Rosja zaatakowała Ukrainę. Tymczasem według ekspertów wojna gazowa w Europie trwa już od dawna, a obecnie weszła tylko w nowy etap. Przypomnijmy, że od jesieni ubiegłego roku Europa boryka się z podwyżkami cen gazu i energii.
Zdaniem ekspertów do drastycznego wzrostu cen energii przyczyniła się m.in. polityka Gazpromu, który m.in. celowo ograniczył wysyłkę gazu do UE i w ten sposób spotęgował energetyczny kryzys na rynku. Koncern chciał w ten sposób wymusić m.in. certyfikację Nord Stream 2.
Przypomnimy, że budowa tego gazociągu została ukończona we wrześniu. Przedsięwzięcie kosztowało ponad 8 mld euro. Rosjanie byli pewni jego uruchomienia. Gazprom nie zarezerwował więc m.in. dodatkowych przepustowości na tranzyt gazu przez Ukrainę i Polskę na trzy pierwsze kwartały 2022 r.
Tymczasem zaledwie dwa dni przed rosyjską inwazją na Ukrainę niemiecki kanclerz Olaf Scholz oświadczył, że Niemcy wstrzymują certyfikację Nord Stream 2 z powodu ostatnich działań Rosji. Był to o tyle zaskakujący ruch, że wcześniej unikali deklaracji, że gazociąg może zostać zablokowany.
Decyzja Berlina poirytowała Rosjan. Były premier Rosji Dmitrij Miedwiediew we wpisie opublikowanym na Twitterze straszył, że Europę czekają gigantyczne podwyżki. "Kanclerz Niemiec Olaf Scholz wydał rozkaz wstrzymania procesu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2. Dobrze, witamy w nowym wspaniałym świecie, w którym Europejczycy już niedługo zapłacą 2 tys. euro za 1 tys. metrów sześciennych gazu" - napisał Miedwiediew.
Napiętą atmosferę podgrzała także wypowiedź ministra energii Kataru, który na konferencji prasowej powiedział, że ani Katar, ani żaden inny kraj w Europie nie ma możliwości zastąpienia dostaw rosyjskiego gazu do Europy. Dodał, że Rosja zapewnia 30-40 proc. dostaw gazu do Europy, a jego zdaniem nie ma jednego kraju, który mógłby zastąpić tego rodzaju wolumen, zwłaszcza jeśli chodzi o LNG.
Europa musi być gotowa, jeśli Rosja zakręci kurek
Czy Europa jest więc skazana na rosyjski gaz? Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl uważają, że mamy inne alternatywy, ale obecna sytuacja na pewno przełoży się na wzrost cen gazu oraz ropy. Na razie wszystko odbywa się według tego scenariusza. Rynek zareagował podwyżkami gazu, a wskaźniki na giełdach zanurkowały.
Prognozowałem, że jeśli Rosja faktycznie zaatakuje Ukrainę, wówczas dojdzie do turbulencji na rynku gazu, co wpłynie na ceny. Dodatkowo jeśli Europa i USA nałożą na Rosję sankcje, to może skłonić Kreml do działań odwetowych, a wśród możliwe jest ograniczenie lub zablokowanie dostaw gazu - komentuje dr Tomasz Pawłuszko, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Jego zdaniem Putin przegrał na polu dyplomatycznym, dlatego rozpoczął wojnę. Teoretycznie jest to także dla Rosji ostatni moment, aby wykorzystać gazowy szantaż, bo zima niedługo się kończy.
- Gazprom stracił w ostatnim czasie 40 proc. przychodów w porównaniu z 2021 r. Z jednej strony jest to skutek ich własnej polityki, czyli windowania cen gazu, w efekcie czego Europa, chcąc zdywersyfikować dostawy błękitnego paliwa, zaczęła korzystać z gazu z USA i Azji. Z drugiej strony to kwestia polityczna, bo ceny gazu są sztucznie zawyżone - dodaje nasz rozmówca.
Strategia współpracy z Rosją nie sprawdziła się
Zdaniem ekspertów wiele zależy teraz od reakcji Amerykanów oraz skali ewentualnych sankcji nałożonych na Rosję. - Najgorszy wariant to sytuacja, gdy wojna się przeciągnie, a Rosja w rewanżu na dotkliwe sankcje zakręci "kurek z gazem", czego następstwem będzie wojna gospodarcza. Rosjanie jej nie wygrają, ale czasowo pozbawią Europę części dostaw gazu - twierdzi Tomasz Pawłuszko.
Dodaje, że Putin będzie liczył także na załamanie solidarności wśród przywódców UE. Dlatego, zdaniem eksperta, z punktu widzenia UE dobrze byłoby długofalowo, aby powstała tzw. unia gazowa i UE kupowała gaz w imieniu państw wspólnoty.
Z kolei Mariusz Ruszel, dr hab. prof. Wydziału Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej im. Ignacego Łukasiewicza oraz prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza, uważa, że konflikt na Ukrainie ma szerszy geopolityczny kontekst.
- Duża część kontraktów gazowych jest indeksowana do cen notowanych w europejskich hubach. Biorąc jednak pod uwagę, że rośnie także cena ropy, będzie to miało także wpływ na kursy walutowe, a to z kolei przełoży się na transakcje rozliczeniowe w dostawach gazu - tłumaczy.
Według niego obecna sytuacja to dobry moment na to, aby kraje Europy Zachodniej, które są związane z gospodarką rosyjską również w aspekcie energetycznym, przemyślały swoją politykę i zmieniły priorytety. W praktyce oznacza to przejście na dostawy gazu z innych kierunków i zmianę struktury dostaw.
- Do tej pory w UE dominowała opinia, którą promowały zwłaszcza Niemcy, że z Rosją należy współpracować gospodarczo, co spowoduje, że będzie bardziej przewidywalna i stabilniejsza w relacjach. Konflikt na Ukrainie pokazuje jednak, że ta strategia nie sprawdziła się - ocenia Mariusz Ruszel.
Ekspert zwraca także uwagę na inne ważne kwestie. - Na Ukrainie znajduje się dziś dużo więcej gazu niż np. w Norwegii. To państwo posiada także bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturę gazową. Znajdują się tutaj potężne magazyny gazu - przypomina.
Czy Europie może zabraknąć gazu?
Okazuje się, że Europa ma jednak alternatywy dla rosyjskiego gazu. - Od północy są to norweskie gazociągi Nordpipe, Europipe, które pozwalają na zwiększenie dostaw o kilkadziesiąt mld metrów sześciennych rocznie. Dodatkowo od południa z Afryki biegną m.in. gazociągi GreenStream i Medgaz, których przepustowości też nie są w pełni wykorzystywane - wyjaśnia Mariusz Ruszel.
Jego zdaniem należy brać także pod uwagę terminale LNG, których potencjał był wykorzystywany w styczniu 2022 r. na poziomie około 70 proc. przepustowości. Według eksperta UE wraz z Wielką Brytanią mają przepustowość terminali LNG powyżej 200 mld metrów sześciennych rocznie. Oznacza to, że pełne wykorzystanie terminali LNG mogłoby teoretycznie równoważyć przepustowość gazociągu Nord Stream.
Teraz się okaże, czy strategia rządu jest skuteczna
Europa ma dziś dwie drogi wyboru: albo uznać, że nic się nie stało lub wsłuchać się w to, co od wielu lat sygnalizuje Polska i przeorientować strukturę kontraktów gazowych. Tym bardziej, że Europa ma potencjał do tego, aby zmienić strukturę dostaw. Zwłaszcza że na rynku dominuje dziś nie tylko gaz z USA, ale także m.in. z Australii. Te kraje mają także potencjał zwiększenia eksportu większych ilości LNG do Europy - uważa Mariusz Ruszel.
Z kolei Robert Zajdler, prof. dr hab. i radca prawny w kancelarii Zajdler Energy Lawyers & Consultants, podkreśla, że obecnie kluczowe jest zapewnienie dostaw na kolejną zimę 2022/2023, bo wtedy zużycie jest największe.
W 2016 r. rząd przyjął strategię zapewnienia bezpieczeństwa dostaw gazu. Jej bezpieczeństwo opiera się na całkowitej eliminacji gazu z Rosji w dostawach do Polski, czemu służyć miała budowa Baltic Pipe i rozbudowa mocy terminala LNG oraz inwestycje w terminal pływający oraz zapewnienie niezbędnych dostaw LNG m.in. z USA. Teraz przyszedł czas na sprawdzenie jej skuteczności - mówi Robert Zajdler.
Wysłaliśmy także pytania do PGNiG. Zapytaliśmy spółkę m.in. o to, czy Polsce i Europie wystarczą zapasy gazu w magazynach. A także ile gazu i z jakich kierunków będzie dodatkowo pozyskiwać.
W odpowiedzi dostaliśmy informację, że PGNiG na bieżąco monitoruje sytuację, a obecnie dostawy gazu ziemnego z kierunku wschodniego są realizowane. Dodatkowo koncern ma zapasy gazu zgromadzone w podziemnych magazynach.
"PGNiG ma zdywersyfikowany portfel gazu oparty na krajowym wydobyciu i kontraktach importowych. Dzięki zarezerwowanym mocom przesyłowym w gazociągach krajowych i transgranicznych może realizować dostawy gazu ziemnego z różnych kierunków, w tym do Terminala LNG w Świnoujściu. W zależności od potrzeb bilansowych spółka dokonuje rezerwacji dodatkowych mocy przesyłowych oraz zakupów gazu" - napisało biuro prasowe spółki.