Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Inglota nie powstrzyma nawet bomba w salonie w Bengazi. Chce być najbardziej widoczną polską marką na świecie

0
Podziel się:

O polskiej firmie uczą się studenci MBA na piątej najlepszej uczelni świata, a CNN pokazuje historię polskiej marki założonej 30 lat temu w Przemyślu, które sukcesywnie podbija świat.

Inglota nie powstrzyma nawet bomba w salonie w Bengazi. Chce być najbardziej widoczną polską marką na świecie
(Inglot)

Współpracuje przy najlepszych musicalach Broadwayu. Jego kosmetykami malują się takie sławy jak Avril Lavigne czy Britney Spears. Pokochały je również muzułmanki. O polskiej firmie rodzinnej uczą się studenci MBA na piątej najlepszej uczelni świata, a CNN pokazuje historię założonej 30 lat temu w Przemyślu marki, która sukcesywnie podbija świat. - Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych 4-5 lat uda się nam stać się najbardziej widoczną polską firmą konsumpcyjną na świecie - mówi money.pl przewodniczący rady nadzorczej INGLOT, Zbigniew Inglot. Przemysław Ciszak, money.pl: Pana firma oprócz rynku polskiego nastawiona jest również na dynamiczny eksport i ma przedstawicielstwa w wielu krajach świata. Czy światowe wydarzenia mają istotny wpływ na interesy?

*Zbigniew Inglot, przewodniczący rady nadzorczej INGLOT sp. z.o.o.: *Mają ogromny wpływ. Jesteśmy obecni w blisko 80 krajach i to, co się dzieje na świecie, te wszystkie niepokoje społeczne, to jeden z największych naszych problemów. Nigdy nie przypuszczałem, że coś takiego jak spadki cen ropy naftowej, odbiją się tak na naszych przychodach. Odczuliśmy to głównie w krajach, których gospodarki są uzależnione od tego surowca. W Meksyku, Nigerii, Malezji czy Azerbejdżanie, gdzie mamy swoje sklepy, drastycznie zmalała siła nabywcza wśród klientów. Z kolei zamach w muzeum w Tunisie spowodował, że otwarcie jednego z naszych salonów musiało zostać opóźnione.

Zamach w Paryżu też miał swoje konsekwencje?

Zaledwie dwa dni po tej tragedii. Wówczas pojawiły się informacje, że kolejnym celem terrorystów będzie londyńska galeria Westfield Stratford City, gdzie od roku mamy swój salon. Straty wynikające z tego, że mniej ludzi odwiedza galerię, to nie jest najważniejsze zmartwienie. Przeraża to, że zagrożenie życia naszych pracowników jest bardzo realne i niewiele jesteśmy w stanie z tym zrobić.

Mimo tego pana firma działa m.in. na terenie Libii, Libanu, Jordanii, czy Iranu. Nie są to rejony spokojne.

Zdecydowanie nie. Bardzo namacalnie przekonaliśmy się o tym w lutym tego roku, kiedy do naszego sklepu w Bengazi w Libii wpadła bomba kompletnie go niszcząc. Z Libanu, w którym mamy dwa sklepy, niedawno wróciła nasza przedstawicielka. To tam, na dwa dni przed Paryżem, dokonano kolejnych zamachów, w których zginęło 50 osób. To kolejne przykłady, jak realne jest to zagrożenie.

Jak bardzo istotna dla funkcjonowania biznesu jest więc kwestia bezpieczeństwa? Podejmowane są jakieś szczególne kroki?

Nasze możliwości są ograniczone. Wiele zależy przede wszystkim od środków bezpieczeństwa podejmowanych przez galerie handlowe, w których mieszczą się nasze salony. Cóż, jako jeden sklep z trzystu, jako firma kosmetyczna, co możemy zrobić sami? Niewiele. W niektórych krajach klienci przechodzą przez bramki i są szczegółowo sprawdzani, tak jak czyni się to na lotniskach. To zwiększa bezpieczeństwo, ale nie jest też praktyką powszechną.

Nie tylko terroryzm jest problemem.

Zgadza się. W Nepalu mieliśmy nasz najwyżej położony sklep. Mieścił się przy głównej ulicy w Katmandu. Zniszczyło go trzęsienie ziemi, nie ma po nim śladu. Działając w tylu krajach nie da się uniknąć takich wypadków. Dawniej największą obawą był światowy kryzys finansowy, który trawił ekonomię wielu krajów. Dziś nie ma tygodnia, aby coś się nie wydarzyło i nie miało globalnego wpływu.

Podobno planuje pan poszerzyć liczbę sklepów w krajach Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Dlaczego akurat Bliski Wschód jest tak interesujący ?

Bo są to rynki bardzo atrakcyjne, pomimo całego ryzyka. Wiążą się z obiecującymi perspektywami rozwoju. Mamy tam bardzo dobrych partnerów lokalnych: dwóch mniejszych w Libanie i Jordanii oraz jednego dużego partnera, który obsługuje Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabię Saudyjską.

Marka Inglot cieszy się w tam popularnością?

Nie mamy specjalnych powodów do narzekania, choć konkurencja jest duża. Działają tam najwięksi gracze, z którymi musimy się liczyć.

Muzułmanki chętnie się malują polskimi kosmetykami?

Kobiety na całym świecie chętnie się malują. Mamy sklepy w Kirgistanie, Kazachstanie, w Azerbejdżanie czy Nepalu. Muzułmanki nie są tu wyjątkiem. Nie wiem czy zwracają uwagę na to, że akurat Inglot jest polską marką, ale wiem, że jest ceniona.

Pytam nie bez przyczyny. Trzy lata temu o lakierach Inglot z linii O2M zrobiło się głośno, kiedy jeden z interpretatorów islamskiego prawa - Mustafa Umar - zapytany przez kobiety, czy ich modlitwa będzie ważna, jeśli przystąpią do niej pomalowane, przyznał, że oddychający lakier do paznokci Inglota spełnia wymogi prawa halal. Było to zamierzone działanie firmy?

Tę linię lakierów stworzyliśmy głównie z zamysłem, aby były zdrowe. To dlatego miały przepuszczać tlen i parę wodną. Nie mieliśmy na myśli kobiet wyznających islam czy jakąkolwiek inną religię. Staramy się być neutralni religijnie i politycznie.

Jak rozumiem Inglot nie posiada oficjalnego statusu halal. Czy firma będzie starała się o jego uzyskanie w związku z dalszą ekspansją na bliskowschodni rynek?

Nigdy się o niego nie staraliśmy i raczej nie podejmiemy kroków w tym celu. Jako firma o globalnych ambicjach nie chcemy podejmować tak delikatnych i prywatnych kwestii jak religia. Bliski Wschód to dla nas ważny kierunek, ale dużo przesady jest w twierdzeniu, że najważniejszy.

Polska rozpoznawalna jest przez swoje produkty na zagranicznych rynkach?

Polacy w wielu krajach mają dobrą opinię. Stare stereotypy przestają obowiązywać. Mamy raczej opinię solidnego i pracowitego narodu, który nastawiony jest na sukces i polepszanie swojego bytu. Dlatego też nasze produkty są cenione w świecie. Co prawda, etykieta "polskie" nie ma specjalnie znaczenia w USA czy Kanadzie, ale już w konserwatywnej Europie tak. Nigdy nie wstydziliśmy się kraju pochodzenia. Na naszych produktach zawsze piszemy "Made in Poland", choć spotkałem się też z przypadkami innych polskich produktów reklamujących się jako europejskie.

ZOBACZ MATERIAŁ CNN O POLSKICH FIRMACH, W TYM RÓWNIEŻ O INGLOCIE *
*
(Inglot 4:40)

Stale poszukuje pan nowych rynków. Wiele podróżuje, a na niektórych rynkach wydaje się pan pionierem. To trudna rola?

W swoim życiu odwiedziłem już ponad sto krajów na niemal każdym kontynencie. To otwiera oczy, również z perspektywy prowadzenia biznesu. Niedawno wróciłem z Ameryki Południowej, gdzie również nawiązaliśmy ciekawe kontakty w Chile, Kolumbii i Peru. Nasza współpraca trwa już dwa lata, w tym czasie powstało tam 40 sklepów, dzięki czemu wypozycjonowaliśmy się na drugie miejsce, jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe. Teraz naszym celem jest wejście na rynek argentyński.

Polscy przedsiębiorcy skupiają się głównie na tych bliższych, unijnych partnerach. Niewielu ma pojęcie o sytuacji ekonomicznej tamtych krajów, a przecież Chile to latynoska Szwajcaria. Stolice krajów Ameryki Południowej to ogromne populacje. Santiago de Chile to około 5 milionów ludzi, peruwiańska Lima to blisko 7, a Bogota w Kolumbii prawie 9 milionów.

Coraz głośniej mówi się również o Australii.

To będzie wisienka na torcie. Ten rok był dla nas bardzo udany. Mieliśmy wejście do Pakistanu, otwarcie sklepu na Via del Corso w Rzymie, czy w Mall of Scandinavia w Sztokholmie, w największej skandynawskiej galerii handlowej. Uwieńczy go otwarcie salonu w przepięknym budynku Queen Victoria Building w Sydney. Na tym kontynencie jesteśmy obecni od siedmiu lat dzięki naszej spółce córce.

Na następnej stronie czytaj czy Inglot zamierza wejść na [giełdę](https://www.money.pl/gielda/) oraz na której uczelni, studenci uczą się o jego firmie

Już jakiś czas temu pojawiły się sugestie o przeniesieniu produkcji również za granicę. Inglot wyprowadzi się z Polski?

Jesteśmy lokalnymi patriotami. Wszystko co tworzymy, produkowane jest w Przemyślu. I tu baza pozostanie. I ja i moja siostra, którzy opiekujemy się obecnie firmą, tu się urodziliśmy, tutaj się wychowaliśmy i nie chcemy się stąd wyprowadzać. Mamy miejsce na dalszy rozwój i stawianie nowych fabryk. Nie wykluczamy natomiast, że jakąś instalację umieścimy również w innym kraju, w którym na przykład cła są bardzo wysokie. Będzie to jednak produkcja na jeden konkretny, lokalny rynek.

Gdybyśmy mieli pospekulować, który kraj by pan wybrał?

Gdybym miał wskazać wymarzone miejsce dla takiej inwestycji, byłyby to Indie i Brazylia. W Indiach już jesteśmy. Mamy tam 15 sklepów. To ciekawy, duży rynek. Fabryka w tym rejonie pozwoliłaby nam się jeszcze umocnić. Brazylia to z kolei wyzwanie. Zawoalowane przepisy chronią lokalny rynek. Bycie obecnym na miejscu z produkcją bardzo ułatwiłoby działanie. W okolicach Manaus istnieje specjalna strefa ekonomiczna, z której moglibyśmy skorzystać. To jednak nie jest temat na najbliższe 2-3 lata. Jeśli już podejmiemy jakieś kroki, to najwcześniej w 2019 roku.

W kontekście dalszej przyszłości, ciekawi mnie, czy Inglota zobaczymy na giełdzie. Wiele firm uważa taki debiut za prestiż.

Nie mamy takich planów, ani potrzeb. Jesteśmy samodzielną, rodzinną firmą i nie wyobrażam sobie, abyśmy z tej samodzielności mieli rezygnować. Nie chcemy uzależniać naszych planów od akceptacji akcjonariuszy, tłumacząc się z każdej z wydanej złotówki. Operujemy na własnym kapitale. Obecny model funkcjonowania się sprawdza i jak widać jest doceniany nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Nie przez przypadek o polskim Inglocie będą uczyć się studenci zagranicznych kierunków MBA we Francji i Singapurze. Na piątej najlepszej * *uczelni * *na świecie.

To wynik współpracy z gałęzią INSEAD Business School z Singapuru. Od maja rzeczywiście pojawił się na kierunku MBA tej uczelni przedmiot Inglot. Będzie omawiany jako "business case study". To nasz sukces, bo dotychczas zagraniczne MBA zajęły się zaledwie kilkoma polskimi przypadkami.

Poza tym postawiliśmy na innowacyjność i nowe technologie. Przykładem może być wspomniany już lakier oddychający. Do jego produkcji wykorzystujemy wysoko wysublimowany polimer, związek chemiczny w postaci długich rurek. Jest on też używany do produkcji soczewek kontaktowych. Ostatnio uwieńczyliśmy półroczną współpracę z Akademią Górniczo-Hutniczą, wspólnie z którą sfotografowaliśmy ten polimer, udowadniając właściwości naszego lakieru. A obecnie nasi chemicy przebywają na University College London.

Kwitnie też współpraca ze słynnymi musicalami nowojorskiego Broadway'u, a gwiazdy chętnie przyznają się do stosowania produktów marki polskiej firmy rodzinnej.

Od dwóch lat jesteśmy na Broadwayu. Zaczęliśmy w 2013 roku z musicalem "Pippin", dla którego stworzyliśmy małą kolekcję. Od tego czasu współpracowaliśmy lub współpracujemy z 15 spektaklami. W tym gronie znalazły się m.in. słynne: "Mamma mia!", "The Lion King", "The Last Ship" ze Stingiem w roli głównej, czy obecnie widniejący na afiszu "The Phantom of the Opera".

Na czym dokładnie polega taka współpraca?

Oprócz tego, że dostarczamy kosmetyki do charakteryzacji, to tworzymy specjalne kolekcje dedykowane poszczególnym musicalom. Tym sposobem wspólnie się reklamujemy, prowadzimy wspólne akcje. Aktorzy tych musicali występują często w naszym studio, które mieści się w kultowym budynku Chelsea Market w Nowym Jorku. To miejsce żyje światem artystycznym.

Co stoi za międzynarodowym sukcesem firmy i jej popularnością?

Założycielem firmy i człowiekiem, który podjął kluczowe decyzje nadające kształt firmie był mój brat Wojciech. Był chemikiem. To on zdecydował, że rodzinna firma z Przemyśla będzie produkować kosmetyki kolorowe z górnej półki. Chciał się ścigać z gigantami. Kiedy rynek w Polsce zaczął się wysycać, powstawało coraz więcej galerii, postanowił wyjść z naszym produktem na rynek globalny.

Zaczęliśmy od Kanady, potem przyszedł Bliski Wschód, Wielka Brytania i kolejne kraje. Krokiem milowym w rozwoju firmy była decyzja mojego brata o wyborze jednej z trzech światowych stolic mody na nasz punkt flagowy. Spośród Mediolanu, Paryża i Nowego Jorku wybrał najdroższy i najtrudniejszy logistyczne projekt amerykański, czym zapewnił nam prestiż bijący z samego centrum świata.

Mówi się, że biznesmeni nie marzą tylko stawiają sobie cele. Co więc planuje Inglot na przyszłość?

Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych 4-5 lat uda się nam rozwijać dalej w takim tempie jak dotychczas i wówczas stać się najbardziej widoczną polską firmą konsumpcyjną na świecie. A z planów krótkoterminowych: zależy nam na rozwoju rynku brytyjskiego i otwarciu sklepu na Oxford Street oraz wejściu na jeden z nielicznych europejskich rynków, gdzie jeszcze nas nie ma, czyli do Francji.

Poza planami mam jednak również pewne marzenie biznesowe. Jest nim podbój Las Vegas. Mamy swój salon w słynnym The Forum Shops at Caesars Palace i przy kasynie MGM Grand Hotel & Casino. Marzy mi się również punkt w najpiękniejszym hotelu Vegas - Venetian, to Wenecja w miniaturze, z gondolami i kanałem we wnętrzach. Kto wie, może uda się to zrealizować już w 2016 roku.

giełda
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)