g ol d
/ 2009-04-30 08:17
/
Plunąć z brzegu...
jeśli ŚWGR nie zabije to przeca straśna deprecha i totalne oci pie nie zbiorą swój plon pośród krnąbrnych emigrantów...
Przykład jednostki chorobowej/virus jp2tvp:
Słowa kluczowe: emigracja, depresja
2009-03-27 08:01:48
Wyjeżdżali z nadzieją na lepszą przyszłość, z myślą o rodzinie, o dzieciach. Perspektywy wydawały się świetlane. Zarobek w funtach, euro czy dolarach. Stawki wysokie, praca bezstresowa.
A rzeczywistość bardzo często okazała się zupełnie inna. Znajomość języka wyniesiona ze szkoły średniej nie wystarcza. Praca jest, ale wcale nie tak bardzo popłatna. Trzeba się dobrze postarać, żeby znaleźć coś w miarę sensownego. Kolega, który obiecywał mieszkanie też nie stanął na wysokości zadania i za pokój trzeba dużo więcej zapłacić. A życie jest drogie – jedzenie, przejazdy, telefony do domu. Pieniądze rozchodzą się bardzo szybko.
Rodzina czeka i pyta jak tam jest z nadzieją na dobre wiadomości. A tu nie ma czego powiedzieć i za bardzo czego wysłać. Ale trzeba być twardym i nie wolno się poddawać. Tylko że czasami wydaje się, że się wszystko sprzysięga przeciw człowiekowi. Wypadek w pracy, złamana ręka i wszystko się potoczyło jak po równi pochyłej. Odłożone pieniądze poszły na lekarza, a z ręką w gipsie nie ma jak pracować. Trochę roznoszenia ulotek, ale nic więcej. Nie wystarcza nawet na czynsz. Do tego z domu przychodzą złe wiadomości – redukcje w firmie, w której pracuje żona. Świat się wali na głowę. Wtedy pozostaje już tylko się upić albo złapać doła. Na alkohol też nie ma kasy więc pozostają tabletki. Łykane garściami, obojętnie jakie ale takie, które na chwilę pozwalają zapomnieć. Wrócić do domu nie ma jak, bo puste kieszenie, zostać też nie ma sensu i pozostaje pustka, której nie ma czym wypełnić.
Tak kończy bardzo wielu emigrantów. O problemie alkoholizmu mówi się, bo to widać, ale o lekomanii, o głębokich depresjach jakoś nikt nie myśli. A jest to problem równie poważny jak alkohol czy narkotyki. Społeczeństwo ulega totalnej degradacji. Zatracają sens życia i w najlepszym wypadku kończą na oddziałach psychiatrycznych. Depresja jest chorobą duszy i jest równie ciężka i poważna jak wszystkie inne choroby somatyczne. Dotyka nie tylko jednostki słabe, nieodporne na stres. Spada nawet na tych najsilniejszych i bardzo szybko ich niszczy. Jest procesem podstępnym i niewidocznym. Kiedy już się ujawnia człowiek wpada w pułapkę bez wyjścia. Dobrze jeśli zdaje sobie sprawę z tego co się z nim dzieje i szuka pomocy i nie wstydzi się jej szukać.
Są rzeczy ważniejsze niż pieniądze i wstyd z powodu niezrealizowanych zamierzeń. Tylko, że często nie można już tego sobie wytłumaczyć.
makabbrra...