Co najmniej 34 osoby zginęły w walkach z terrorystami z Al-Kaidy na południu Jemenu, a kolejne dwie poniosły śmierć na skutek ataku amerykańskiego samolotu bezzałogowego.
W takich akcjach ginie więcej niewinnych ludzi, ale można szybciej i skuteczniej walczyć z terrorystami.
Co najmniej 25 rebeliantów zginęło w trzecim dniu zaciętych walk z siłami rządowymi w pobliżu miasta Loder na południu Jemenu.
Gwałtowne walki między wojskiem a Al-Kaidą na południu Jemenu w ciągu dwóch ostatnich dni pochłonęły 133 ofiary.
Według miejscowych władz zamach zorganizowało ugrupowanie Ansar al-Szaria, które kontroluje miasto otoczone przez jemeńskie wojsko.
Skończyły się rządy niepopularnego prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Cieniem na głosowaniu położyły się akty przemocy, w których zginęło dziewięć osób, a ponad 40 zostało rannych.
- Siła wybuchu wybiła dziurę w ścianie budynku, gdzie mieści się lokal wyborczy, a w pobliskich domach wyleciały szyby.
Dziesiątki tysięcy ludzi demonstrowało w piątek w jemeńskich miastach.
- Uważamy, że ataków dokonały amerykańskie samoloty bezzałogowe - powiedział jeden z przedstawicieli plemiennych, zastrzegając swoją anonimowość.
Bojownicy Al-Kaidy w Jemenie wycofali się z miasta Rada, około 160 km na południe od stolicy, Sany, które zajęli w zeszłym tygodniu.