Chleb po 30 zł? Prezes Glapiński: u mnie kosztuje 2,99 zł
- Wieczni malkontenci, wieczni czarnowidzący wszystko - mówił w czwartek Adam Glapiński o mediach i politykach, a nawet kabaretach, krytykujących działania rządu i NBP. I wypomniał Donaldowi Tuskowi straszenie chlebem po 30 zł, choć wprost nie wymienił jego nazwiska. Tak samo, jak wprost nie podał nazwy Biedronki, do której również się odniósł.
W czwartek Adam Glapiński zorganizował konferencję prasową po środowej decyzji Rady Polityki Pieniężnej o utrzymaniu stóp na dotychczasowym poziomie. Oprócz uzasadnienia dla tej decyzji, prezes NBP pokusił się o kilka komentarzy, dotyczących polityki i mediów.
"Jest taki polityk"
- To, co ostatnio mówią politycy, woła o pomstę do nieba. Ale rozumiem, jest rok wyborczy. Ta kampania wyborcza toczy się za wcześnie, burzy porządek i ład dyskusji o gospodarce. Nie można tak - stwierdził. I odniósł się do wypowiedzi lidera PO Donalda Tuska z lata ubiegłego roku. - Jest taki polityk, jakiś miłośnik moich wystąpień. Chyba sobie to notuje i publicznie cytuje poszczególne zdania, wyrwane z kontekstu. Pamiętam, jak w połowie lipca mówił, że bochenek chleba będzie na koniec roku kosztował 30 zł. Nikt go nie odpytuje teraz, jak to jest. Wiedzą państwo, o kogo chodzi, podobno najbogatszy emeryt w Polsce, w każdym razie najwyższą emeryturę otrzymujący - mówił Adam Glapiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja nie podoba się Polakom, ale nie są nią jeszcze zmęczeni
Przypomnijmy, podczas konwencji PO na początku lipca ubiegłego roku Donald Tusk krytykował rządy PiS: - Istota dobrego rządu to zapewnienie ludziom chleba dobrego i taniego oraz wody zimnej i ciepłej w kranie, a nie chleba za 10, 20 czy 30 zł. Oni z Polski, kwitnącego kraju, dumy Europy, zrobili kraj, gdzie problemem staje się woda i chleb.
Podczas czwartkowej konferencji Adam Glapiński odniósł się do swoich doświadczeń z cenami, o których mówił już jakiś czas temu. - Dlatego poszedłem do sklepu w pobliżu, bo normalnie żona robi zakupy. Dlatego paragon wziąłem i go mam. Chleb u mnie w pobliżu kosztuje 2,99 zł. Po tej konferencji pani wiceprezes, mój pierwszy zastępca, też poszła do sklepu u siebie, pod Warszawą. I tam nawet ma chleb za 2,64 zł. Ja mówiłem o chlebie baltonowskim. Teraz być może zdrożeje ten chleb. Ale tak to było, przy tym, jak histerycznie powtarzano bez przerwy, szczególnie w jednej telewizji i rozgłośni radiowej, że najtańszy chleb po pięć złotych, że na koniec roku po 30 zł - komentował prezes NBP.
- Po co mówić takie głupstwa, w jakim celu rozpętywać takie czarne myślenie? Dlatego się śmiałem z tego, jak niektórzy z was powtarzali to epatowanie, że cukru nie będzie. Powtarzałem: cukru będzie za dużo, ludzie nakupują tego cukru i robaki im się tam będą gnieździć. Nie ma możliwości, żeby w dzisiejszych warunkach rynkowej gospodarki światowej, żeby zabrakło cukru. Potem że węgla nie będzie, że ludzie będą marznąć. Idiotyzmy czystej wody, a dziennikarze jakoś słabo na to reagują, nie wyśmiewają. A kabarety to już w ogóle są nakierowane w jedną stronę - narzekał. W opisowy sposób nawiązał też do jednej z największych sieci handlowych w Polsce - Biedronki.
- Po co z tym węglem była taka panika? Przedtem z cukrem. Wcześniej były inne towary, już nie pamiętam. Z masłem też były szaleństwa. Najbliższy NBP sklep sieci takiej, nie mogę nazwy podać, oczywiście owad jakiś - można zobaczyć, ile kosztuje kostka masła. Gospodarka rynkowa się dostosowuje do różnych sytuacji. Rozumiem, że są ludzie, którzy kupują bochenek chleba za 30 zł. Z orzechami, pestkami, bezglutenowy. Mają pieniądze, niech kupują, smacznego. Ale zwykły chleb kosztuje tyle, ile kosztuje - mówił szef banku centralnego.
"Dzisiaj mamy takie dobre wyniki"
- Karygodne to jest, powinno być publicznie karane w jakiś sposób, poprzez ocenę szerokiej publiczności. Jak nazwać te stacje, tych polityków i pseudoanalityków? Wieczni malkontenci, wieczni czarnowidzący wszystko. Dzisiaj mamy takie dobre wyniki, inflacja spadła, wszyscy się powinniśmy cieszyć - przekonywał Adam Glapiński.
Przypomnijmy, w czwartek GUS podał, że inflacja w grudniu 2022 roku wyniosła 16,6 proc., podczas gdy ekonomiści spodziewali się, że sięgnie 17,3 proc. To duża obniżka w porównaniu z listopadem, kiedy to inflacja była na poziomie 17,5 proc. W październiku wzrost cen wynosił 17,9 proc.
Analityk z Polskiego Instytutu Ekonomicznego Sebastian Sajnóg zaznaczył, że inflacja w grudniu spadła znacznie poniżej prognoz rynkowych, a komentarz GUS wskazuje, że kolejny miesiąc z rzędu najbardziej podrożały rachunki za energię (31,2 proc.). Wskazał, że zdecydowanie drożej płacimy też za żywność (21,5 proc.). Systematycznie podnosi się także inflacja bazowa – szacujemy, że ceny w tej grupie wzrosły o 11,6 proc. Wolniej rosną natomiast ceny paliwa.
- Szczyt inflacji przypadnie w lutym – po dzisiejszym odczycie spodziewamy się, że wzrost cen nie przekroczy jednak granicy 20 proc. Odbicie inflacji będzie efektem wygaśnięcia tarcz antyinflacyjnych i przywrócenia wyższych stawek VAT na energię elektryczną, paliwo i gaz - ocenił Sajnóg.
W środę RPP postanowiła utrzymać stopy procentowe NBP na niezmienionym poziomie:
- stopa referencyjna 6,75 proc. wynosi w skali rocznej;
- stopa lombardowa 7,25 proc. w skali rocznej;
- stopa depozytowa 6,25 proc. w skali rocznej;
- stopa redyskonta weksli 6,80 proc. w skali rocznej;
- stopa dyskontowa weksli 6,85 proc. w skali rocznej;
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj