Wojna w Ukrainie. Sytuacja wpłynie na budowę farm wiatrowych na Bałtyku
Na budowę morskich elektrowni wiatrowych może wpłynąć wojna na Ukrainie - mówi magazynowi Forbes Łukasz Porzuczek, prezes firmy Geofusion, która prowadzi prace saperskie na lądzie i na morzu. Jak ocenia, w perspektywie krótkoterminowej może dojść do zawirowań w decyzjach, ale w dłuższej, budowa zaplanowanych farm powinna przyśpieszyć.
Konieczność odejścia od rosyjskich surowców wymaga od Polski nie tylko poszukiwań nowych dróg importu gazu i ropy, ale i rozwoju innych źródeł energii. Stąd tak ważne będą również odnawialne źródła energii w tym pozyskiwanych z farm wiatrowych.
Sklepy wycofują rosyjskie produkty. "Oddolny odpowiednik sankcji"
Polska od dłuższego czasu planuje budowę nowych elektrowni na Bałtyku. Jednak wybuch wojny na Ukrainie może wpłynąć na ich budowę. Jak podkreśla ocenia w rozmowie z magazynem Forbes Łukasz Porzuczek, prezes firmy Geofusion, która prowadzi prace saperskie na lądzie i na morzu, w perspektywie krótkoterminowej może dojść do zawirowań w decyzjach.
Jednak w dalszej perspektywie obecna sytuacja może wymagać przyśpieszenia inwestycji.
- Chodzi oczywiście o jak najszybsze uniezależnienie się energetycznie od Rosji, co widać wyraźnie z podejmowanych ostatnio decyzji: np. wstrzymanie budowy Nord Stream 2. Zapewne przyśpieszą też inwestycje gazowe, jak Baltic Pipe, który właśnie otrzymał decyzję środowiskową od Duńczyków - tłumaczy Porzuczek.
Jednak nie tylko obecnie trwająca wojna ma wpływ na budowę. Jak wskazuje Forbes, morskie farmy wiatrowe powstaną w miejscu mocno zanieczyszczonym bronią z czasu II wojny światowej i wrakami statków.
Jak wyjaśnia prezes firmy Geofusion po wojnie do Bałtyku trafiło ćwierć miliona ton amunicji, z czego kilkadziesiąt tysięcy ton broni chemicznej, a kilkaset na terenach przyszłych farm wiatrowych.
- Dokumenty zebrane przez Instytut Oceanologii Polskiej Akademii Nauk potwierdzają, że za rejon występowania broni chemicznej uznać w zasadzie należy całą południowa część Bałtyku - mówi Forbesowi.
Temat wraków na dnie naszego morza powraca co jakiś czas. - Stale monitorujemy stan wody, jest to pod ścisłą kontrolą. Badamy ewentualny wyciek substancji, nie ma tam żadnej emisji substancji ropopochodnych - mówił w programie "Money. To się liczy" jeszcze w 2020 roku Marek Gróbarczyk, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Jak wówczas podkreślał, podniesienie tych wraków bez odpowiedniego przygotowania spowodowałoby skażenie środowiska. - Dzisiaj nie ma takiego skażenia. Mamy bardzo dobrą wodę, przede wszystkim w Zatoce Gdańskiej. Uruchomiony został specjalny program i pragnę zapewnić, że woda jest w bardzo dobrym stanie -zapewniał.