Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
aktualizacja

Wyścig Audi z Teslą po norwesku

2
Podziel się:

Po serii potknięć Tesla wcale nie przestała być „hot”, dla konsumentów. Jednak teraz to Audi, z modelem e-tron, wchodzi na salony, przebijając poziom 10 tys. zamówień na ten model. Ten wirtualny samochód, którego nie zobaczycie w salonie, już podbił serca i portfele m.in. Norwegów, będących modelowym krajem wdrażającym e-auta w praktyce.

Wyścig Audi z Teslą po norwesku
(WP.PL, Piotr Mokwiński)

We wrześniu 2018 r., w zakładach Audi w Brukseli, ruszyła produkcja pierwszego w pełni elektrycznego SUV-a tej marki. Auto, napędzane silnikami elektrycznymi o łącznej mocy 408 KM, przyspieszające do 100 km/h w 5,7 sekundy ma zapewnić ponad 400 km zasięgu. Przy użyciu 150-kilowatowej ładowarki na prąd stały, baterię będzie można naładować w ciągu 30 minut. Dla wielu taki zestaw, nawet za cenę 80 tys. EUR (330 tys. zł), brzmi świetnie, nawet jeśli na premierę i dostawę przyjdzie poczekać im przynajmniej kwartał lub dwa.

- Mamy 10 tys. zarezerwowanych pojazdów przez klientów na całym świecie, z czego około 70 proc. to zamówienia flotowe - przyznaje Lahouari Bennaoum, dyrektor francuskiego oddziału Audi.

Myślenie na prąd

Dla porównania, Tesla w 2017 r. sprzedała ponad 12,6 tys. sztuk modelu X na Starym Kontynencie. Niekwestionowanym liderem elektromobilności w Europie pozostaje niewielka Norwegia. W tym skandynawskim państwie od stycznia do czerwca br. zarejestrowano niemal 36 tys. aut elektrycznych (wzrost r/r o 32 proc.). To 25 proc. rejestracji „elektryków” we wszystkich 25 krajach Unii Europejskiej łącznie i ponad 130-krotnie więcej niż w… Polsce. Więcej – już w zeszłym roku rejestracje pojazdów z innym napędem niż tylko spalinowy stanowiły w Norwegii 52 proc. całości. Już teraz 60 proc. zamówień na Audi e-tron pochodzi właśnie z tego kraju.

- To dopiero początek. Ten trend się będzie pogłębiał, wielu Norwegów chce wymienić samochody na elektryczne ale wstrzymuje się, w oczekiwaniu na nowe modele – podkreśla Oyvind Solberg Thorsen, szef OFV, norweskiej generalnej dyrekcji ds. ruchu drogowego.

Jak Norwegia stała się rajem dla samochodów elektrycznych i niskoemisyjnych, którego mieszkańcy tylko w tym roku złożyli depozyty na zamówienie 30 tys. elektryków (w tym aż na 10 tys. sztuk Tesli Model 3)?

Turbo bez diesla

Zaczęło się latach 90. gdy zlikwidowano tam cła na importowane pojazdy elektryczne. Jednak do 2010 r., roczna liczba rejestracji elektryków rosła powoli, dobijając do poziomu ledwie…500 sztuk. A już wówczas właściciele e-aut zwolnieni byli z corocznego podatku drogowego, VAT-u, opłat za autostrady, parkowania na miejskich parkingach a do tego mogli korzystać z buspasów. Rynek wystrzelił w 2011 r. gdy na drogi weszły pierwsze, seryjne elektryki z prawdziwego zdarzenia a jednocześnie zagęściła się sieć stacji ładowania.

- Gdyby nie zachęty podatkowe i cały, ponad 20-letni program promocji idei samochodów elektrycznych, nie dotarlibyśmy do chwili w której ogłaszamy całkowitą eliminację samochodów z silnikiem diesla do 2025 r. – uważa Oyvind Solberg Thorsen i dodaje, że system subsydiów powoduje, że w kraju jednego z największych eksporterów ropy na świecie, modele elektryczne i hybrydowe potrafią być tańsze od swoich spalinowych odpowiedników.

Norweski przykład jak i boom na e-trona mają być kolejnym przełomem na Starym Kontynencie. To ma być chwila, w której elektromobilność włącza tryb „turbo”, nie oglądając się na kłopoty Tesli.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(2)
Zibi
4 lata temu
Chińscy dostawcy elementów do baterii się cieszą. A utylizacja w Polsce?
Adi
5 lata temu
Norwegowie nie chcą zmieniać na elektryki tylko są zmuszeni poprzez podnoszenie opłat na silniki spalinowe.