Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|

Aukcja LTE. Miał być szybki internet, a może się skończyć procesami i miliardami strat dla budżetu

W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów.Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
0
Podziel się:

Możliwość pochwalenia się wpływem do budżetu na poziomie 7 miliardów złotych jest z politycznego punktu widzenia bardzo kusząca. Może to być jednak bardzo kosztowna dla budżetu państwa kiełbasa wyborcza.

Aukcja LTE. Miał być szybki internet, a może się skończyć procesami i miliardami strat dla budżetu

Minister cyfryzacji w trybie przyspieszonym forsuje zmianę przepisów w sprawie aukcji na częstotliwości LTE. - To złamanie wszelkich zasad przyzwoitej legislacji - grzmi Play z Polkomtelem i pisze specjalny list do prezydenta. Operatorzy chcą, by pomysły ministra zaskarżono do Trybunału Konstytucyjnego. Paradoks polega na tym, że zamieszania można było uniknąć, gdyby wcześniej ktoś posłuchał ekspertów.

Przypomnijmy. W połowie lutego Urząd Komunikacji Elektronicznej rozpoczął aukcję na 19 częstotliwości z pasma 800 MHz i 2,6 MHz. Prezes UKE Magdalena Gaj jeszcze przed startem licytacji liczyła, że operatorzy zaoferują ok. 3 mld zł za rezerwację częstotliwości pod szybki mobilny internet. A sama aukcja zakończy się nawet w lutym.

W obu przypadkach prezes UKE przestrzeliła - według informacji Urzędu z ostatniego 104 dnia licytacji (4 września) łączna wartość ofert w aukcji przekroczyła już 6,8 mld zł. Niestety, aukcji nie można też ... zakończyć.

W rozporządzeniu nie wpisano bowiem żadnego mechanizmu, który miałby przeciwdziałać licytowaniu bez końca. Dopóki operatorzy proponują więcej, aukcja trwa. - Małym kosztem można ją przeciągać w nieskończoność - tłumaczył nieprzemyślane zapisy aukcji Konrad Księżopolski, ekspert rynku telekomunikacyjnego BESI (Banco Espirito Santo de Investimiento).

Częściowo rozmach licytacyjny operatorów miała tłumić konieczność wpłacania depozytów. Co każde 800 mln zł, które pojawiają się w puli, jej uczestnicy wpłacają na konta po 25 proc. proponowanych sum. Gdyby okazało się, że ich propozycja była najwyższą, a to przekraczałoby zdolności finansowe firmy, depozyt przepadałby bezpowrotnie.

Tyle, że to nie odstraszyło operatorów. Aukcję chwilowo przerwano, bo konieczna była przerwa na wpłatę depozytów. 16 września uczestnicy wracają jednak do stołu - będzie to 105. dzień tej licytacji.

Minister cyfryzacji przyspiesza zmiany przed wyborami

#

Minister Halicki postanowił najwyraźniej przerwać ten spektakl - mimo negatywnych opinii branży zgłaszanych podczas konsultacji (z operatorów tylko Orange nie zakwestionował propozycji), Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji postanowiło znowelizować rozporządzenie, na podstawie którego odbywa się aukcja. Dokument pojawił się we wtorek popołudniu na stronach internetowych MAiC. Poprawka zakłada, że w przypadku dalszego podbijania cen, w 116 dniu całego procesu dojdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia. Wygra ten, kto zaproponował najwięcej.

Operatorzy o tym przyspieszeniu dowiedzieli się dzień wcześniej, na spotkaniu 14 września w MAiC. Przedstawiciele firm biorących udział w aukcji usłyszeli wtedy, że dojdzie do nowelizacji w proponowanym przez resort kształcie.

- Z komentarzami odnośnie aukcji chcemy jeszcze poczekać, ale mogę potwierdzić, że z przebiegu tego spotkania wynikało, że w resorcie jest już wszystko postanowione i projekt będzie dalej procedowany - mówi Wojciech Strzałkowski, rzecznik sieci T-Mobile. Inny uczestnik tego spotkania, który pragnie pozostać anonimowy przekonuje, że z jego przebiegu wynikało jasno, że tak naprawdę decyzje już zapadły i z drobnymi poprawkami projekt pojawi się na obradach rządu, tak by mógł zacząć obowiązywać już od początku października.

Krytycy działań ministra Halickiego twierdzą, że to gra przedwyborcza. "Uważamy, że decyzje w sprawach kluczowych dla państwa polskiego i dotyczących polskich aktywów narodowych, jakimi są częstotliwości telekomunikacyjne, nie powinny być podejmowane w atmosferze niepewności i chaosu prawnego, a przede wszystkim nie powinny być podporządkowane kalendarzowi wyborczemu" - czytamy we wspólnym oświadczeniu P4 (właściciel sieci Play) i Polkomtela.

"Jesteśmy przekonani, że państwo polskie jest w stanie i ma możliwości przygotowania rozwiązań legislacyjnych z jednej strony skutecznych, a z drugiej zgodnych z prawem i nie powinno uciekać się do sztuczek, będących rozwiązaniami niezgodnymi z podstawowymi zasadami państwa prawa, tylko po to, aby na chwilę "zamieść pod dywan" problem błędnie przygotowanej aukcji" - dodano.

Polkomtel i Play wystosował też specjalny list do prezydenta. "Minister Administracji i Cyfryzacji, łamiąc wszelkie zasady przyzwoitej legislacji, zamierza zmienić swoim rozporządzeniem zasady toczącej się aukcji LTE. W związku z powyższym, P4 (Play) oraz Polkomtel zdecydowały się na bezprecedensowy apel do wszystkich organów państwa, upoważnionych na podstawie Konstytucji do zaskarżania aktów normatywnych do Trybunału Konstytucyjnego, o złożenie wniosku o zbadanie przez TK legalności (projektu nowelizacji) rozporządzenia Ministra Administracji i Cyfryzacji z dnia 19 lipca 2013 r. w sprawie przetargu, aukcji oraz konkursu na rezerwację częstotliwości lub zasobów orbitalnych" - czytamy w piśmie przekazanym PAP.

"Doceniamy fakt, że MAC dostrzega problem złego przygotowania aukcji przez Urząd Komunikacji Elektronicznej, i że podejmuje działania na rzecz uzdrowienia sytuacji. Niestety projekt ten stanowi niezgodną z zasadami konstytucji RP próbę nieuprawnionej interwencji organów państwa w toczący się przetarg publiczny, poprzez zmianę jego reguł w trakcie postępowania" - argumentują Polkomtel i Play.

Rzecznik MAC Artur Koziołek poinformował PAP, że resort nie chce na razie komentować apelu.

Business Centre Club zwraca z kolei uwagę, że zmiany, które chce przeforsować MAiC, mogą "istotnie naruszyć (...) interesy uczestników aukcji, co będzie stanowiło podstawy do potencjalnego unieważnienia wyników aukcji przez właściwe sądy. Narazi to Skarb Państwa na procesy odszkodowawcze, a rynek telekomunikacyjny na wiele lat pogrąży w chaosie prawnym, z negatywnym skutkiem dla inwestycji, konkurencji i konsumentów” - czytamy w komunikacie BCC.

Money.pl poprosiło ministerstwo o komentarz w tej sprawie. Niestety, do czasu publikacji materiału nie otrzymaliśmy go.

Wszystko jednak wskazuje na to, że realizowany jest scenariusz zmierzający do zakończenia aukcji jeszcze przed wyborami. Z całą pewnością możliwość pochwalenia się wpływem do budżetu ze sprzedaży częstotliwości na poziomie 7 mld zł jest z politycznego punktu widzenia bardzo kusząca. Może to być jednak bardzo kosztowna dla budżetu państwa i kolejnej ekipy rządzącej kiełbasa wyborcza. Może też, jak prorokuje BCC, pogrążyć w chaosie nasz rynek telekomunikacyjny i zaszkodzić klientom czekającym na dostęp do szybkiego internetu w swojej, odległej od aglomeracji gminie.

Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której ze względu na tę właśnie nowelizację rozporządzenia do sądów trafiać będą wnioski o unieważnienie całej procedury. Jeżeli ze względu na brak parafki na jednym z dokumentów UKE może przegrać z jednym z operatorów, to tym bardziej prawdopodobnym wydają się być procesy o wielomiliardowe odszkodowania w sprawie tej aukcji.

Błąd popełniono już na samym początku

- Przekazanie naszych uwag i całego raportu do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji nie wpłynęło na kształt procedury aukcyjnej i mamy teraz tego efekty. Nasze i innych ekspertów uwagi wpadły niczym kamień w wodę - mówi Marcin Peterlik z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

Eksperci Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową w swoim raporcie "Aukcja 800 MHz – aspekty ekonomiczne" przewidywali problemy związane z jej przebiegiem. Jak dowodzili już przed rokiem, wybrana procedura ma swoje plusy, bo "przewaga aukcji nad przetargiem polega na stopniowym odkrywaniu w trakcie procesu aukcyjnego rzeczywistej rynkowej ceny licytowanego dobra, które trafnie zostały przyrównane do sreber rodowych”.

Ale też i minusy bo ”składane przez uczestników aukcji oferty muszą być jednak wiążące. W przeciwnym wypadku możliwe są oferty spekulacyjne, czyli takie, które nie będą prowadziły do uzyskania przez oferentów rzeczywistego prawa do dysponowania pasmem, a jedynie do podbicia cen oferowanych przez innych uczestników. Tymczasem w polskim prawie brak regulacji, która by zapobiegła takiemu scenariuszowi”.

Ekspert wskazuje też, że mamy teraz do czynienia z realizacją scenariusza, który przerabiali już nasi południowi sąsiedzi. Rzeczywiście bardzo podobnie było w Czechach, gdzie aukcja na częstotliwości z zakresów 800 MHz, 1800 MHz i 2,6 GHz nie została rozstrzygnięta. Jak czytamy w raporcie IBnGR, jej uczestnicy w nieskończoność podbijali ceny do poziomów znacznie przekraczających rynkową wartość licytowanych częstotliwości.

„W Polsce istnieje duże ryzyko powtórki czeskiego scenariusza” - czytaliśmy w raporcie z maja 2014 r., który jak się okazało rzeczywiście wpadł niczym kamień w wodę ministerialnych „szerokich” konsultacji i nie był podstawą do głębszej refleksji. Ostatecznie doprowadziło to do obecnej sytuacji, która dla operatorów, budżetu państwa, ale też i zwykłych klientów, może być bardzo kosztowna.

Zobacz także: Już nie LTE. Czas na internet z kosmosu

W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów.Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)