęciu realistyczne elementy: okulary, serduszka, psie uszy. To ukłon w stronę najmłodszych użytkowników aplikacji i bezpośredni strzał w Snapchata. Bo choć jedna trzecia amerykańskich nastolatków twierdzi, że to Snapchat jest najlepszą aplikacją społecznością, to ich łaska na pstrym koniu jeździ.
Jednocześnie Instagram sprzężony z Facebookiem daje reklamodawcom możliwości i liczbę potencjalnych użytkowników, o których Snapchat może tylko pomarzyć. Efekt? Instagram Stories, czyli bezpośredni rywal Snapchata ma 250 milionów użytkowników. Dziennie. 25 proc. więcej niż jeszcze trzy miesiące temu. Cały Instagram to 700 mln użytkowników.
Nawet bank inwestycyjny Morgan Stanley, który wspierał debiut Snap Inc. przyznał kilka dni temu, że rozwój Instagrama może być "bardziej destrukcyjny" dla Snapchata niż się spodziewano.
A Zuckerberg tylko dokręca śrubę. Przykład? Reklamodawcy otrzymują na Instagramie za darmo usługi, z które Snapchat każe płacić.
Sam Evan Spiegel mówi o sobie, żemiał naprawdę dużo, dużo szczęścia. Cóż. Będzie mu jeszcze potrzebne.