Zastanawia mnie ta nagonka do sklepów, które sprzedają rzeczy dające się odliczyć (np. na cele remontowe). W wielu z nich łatwo zauważyć wzrost cen o jakieś 10-20%. Wiele firm wykonujących usługi remontowe bierze w grudniu 2005 100% należności za coś co zamontują już 2006. Niejedna firma "z łaski" daje 7%
VAT za usługę nie mówiąc już o materiale.
Ludzie, gdzie jest wasz instynkt samozachowaczy?
Czyż nie lepiej przeczekać cały ten szał: Wasze pieniądze (jeśli je macie) niech przezimują sobie na dobrze oprocentowanej lokacie, a jeśli ich nie macie to dozbierajcie na wiosnę. Wtedy sklepikarze i usługodawcy będą Was prosić i kusić rabatami, abyście u nich zostawili swoje ciężko zarobione pieniążki. A Wy w zamian będziecie mogli sami zadecydować czy za remoncik zapłacić panu majstrowi całość, czy odjąć kilkanaście procent (zgodnie z umową) za niedoróbki.
PS: (dla tych co płacą podatki na "becikowe" i OPS):
Trzeba było PAŁY głosować za liniowym i niższym VATem na wszystko.