Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zdać za pierwszym razem to sztuka. Egzaminy na prawo jazdy oblewane na potęgę

206
Podziel się:

Egzaminy teoretyczne na prawo jazdy zdawane są w Polsce na poziomie 50-60 proc., a praktyczne poniżej 40 proc. Eksperci ostrzegają, że może być jeszcze gorzej. Cieszyć mogą się za to WORD-y, bo opłaty za egzaminy to dla nich źródło zarobku.

Zdać za pierwszym razem to sztuka. Egzaminy na prawo jazdy oblewane na potęgę
(MondayNews)

Tylko 49,7 proc. wyniosła w 2019 roku zdawalność egzaminów teoretycznych na prawo jazdy kat. B w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Zielonej Górze. Rok wcześniej była wyższa, na poziomie 51 proc. Tego typu spadki odnotowano też w ośrodkach w Opolu (z 54,6 proc. do 54,3 proc.), Szczecinie (z 57,5 proc. do 56,2 proc.), we Wrocławiu (z 56,7 proc. do 56,5 proc.), w Białymstoku (z 58,7 proc. do 57,2 proc.) i Lublinie (z 61,5 proc. do 61 proc.).

– Program i szkolenie dla przyszłych kierowców powinny być tak przygotowane, żeby egzamin stanowił formalność. A tutaj widać wyraźnie, że mamy wadliwy system. Kiedyś, przed zmianą tzw. egzaminów teoretycznych, zdawalność była na poziomie ok. 90 proc. Trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego teraz są takie niskie wyniki. To są raczej proste rzeczy. Może część kandydatów na siłę chce zdobyć uprawnienia lub nie ma motywacji, bo z góry wie, że za pierwszym razem będzie negatywny wynik – komentuje Kuba Bielak z Akademii Bezpiecznej Jazdy w Warszawie.

W Polsce są też miasta, gdzie odnotowuje się wzrosty. Zdawalność wciąż nie przekracza jednak 60 proc. W ośrodku w Warszawie 56,7 proc. chętnych zdało egzamin teoretyczny na prawo jazdy kat. B w 2019 roku . Rok wcześniej wynik ten wyniósł 55,3 proc. Odsetek osób, które uzyskały pozytywny wynik, wzrósł też w Bydgoszczy (z 57,9 proc. do 58,8 proc.), Katowicach (z 57,5 proc. do 57,7 proc.) i Poznaniu (z 55,8 proc. do 57,5 proc.). Podobnie było w Łodzi (z 54,9 proc. do 56 proc.), Krakowie (z 55 proc. do 55,8 proc.) oraz Olsztynie (z 54 proc. do 55,3 proc.). Natomiast w Krośnie wskaźnik nie zmienił się, pozostał na poziomie 57,9 proc.

Zobacz także: Obejrzy: Specustawa ws. koronawirusa. "Przedsiębiorcy są zaniepokojeni"

– Zdawalność z teorii jest niska i to tendencja widoczna w całym kraju, ale na to się nic nie poradzi. Nie pomoże zwiększenie godzin zajęć z teorii, ponieważ testy odnoszą się do wielu sytuacji na drogach, a w trakcie jazd nie spotka się ich wszystkich. Ponadto, kursanci nie uczą się wiele. Uważają, że to przyjdzie samo. Dopiero kiedy za pierwszym razem nie zdają, zaczynają przeglądać materiały. Być może mniejsza liczba testów wpłynęłaby na poprawę zdawalności, ale wtedy sporo osób uczyłoby się na pamięć, co nie powinno mieć miejsca – mówi Rafał Grad, właściciel ośrodka szkoleniowego kierowców z Warszawy.

Dane z warszawskiego ośrodka wskazują, że w ubiegłym roku zdawalność egzaminów praktycznych na prawo jazdy kat. B wyniosła 34,4 proc. 12 miesięcy wcześniej była nieznacznie wyższa – 34,5 proc. Gorsze wskaźniki rok do roku widzimy też w Szczecinie (z 29 proc. do 27,7 proc.), Bydgoszczy (z 30,9 proc. do 30,5 proc.), Katowicach (z 30,6 proc. do 30,5 proc.). Takie spadki nastąpiły też w Opolu (z 32,6 proc. do 31,6 proc.), Krakowie (z 34 proc. do 32,3 proc.), Olsztynie (z 35 proc. do 34,1 proc.), Zielonej Górze (z 35,2 proc. do 34,9 proc.) oraz Lublinie (z 35,6 proc. do 35,4 proc.).

– Mamy niewątpliwie do czynienia z patologiczną sytuacją. W obecnym systemie głównym dochodem WORD-ów są wpływy z egzaminów, również powtórkowych, a przecież stosunkowo niewiele osób zdaje za pierwszym razem. Samo podniesienie wskaźników o ileś procent nie rozwiąże sprawy. To kwestia stworzenia odpowiednich warunków. Nie jesteśmy częścią Excela, tylko żywymi organizmami, które mają uczestniczyć w ruchu drogowym. A ten system po prostu u nas nie działa – stwierdza Kuba Bielak.

Porównując dane z lat 2018-2019, wskaźnik zdawalności egzaminów praktycznych na prawo jazdy kat. B poprawił się w Poznaniu (z 32,1 proc. do 32,5 proc.), Łodzi (z 32,9 proc. do 33 proc.), Krośnie (z 31,3 proc. do 33,8 proc.), Białymstoku (z 32,3 proc. do 38,2 proc.) i we Wrocławiu (z 38,4 proc. do 38,6 proc.). Według Rafała Grada, teraz dopiero zmniejszy się zdawalność. Od początku roku obowiązują przepisy, które pozwalają egzaminatorowi przeprowadzić nie więcej niż jeden egzamin na godzinę. Zdaniem eksperta, każdy z przeprowadzających czynności ma swoje wyobrażenie o tym, co znaczy zagrożenie na drodze. To oznacza mnóstwo możliwości do wystawienia oceny negatywnej.

– Z egzaminem praktycznym powinno wiązać się kryterium obiektywizmu. A niestety tak nie jest. Musimy wierzyć, że egzaminatorzy są rzetelni i wiedzą wszystko na ten temat. Oni pozostają subiektywni, ponieważ nie stworzono odpowiednich warunków. Skoro jest punktowy system karania kierowców, to można pomyśleć o wprowadzeniu czegoś podobnego na egzaminie. To byłaby w jakimś stopniu obiektywizacja warunków – przekonuje Kuba Bielak.

Jak podkreśla Rafał Grad, kamery w autach nie rozwiązują problemu podczas egzaminu. One jedynie ograniczają możliwość przekupstwa w samym pojeździe. Ekspert zaznacza, że zdającemu przysługuje odwołanie. Ale w praktyce można liczyć jedynie na zwrot pieniędzy. Zdawalność mogłaby poprawić większa liczba godzin za kierownicą w trakcie kursu. Jazda to praktyka. A im dłużej się jeździ, tym więcej się potrafi.

– Kiedyś główną przyczyną wypadków w Polsce było niedostosowanie prędkości do warunków, a od pięciu lat jest to nieudzielenie pierwszeństwa przejazdu. Zatem to powinno być podstawowym elementem, z którego się egzaminuje. A u nas odbywa się to wedle uznania – podsumowuje ekspert Akademii Bezpiecznej Jazdy w Warszawie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(206)
Imię i nazwis...
2 miesiące temu
Dzień dobry . Proszę administatora aby opublikowano mój tekst . Nienawidzę egzaminatorów tak samo jak dealerów narkotyków . Wszystkie te oblewania kandydatów na kierowców mają tylko jeden cel , wyciskanie na maxa forsy z tych nieszczęsnych ludzi którzy chcą mieć prawko . To jest chore co się dzieje w Polsce . Gdybym mógł to zmienić to należy to zrobić tak jak jest w USA . Pozdrawiam
???
2 lata temu
Nie rozumiem co jest złego w tym, że egzaminowani nie zdają za pierwszym razem. Przecież po to jest test, żeby sprawdzić kto zna podstawy tego jak się zachować na drodze, a kto nie ma o tym zielonego pojęcia. Jeśli egzamin teoretyczny jest zdawany tylko w 50% przypadków to oznacza, że połowa egzaminowanych nie powinna być wpuszczona za kierownicę, bo mogłaby zrobić komuś krzywdę, albo spowodować wypadek, a przecież celem egzaminów jest zapobieganie takim sytuacjom. Egzamin więc spełnia swoją rolę prawie idealnie, bo biorąc pod uwagę obecną sytuację na drogach i to jak zachowują się kierowcy jeszcze więcej osób nie powinno zdawać.
RadzioooxD
3 lata temu
Zdalem teorie za 1 razem. 74/74. NIe mam pojecia dlaczego ludzie nie zdaja. Wydaje mi sie ze ludzie czytja bez zrozumienia. I martwia sie o czas. Ja podszedlem do tego bez stresu. To nie byl egzamin od ktorego zycie zalezy. Trzeba isc z mysla jak zdam to zdam jak nie to mozna jeszcze 1. za 2 tygodnie mam praktyczny. tez ide z nastawiem jak zdam to zdam. jak nie to nie,
adajm
3 lata temu
Prawda jest taka ludzie w uk jezdza na prawie jezdzie tymczasowym i jakos zyja ucza sie jezdzic z kims doswidczonym. I nie trzeba isc placic za zaden kurs egzaminatorzy nie maja wytycznych by uwalac kierowcow bo szef im karze. Jak ktos chce miec prawko i nie umie jezdzic to i tak zalatwi. Tyle ze w polsce mamy nadal myslenie jak z poczatkow 3 rp balcerowicza wszystkich trzeba okrasc i zgnoic takie myslenie to nadal kroluje wsrod tych wszystkich postkomunistycznych dziadow na urzedach.
A ja myślę, ż...
3 lata temu
... jedynym powodem niskiej zdawalności egzaminów na prawo jazdy w Polsce jest to, że egzaminatorzy starają się za wszelką cenę oblać zdającego. Nie robią tego dlatego, że są złośliwi czy że sprawia im to satysfakcję (choć może niektórym sprawia), tylko dlatego, że ośrodek egzaminacyjny dla którego pracują zarabia na tym krocie i jestem pewien, że ich przełożeni nakazują im tak robić. Założę się, że gdyby któryś egzaminator był uczciwy i oblewał tylko tych, którzy naprawdę nie powinni zadać, to szybko zostałby zwolniony z pracy za to, że nie wyrabia normy ilości oblanych ludzi, a tym samym nie zarabia dla ośrodka tyle pieniędzy ile od niego oczekują. A doszukiwanie się na siłę innych przyczyn niskiej zdawalności, np. że niby jest za mało godzin na kursach, albo że kursanci się nie przykładają do pierwszego podejścia do egzaminu itp. jest po prostu głupie.
...
Następna strona