Wycinka drzew na własnej działce. Jest projekt. Ekolodzy już protestują
Nowy projekt "deregulacji" wycinek drzew trafił do Sejmu. Zakłada tzw. milczącą zgodę urzędów na usuwanie drzew z prywatnych działek. Ekolodzy - choć to dopiero wstępny etap prac nad przepisami - ostrzegają, że zmiana może otworzyć furtkę do masowych wycinek, podobnych do tych z czasów "lex Szyszko" - podaje "Gazeta Wyborcza".
Nowelizacja Ustawy o ochronie przyrody, która przeszła już przez komisję ds. deregulacji kierowaną przez posła Ryszarda Petru, w środę 17 grudnia może trafić pod obrady Sejmu. Projekt dotyczy zasad wycinki drzew na prywatnych posesjach i od początku budzi sprzeciw środowisk ekologicznych.
Obecnie osoba chcąca wyciąć drzewo musi zgłosić to w urzędzie gminy, a wójt ma obowiązek przeprowadzić oględziny w ciągu 21 dni. Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", projekt wprowadza mechanizm tzw. milczącej zgody: jeśli w ciągu 60 dni gmina nie przeprowadzi oględzin i nie wniesie sprzeciwu, właściciel działki będzie mógł usunąć drzewo. Poseł PiS Włodzimierz Tomaszewski zaproponował skrócenie tego terminu do 40 dni.
Obawy ekologów i zarzut "nowego lex Szyszko"
Ekolodzy ostrzegają, że nowe przepisy mogą prowadzić do masowych wycinek. - To nie żadna deregulacja, lecz pójście na rękę deweloperom czy innym dużym przedsiębiorcom - ocenia Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Choć w obecnej wersji projektu zmiany dotyczą wyłącznie osób fizycznych i prywatnych działek, jego krytycy wskazują na ryzyko obchodzenia przepisów.
Problem z walutą euro. Ekspert wskazuje na przykład Niemiec
W projekcie zapisano, że jeśli w ciągu pięciu lat od wycinki o pozwolenie na budowę wystąpi podmiot gospodarczy, będzie musiał zapłacić opłatę za usunięcie drzew. Zdaniem ekologów nie rozwiązuje to problemu. Właściciele mogą bowiem przygotowywać działki do sprzedaży, wycinając drzewa, a po upływie karencji inwestycja będzie już możliwa bez konsekwencji.
- Nie wiadomo nadal, jaki problem ma ta zmiana rozwiązać oprócz stwarzania pozoru, że coś ułatwiamy - mówi Paweł Pawlaczyk z Klubu Przyrodników, przewodniczący komisji w Państwowej Radzie Ochrony Przyrody. Choć zaznacza, że skala wycinek nie musi być tak duża jak przy "lex Szyszko", to jego zdaniem nowelizacja "otwiera nową ścieżkę do wycinek".
Negatywną opinię wobec pierwszej wersji projektu wydała Komisja ds. Prawa Ochrony Przyrody przy Państwowej Radzie Ochrony Przyrody. Naukowcy wskazywali m.in. na brak uzasadnienia zmian oraz ryzyko pogorszenia ochrony drzew. W uzasadnieniu obecnej wersji projektu zapisano, że "zmiana pozwoli na zabezpieczenie wnioskodawców przed ewentualnym przewlekłym prowadzeniem postępowań".
Ministerstwo Klimatu i Środowiska w odpowiedzi podkreśla, że projekt "ma charakter deregulacyjny i został przyjęty przez Radę Ministrów". Resort wskazuje też, że wydłużony termin milczącej zgody ma umożliwić urzędom przeprowadzenie oględzin i czynności weryfikacyjnych.
Wątpliwości mają także posłowie koalicji rządzącej. - Uważam, że przyroda potrzebuje mądrej regulacji, a nie deregulacji - mówi Małgorzata Tracz z KO, dodając, że obecne propozycje mogą prowadzić do utraty realnej kontroli nad wycinkami.
Źródło: Gazeta Wyborcza