Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Frączyk
Jacek Frączyk
|

Rząd Szydło zapowiada bilion na inwestycje. Premier ma błędne założenia

0
Podziel się:

Liczba jest tym bardziej szokująca, że to ponad trzykrotność rocznych dochodów budżetowych państwa.

Rząd Szydło zapowiada bilion na inwestycje. Premier ma błędne założenia
(PAP/Paweł Supernak)

W czwartkowym expose premier Szydło zapowiedziała olbrzymie przyśpieszenie inwestycji w kraju. Podała kwotę ponad biliona złotych, które mają pojawić się dodatkowo w polskiej gospodarce. Liczba jest tym bardziej szokująca, że to ponad trzykrotność rocznych dochodów budżetowych państwa.

Podstawą programu rządu PiS mają być inwestycje i innowacje. Inwestycje planowane są na więcej niż bilion złotych, w granicach 30 procent Produktu Krajowego Brutto, co ma być według premier jedyną drogą przyśpieszenia rozwoju. Według słów Beaty Szydło 30-procentowa proporcja inwestycji w PKB jest normą w świecie.

Sprawdziliśmy. Według danych Eurostatu 30-procentowy poziom inwestycji, a konkretnie nakładów brutto na środki trwałe w PKB, miała w 2014 roku tylko Indonezja i Korea Południowa.

Udział inwestycji w środki trwałe kształtuje się u nas od lat na poziomie 19-20 proc. PKB. Być może nie są one realizowane w takim tempie, jak by mogły i np. koszty budowy autostrad też są mocno przesadzone, ale to nie skala inwestycji jest problemem, ile ich jakość i nadzór nad wydawanymi publicznie środkami.

Średni wskaźnik udziału inwestycji w PKB dla Unii Europejskiej wynosił 19,3 proc. i Polska miała ten wskaźnik... wyższy od średniej unijnej. Z poziomem inwestycji nie jest więc w Polsce tak źle i jest porównywalny do tego co jest w Niemczech, choć niższy niż w Czechach (25 proc.) i na Węgrzech (21,7 proc.).

Węgry wzorem

Właśnie Węgry są podawanym często wzorem dla nowego rządu. To tam jest obecnie prowadzony program wzorowany na LTRO (Long-Term Refinancing Operation) Europejskiego Banku Centralnego, który polega na wprowadzeniu dodrukowanych przez bank centralny środków do systemu bankowego. Nisko oprocentowane pożyczki są kierowane do banków komercyjnych, a te mogą je przeznaczać na tańsze kredyty.

To z takiego właśnie programu miałby być finansowany program biliona inwestycji rządu PiS. Budżet by tego nie udźwignął, bo kwota biliona złotych trzykrotnie przekracza roczne dochody podatkowe.

Przedstawiane przed wyborami propozycje zakładały właśnie, że NBP ma udzielać bankom komercyjnym kredytu, nisko oprocentowanego albo nawet nieoprocentowanego, by te już na swoje ryzyko udzielały kredytów na cele inwestycyjne.

W wyniku drugiej aukcji (LTRO2) tego typu kredytów w 2012 roku EBC wprowadził do 800 banków 313 miliardów euro. Obecnie EBC drukuje taką kwotę co pięć miesięcy, skupując obligacje rządowe z rynku.

Węgierski bank centralny swój program rozpoczął w tym samym czasie (luty 2012 roku), równolegle skupując papiery hipoteczne z rynku (tzw. luzowanie ilościowe).

Niestety nie widać istotnych różnic w przyroście gospodarczym, jaki miało by to wywołać. W porównaniu z innymi krajami regionu gospodarka Węgier od 2012 roku nie wykazała specjalnego przyśpieszenia - PKB wzrósł o niecałe 7 proc. Dla porównania PKB Rumunii od 2012 roku zwiększył się o 9 proc., Polski o 11 proc., a Słowacji o 9 proc.

To, czy zwiększone kwoty rzucone do banków w ogóle znajdą zainteresowane nimi firmy, wielu ekspertów gospodarczych poddaje w wątpliwość. Z pewnością takie działanie sprawi, że kredyt będzie tańszy a w przedsiębiorstwach pojawią się dodatkowe zyski, ale czy zwiększy to skalę inwestycji, skoro już są na poziomie średniej unijnej?

Różni nas rozwój technologii

Różni nas od pozostałych krajów Europy to, że - zgodnie z tym co wskazała w swoim przemówieniu premier Szydło - proporcjonalnie dużo mniej wydaje się u nas na badania i rozwój. Tylko 0,94 proc. PKB Polski przeznaczone zostało w 2014 r. na taki cel, poziom nieznacznie większy niż na Słowacji (0,89 proc.), ale dużo mniej niż na Węgrzech (1,4 proc.) i w Czechach (2 proc.). Umieszczenie w tych krajach głównych fabryk samochodów, a nie tylko produkcji części, czyni z pewnością różnicę.

W najbardziej rozwiniętych krajach, jak Wielka Brytania, Niemcy, czy Francja ten wskaźnik jest na poziomie około 3 proc. Zadaniem rządu powinno być więc nie tyle rozkręcanie inwestycji, ile takie ułatwienia dla gospodarki, żeby powstawało u nas więcej finalnych produktów, a nie tylko komponentów.

Zagrożenie inflacją i spadkiem kursu złotego

Łączna ilość pieniądza w gospodarce (emisja gotówki oraz depozyty w bankach do 2 lat), to na koniec września 1,09 biliona złotych. Czyli *zapowiadany przez PiS dodruk miałby zwiększyć ilość pieniądza w obrocie gospodarczym o 100 proc.! *Przy takich liczbach inflacja może ruszyć, co z kolei byłoby bardzo niebezpieczne dla gospodarki. Ceny paliw nie muszą przecież spadać w nieskończoność.

Polityka dodruku pieniądza i niskich stóp procentowych ma też swoje inne efekty uboczne. W wyniku tegorocznych działań EBC kurs euro do dolara spadł od stycznia o 12 proc. Amerykanie w tym czasie nie zmieniali nic w kwestii polityki pieniężnej, a tylko zapowiadali, że podwyższą stopy do końca roku. Bank europejski natomiast „drukował” w tym czasie 60 mld euro miesięcznie.

Uruchomienie mechanizmu dodruku przez NBP miałoby z pewnością zbliżony efekt. U nas kwota 1 biliona złotych rozłożona na cztery lata rządów PiS to nawet 15 proc. PKB, podczas gdy w strefie euro dodruk to „tylko” 7 procent. Wahania mogły by być więc nawet większe, co oczywiście sprzyjałoby eksporterom, ale dotknęłoby na przykład „frankowiczów”. Przy ostrożnym założeniu, że złoty osłabi się do innych walut o te 12 proc., cała operacja może wywołać trzęsienie ziemi na rynku kredytów walutowych.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)