Ciekawe a jak Pan Paweł myśli utrzymać inflację w ryzach, przy jednoczesnym obniżeniu stóp procentowych? Jak Pan wie obniżenie stóp prowadzi do potanienia kredytów, owszem, ale z drugiej strony do obniżenia skłonności do oszczędzania, powoduje kreację pieniądza, co daje w rezulatacie efekt nakręcania inflacji przez popyt konsumentów. Do tego dochodzi obniżka rentowności bonów skarbowych krótko i średnioterminowych co w porównaniu do podwyższonych stóp procentowych w innych bankach centralnych da odpływ dolara za granicę i jego relatywne potanienie do Euro. To zaś zwiekszy ujemne saldo wymiany w handlu zagranicznym, zwiększy kłopoty w sektorze ubezpieczeń społecznych i zapomóg (na coś fundusze publiczne idą), to zaś nie przysporzy republikanom głosów w nadchodzących wyborach w usa. Zatem raczej ich wzrost, co doprowadzi do recesji, czyli obniżenia tempa gospodarki, ale przecież to nie będzie stagnacja z lat 30-tych! Busch musi sobie wybrać czy chce mieć zdrową gospodarkę i sytych bezrobotnych, czy głodnych bezrobotnych i krach po wyborach, co wypomną mu bez wątpienia demokraci wskazujący, nie bez racji, że dla doraźnych celów poświęca długofalowy rozwój usa. Z resztą jak wybierze drugą opcję to powiedzą, że nie dba o ludzi pracy (ale to inna rzecz - mozna pokazać, że doraźne niedogodności dadzą w dłuższej perspektywie zysk przeciętnemu amerykaninowi). I jeszcze jest krzywa Philipsa, gdy wzrośnie bezrobocie to spadnie inflacja i na odwrót. Zatem usa mają do wyboru albo recesję, albo realny spadek siły nabywczej dolara, co zdenerwuje raczej większość amerykanów, bo bezrobocie przecież drastycznie nie wzrośnie, a realny spadek odczują wszyscy.
Zatem tu jest kłopot Bena, czy wkurzyć wszystkich czy tylko nielicznych (a i tak tylko na stosunkowo krótko).