"Musimy podnosić podatki, choć tego nie chcemy" [DŹWIĘK]

"Musimy podnosić podatki, choć tego nie chcemy"

Fot. PAP/Tomasz Gzell

Minister finansów Jacek Rostowski zapewniał, że przyszłoroczny budżet będzie pierwszym, który skonsoliduje finanse publiczne. - To dla jednych, będzie rok kartofli, a dla innych kawioru - mówił Marek Wikiński z SLD. Beata Szydło z PiS, oceniła, że projekt budżetu jest ukoronowaniem trzyletniego okresu propagandy.

aktualizacja 13:16

W Sejmie trwa drugie czytanie projektu ustawy budżetowej na 2011 rok. Jacek Rostowski przypomniał, że w 2011 roku deficyt nie przekroczy 40,2 miliarda złotych. - To dużo mniej niż w poprzednich trzech kryzysowych budżetach - podkreślił minister Rostowski.

Rostowski tłumaczył wagę budowania stabilności finansów publicznych. Podkreślał, że właśnie dlatego rząd musi podnosić podatki - choć tego nie chce. - Była to bardzo trudna decyzja, szczególnie trudna dla partii, która wierzy w zasady gospodarki liberalnej. Wierzy że podatki można obniżać w odpowiednim momencie. Ale także wtedy kiedy jest to konieczne, musimy je podnieść - mówił minister.

Pod koniec wystąpienia minister apelował do posłów, by nie zwiększali wydatków budżetowych.

To będzie kontynuacja dobrej polityki gospodarczej

Posłanka Platformy Krystyna Skowrońska wyraziła przekonanie, że przyszłoroczny budżet będzie kontynuacją dobrej polityki gospodarczej.

Podkreśliła, że została wprowadzona reguła wydatkowa, zabezpieczająca przed wzrostem deficytu budżetowego. Zdaniem Skowrońskiej, realizację zawartych w budżecie zamierzeń umożliwi planowany na przyszły rok wzrost gospodarczy.

To ukoronowanie trzyletniego okresu propagandy

Beata Szydło, która przedstawiła stanowisko klubu PiS, oceniła, że projekt budżetu jest ukoronowaniem trzyletniego okresu propagandy. Zdaniem posłanki, członkowie rządu mają sprzeczne pomysły, dotyczące między innymi zmian w systemie emerytalnym i przyjęcia euro.

Szydło zarzuciła rządowi, że chce dopiąć budżet kosztem społeczeństwa. Podkreśliła, że największe oszczędności w budżecie zaplanowano w wydatkach na cele socjalne. Posłanka oświadczyła, że PiS poprze projekt budżetu pod warunkiem przedstawienia przez rząd pakietu stabilizacji finansów publicznych.

Opozycja krytykuje: Rok kartofli i kawioru

Wikiński powiedział, że ludziom trzeba powiedzieć prawdę o tym, co ich czeka w roku 2011. Jego zdaniem, przedsmak tego mamy już dziś na stacjach benzynowych. Wikiński mówił, że litr benzyny 98 kosztuje 5,09 gr. Powołując się na pana Wiesia, który posłowi pomagał tankować, powiedział, że w przyszłym roku cena benzyny może dojść do 6 zł.

- Dla zwykłych ludzi będzie to budżet i rok podwyżek cen. Dla wybrańców będzie to budżet promocji zakupów zakładów pracy. Rząd bowiem planuje wyprzedaż kur znoszących złote jajka. Przeciętny Polak zapłaci więcej za benzynę, za gaz, za prąd, za węgiel, za ubranka dziecięcy, żywność itd. - ostrzegł Wikiński.

Budżet 2011. W Sejmie drugie czytanie
Poinformował, że rząd planuje przychody z prywatyzacji w wysokości 15 mld zł, tymczasem - jego zdaniem - sprzedawane przedsiębiorstwa mogły przynieść państwu z tytułu wypłat z zysków ok. 8 mld zł.

Według Wikińskiego w przyszłym roku będą równi i równiejsi. Emeryci i renciści dostaną waloryzację 2,7 proc., a instytucje, tzw. święte krowy - kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. Poseł wskazał, że np. budżet Kancelarii Prezydenta wzrośnie o 23 mln zł, IPN o 25 mln zł, kancelaria premiera o 13 mln zł.

- Przyszłoroczny rok budżetowy to dla jednych rok kartofli, a dla innych rok kawioru - ocenił Wikiński.

Powołując się na informacje z gazet, Wikiński poinformował, że doradca premiera Donalda Tuska, Jan Krzysztof Bielecki zarabiał w 2009 r. ponad 24 tys. zł dziennie. On nie ma pojęcia, jak żyją normalni, zwykli ludzie w Polsce. (...) 17 proc. Polaków żyje na granicy ubóstwa, dwie trzecie społeczeństwa nie stać na urlop (...), 20 proc. nie stać na ogrzanie mieszkania, a 27 proc. nie ma stałej umowy o pracę - mówił.

Dodał, że jedyną optymistyczną informacją na 2011 r. jest to, że rok ten będzie końcem rządów Platformy Obywatelskiej.

Jaki budżet zaplanował rząd w 2011 roku?

Projekt przewiduje maksymalny deficyt na poziomie 40,2 mld zł. Dochody podatkowe państwa sięgną w przyszłym roku 242 mld 670 mln 10 tys. zł. Dochody z VAT mają wynieść 119,3 mld zł, z akcyzy 58,7 mld zł, z CIT 24,8 mld, a PIT 38,2 mld zł.

Rząd planuje, że wpływy z prywatyzacji wyniosą 15 mld zł wobec 25 mld zł w 2010 roku. Projekt oparty jest na założeniu, że PKB wzrośnie o 3,5 proc., średnioroczna inflacja prognozowana wyniesie 2,3 proc., a bezrobocie na koniec 2011 r. - 9,9 proc.

Do projektu budżetu państwa na 2011 rok sejmowa Komisja Finansów Publicznych wprowadziła dwadzieścia ze stu dwudziestu zgłoszonych poprawek. Wszystkie mają poparcie ministerstwa finansów.

Zmniejszono o ponad 10,3 miliona złotych budżet Kancelarii Prezydenta, kierując te pieniądze do Ochotniczych Straży Pożarnych i do Inspekcji Transportu Drogowego. Instytut Pamięci Narodowej otrzyma o 7,9 złotych mniej, niż to było zaplanowane w projekcie rządowym. Również Najwyższa Izba Kontroli dostanie o 14 milionów mniej, niż wcześniej planowano.

Sejm ma uchwalić ustawę budżetową za 3 dni.

Czytaj w Money.pl
RPP o budżecie: Brak przejrzystości finansów
Nadal stosowana jest praktyka przesuwania deficytu z budżetu państwa do innych jednostek.
Zabawa iluzjonisty, czarna dziura - starcie o budżet
Rostowski wzywał PiS do przeprosin. Opozycja mówi o księgowych sztuczkach.
Money.pl
Czytaj także
Polecane galerie
sewerer
80.48.115.* 2010-12-14 20:59
Śmiało! Nie tak dawno PiS obniżył bogaczom stawki PIT, dobrze byłoby przywrócić stare stawki lub zwiększyć progresję, a nie stosować lewar; dać bogatym z PIT, zabrać przede wszystkim biednym z VAT, zwiększając i tak wielkie rozwarstwienie społeczne. Już dzisiaj widać, że samorządy nie maja pieniędzy na swe cele, bo przecież z Urzędów Skarbowych spłynęło mniej pieniędzy.
Bernard+
83.27.65.* 2010-12-14 19:48
jeszcze nie wprowadzono 23% VAT a już jest nowy pomysł opodatkowania zakupu energii elektrycznej podatkiem energetycznym aby z niego dotować gminy które będa dotować prywatne firmy, które żekomo nie mają za co naprawiać i modernizowac sieci energetycznych. Przez takie socjalbiurokratyczne, nieuczciwe pomysły posłów po 20 latach od zmiany systemu jesteśmy najbiedniejszym narodem w Wspólnej Europie - nie licząc Rumunów i Bułgarów. Stale rośnie redystrybucja dochodów przez budżet i marnowanie dużej części podatków i obowiązkowych składek. Przecież, aby przydzielić komuś 100 zł zapomogi lub innej formy pomocy trzeba urzędnikom zajmującym się pomocą społeczną za pieniądze ze ściąganych przymusowo podatków zapłacić 300zł. Sprawdziłem to jako radny powiatu analizując proporcje budżetu, w którym kwoty udzielanej przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zasiłki i wartość innej pomocy opłacane było 2,5 krotnie wyższą sumą kosztów utrzymywania wszystkich pracowników zajmujących się pomocą społeczną. A uwzględniając koszty zapewnienia budżetowi powiatu dochodów przez administrację rządową kwota ta będzie jak 1do 3.
Zamiast takiego durnowatego i nieskutecznego działania wystarczy podnieść o 50 złotych miesięcznie kwotę wolną od podatku na każdego członka rodziny, aby najbiedniejsi mający najniższe dochody w ogóle nie płacili podatku, bo głupotą jest najpierw opłacać armię urzędników skarbowych podległych ministrowi Finansów, niezadowolonych z rzekomo niskich zarobków bo mają dużo pracy i rzekomo mało jest etatów w urzędach, aby z tych najbiedniejszych Polaków ściągnąć podatek a potem, gdy biedne rodziny nie mają na czynsz zmuszać ich do pisania podań i udowadniania swojej biedy, aby im oddać kilkadziesiąt złotych ponosząc na to koszty utrzymywania kolejnej armii urzędników rządowych lub samorządowych. Toż tylko głupek niepotrzebnie zatrudnia na budowie pracowników do przekładania cegieł z jednej palety na drugą, gdy mu brak pieniędzy na zakup cementu i piasku, aby kontynuować budowę. Wielu polityków ma bardzo wąskie horyzonty nieogarniające całości przepływów finansowych zwanych redystrybucją dochodu narodowego i należy ich izolować od wpływu na decyzje makroekonomiczne, bo każda realizacja ich pomysłów spowoduje tylko to, że zarówno Rumuni jak i Bułgarzy wyprzedzą nas za 2 lata w wysokości PKB per capita.
Podatek od kupowania energii elektrycznej która już jest opodatkowana podatkiem VAT to dowód wielkiej nieuczciwości rządzących nami polityków PO-PSL. Zamiast zlikwidować przywileje emerytalne i podatkowe dla elit politycznych, związkowych i resortowych dążą do dalszej fiskalizacji najbiedniejszych polaków.
poprzecie
81.190.158.* 2010-12-14 19:36
a ja kocham propaganda i lubię jak mi robią na głowę.
Wówczas klaszczę, biję brawo. To ja przeciętny wyborca.
Zobacz więcej komentarzy (90)