Bernard+
/ 83.22.100.* / 2009-06-16 18:23
Odkąd obowiązuje waloryzacja płac w budżetówce do wzrostu procentowego średniej płacy krajowej to powstał samonapędzający się mechanizm. Gdyż, jeżeli w kwietniu każdego roku o kilka procent zostają podwyższone wynagrodzenia budżetówki to do końca roku średnia płaca rośnie, więc w następnym roku znów trzeba podnieść płace budżetówki, bo wzrosła średnia płaca i tak w koło a w prywatnych mikroprzedsiębiorstwach ponad milion polaków pracuje za 5 zł netto na godzinę. Proszę sobie sprawdzić publikacje GUS o wynagrodzeniach w poszczególnych sektorach gospodarki okazuje się, że obecnie etat w urzędzie państwowym lub samorządowym albo w przedsiębiorstwach państwowych i komunalnych to najlepiej płatne spędzanie czasu, bo pracy niewiele warunki socjalne luksusowe a dochody pewne i stale regularnie rosnące w stosunku do inflacji. Tymczasem pracujący w prywatnych przedsiębiorstwach mogą w każdej chwili stracić pracę nie wiedzą nawet, co to takiego 13-stka lub dopłaty do wczasów i kolonii a nieraz od 5 lat zarabiają tylko 1400zł brutto, mimo, że corocznie rośnie czynsz, opłaty za prąd, wodę, CO i inne niezbędne opłaty życiowe, więc zamiast poprawy następuje stopniowe pogarszanie się, jakości życia Cichych i Pracowitych Polaków. A powodem jest ciągłe zakłamywanie rzeczywistych intencji i okłamywanie wyborców pozornymi ruchami wystudiowanych technik, PR, które można nazwać naukową umiejętnością okłamywania wyborców zapowiedziami zmian, które po ich wprowadzeniu przynoszą pozorną poprawę a po roku lub 2 faktycznie dalsze pogorszenie się, jakości życia milionom a miliony dochodów przynoszą tylko nielicznym. Tylko kasta urzędnicza rośnie liczebnie i kosztuje nas podatników coraz więcej nic więcej dla nas nie robiąc, bo większość jej pracy to obsługa biurokratycznych procedur jednych urzędów przez inne urzędy i tak wymieniają urzędasy papierki i e-maile między sobą a Polacy podatnicy pracując Polsce przez 30 lat nie mogą spłacić małego mieszkania. Dziwne, bo Ci sami Polacy, gdy emigrują do Niemiec lub Anglii albo Australii to po 20 latach mają już na własność spłacone 100 m2 liczące domy jednorodzinne. Najdrastyczniejszy przykład to reforma administracyjna powołująca w dobie globalizacji w dobie regionalizacji Europy i elektronicznej wymiany informacji dodatkowy a całkowicie zbędny szczebel administracyjny, jakim są Powiaty. Ci sami urzędnicy w wzmocnionych Gminach i Województwach, ale bez kosztownych zarządów mogą wykonywać wszystkie zadania, które wykonują, jako powiat. Rachunek ekonomiczny pokazuje, że Powiat mający mniej niż 300 tys. mieszkańców jest ekonomicznym nonsensem, bo podatki mieszkańców nie wystarczają na pokrycie kosztów administracji powiatowej. Tymczasem mamy obecnie więcej powiatów, bo ponad 328 niż było ich w 1975 roku, gdy je likwidowano to było ich około 213. A przecież problemy komunikacyjne, jakie były w 1975 roku już nie istniały w 2004 roku, więc powiatów powinno być nie więcej niż 150. A województw nie więcej niż 10. Bo jaki sens istnienia powiatów, w których nie ma ani jednej szkoły średniej. Są również powiaty, w których nie ma ani jednego szpitala. A spróbujcie zmodernizować niebezpieczne skrzyżowanie drogi powiatowej z wojewódzką i krajową albo drogi gminnej z powiatową i wojewódzką. Załatwianie i uzgadnianie wszystkiego z 3 różnymi administratorami dróg zajęło 4 lata a roboty wykonano w 4 tygodnie. Znam taki przykład z jednego z miast Śląskich gdzie do przelotowej drogi wojewódzkiej z jednej strony dochodzi droga powiatowa a z drugiej strony gminna. Załatwianie dokumentacji na budowę ronda trwało 4 lata. Wszystkie poniesione koszty urzędnicze były wyższe niż koszt budowy ronda. Jeżeli nadal 5 milionów Polaków pracujących w sferze przedsiębiorstw wytwarzających dochód narodowy będzie musiało utrzymywać 2 miliony bezrobotnych 7 milionów emerytów i rencistów 3 miliony ubezpieczonych w KRUS i 7 milionów zatrudnionych w sferze budżetowej oraz w sferze usług finansowych i ubezpieczeniowych, to nie widzę możliwości dorównania nawet za kolejne 20 lat do poziomu PKB per capita, jaki dzisiaj mają Szwedzi, Belgowie, czy Duńczycy. Przypomnę, że niedawno z dumą ogłoszono, że wg ostatnich szacunków PKB Polski za 2008 rok jest o kilka milionów euro wyższe niż PKB Szwecji i Belgii. Ale przemilczano, że to 10 milionów Belgów lub 9 milionów Szwedów wytworzyło taki PKB, jaki wytworzyło 38 milionów Polaków w 2008 roku. Lecz tam proporcje zatrudnionych wytwarzających do konsumujących i niepracujących są zgoła inne.