Mieszkańcy Wrocławia masowo wykupują nie tylko wodę pitną, ale i żywność. W niedzielę wrocławski magistrat oświadczył, że "scenariusze przygotowane przez hydrologów i obowiązujące jeszcze wczoraj, okazały się niedoszacowane. Czytelnik money.pl nadesłał do redakcji zdjęcia, które prezentują kompletnie puste półki w popularnym markecie. Podstawowe produkty spożywcze znikają w szybkim tempie.
- Nie mogłem już nawet kupić zwykłej wody. Została wyłącznie smakowa - donosi czytelnik money.pl. - Półki są kompletnie puste - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wrocław. Mieszkańcy robią zapasy
O podobnych sytuacjach donoszą też inne media. Sprzedawcy z Lidla przy ulicy Długosza relacjonują, że klienci kupują całe wózki wody, często po kilka lub kilkanaście zgrzewek. Podobna sytuacja ma miejsce w innych sklepach na terenie miasta. W Biedronce na osiedlu Kozanów, które pamięta powodzie z lat 1997 i 2010, już o godzinie 6:20 w poniedziałek zabrakło wody.
Jedna z klientek sklepu Dino przy ul. Poświęckiej podzieliła się swoimi doświadczeniami: "Byłam tutaj w 1997 r. i wiem, jak to wyglądało. Przyjechałam z ul. z Trzebnickiej, gdzie pod wiaduktem zawsze stoi woda. Została tylko woda gazowana, ale nic nie szkodzi, odgazuje się. A jeśli ostatecznie powodzi nie będzie, to nic się nie stanie, wodę zawsze się wypije. Lepiej zapobiegać niż czekać".
Oprócz wody, mieszkańcy wykupują również podstawowe produkty spożywcze o dłuższym terminie ważności, takie jak mąka, cukier, makarony, konserwy i ryby w puszkach. W sklepach znika także papier toaletowy.
Emeryt z Kozanowa podzielił się swoimi obawami. "Porobili nowe wały i zbiorniki, ale to, co dzieje się od kilku dni w regionie, to jest dramat. Kupiłem przynajmniej konserwy, a wody poszukam dalej. Muszę kupić przynajmniej kilka zgrzewek" - stwierdził.
- Istny armagedon od 6 rano. Ludzie wydzierają sobie wodę z wózków, dochodzi wręcz do fizycznych przepychanek. A woda niegazowana się skończyła, więc z pretensjami do kasjerek. A co one mogą? - wyjaśnia z kolei mieszkanka miasta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Biedronka wyjaśnia: wysyłamy 10 ciężarówek wody
Piotr Konopko, dyrektor handlowy w sieci Biedronka w oświadczeniu przesłanym money.pl potwierdza, że klientów w marketach jest więcej. - Obserwujemy zwiększone zapotrzebowanie na wodę i produkty pierwszej potrzeby w sklepach we Wrocławiu i okolicach, szczególnie tych dotkniętych powodzią - mówi.
- Cały czas monitorujemy sytuację i na bieżąco podejmujemy działania mające na celu zapewnienie płynności dostaw oraz szybkie uzupełnienie braków. Jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi dostawcami, u których znacząco zwiększyliśmy zamówienia - zapewnia.
- Oprócz tego wysyłamy 10 ciężarówek wody z Centrów Dystrybucyjnych o mniejszym zapotrzebowaniu i uzupełniamy tam, gdzie w tej chwili występują największe potrzeby - wyjaśnia przedstawiciel sieci Biedronka.
Władze reagują na zagrożenie powodziowe
Prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk, na poniedziałkowej konferencji prasowej starał się uspokoić mieszkańców. Zapewnił, że woda z kranu we Wrocławiu nadal nadaje się do picia. Jednocześnie poinformował o prognozach dotyczących fali powodziowej, która ma zacząć przechodzić przez miasto w środę około godziny 18.
Sutryk przekazał, że najgorszy scenariusz przewiduje przepływ 3100 metrów sześciennych wody na sekundę. Dla porównania, podczas powodzi w 1997 roku było to 3700 metrów sześciennych na sekundę.
MPWiK Wrocław zapewnia o ciągłym monitorowaniu jakości wody w kranach i obiecuje natychmiastowe informowanie o ewentualnych zmianach. Mimo to, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysłało alert zalecający picie wyłącznie wody butelkowanej na terenach zagrożonych zalaniem.
Wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń już w ubiegłym tygodniu apelował do mieszkańców o przygotowanie zapasów żywności i wody. Władze miasta starają się zachować równowagę między ostrzeganiem a uspokajaniem, zalecając ostrożność i przygotowanie, ale jednocześnie unikając siania paniki.