real
/ 81.219.244.* / 2006-04-01 18:53
Panie Bernardzie, o ile w pełni mogę się zgodzić z pańską wypowiedzią do zdania "... KTÓRA ZMNIEJSZA CIĘŻARY PAŃSZCZYŹNIANE NA ŻECZ UPRZYWILEJOWANYCH."", o tyle w dalszej części, moim zdaniem jest już tylko gorzej.
1) Pani Zyta JEST premierem (w randze w-ce), co oznacza, że w sprawach EKONOMICZNYCH i FINANSOWYCH, jej zdanie jest ważniejsze od poglądów Marcinkiewicza w tej materii (nie jest ważniejsze jedynie, niż zdanie j. Kaczyńskiego, który jest "zwykłym" posłem), więc nie tu szukałbym problemu.
2) Nie można "włożyć" wszystkich podatków niezbędnych do funkcjonowania państwa do konsumpcji, bo bardzo szybko okazałoby się, że TOWARY i USŁUGI obciążone tymi podatkami (dodatkowymi) są tak drogie, że społeczeństwo szybko zaczęłoby kupować wszystkie towary z IMPORTU (UE), a rodzimi producenci poszliby z torbami, lub przenieśliby swoje biznesy z Polski do takich miejsc w Europie, gdzie o takich szalonych pomysłach nikt nawet nie myśli.
3) Pisze pan swoją wypowiedź z pozycji pracownika ""....kto konsumuje dużo towarów drogich, i nie inwestuje, dlatego nie ma miejsc pracy, ten niech płaci podatki takie, jakie są potrzebne dla dobrego funkcjonowania państwa.""
Ja zapytam pana, czemu w Polsce jest tak mało inwestorów, przecież nie ma zakazu inwestowania?? Przecież nawet pan, zamiast konsumować, może INWESTOWAĆ i tworzyć jakieś miejsca pracy (jak nie bezpośrednio, to choć pośrednio, związane z działalnością pańskiej (lub milionów innych) jednoosobowej firmy)??
Pański pomysł jest archaiczny i podobny do tzw. podatku "bykowego" - kto nie płodzi dzieci, ten płaci podatek. Obawiam się, że nie tędy droga.
4) Jeśli natomiast marzy się panu SPRAWIEDLIWE opodatkowanie obywateli, a nie SOLIDARNE, to musi pan zmienić miejsce zamieszkania (póki co) i wyjechać z tego pięknego kraju.
Otóż różnica jest taka, że sprawiedliwe opodatkowanie byłoby głównie wtedy, jak WSZYSCY obywatele, którzy korzystają z instytucji państwa (urzędy, szkoły, policja, wojsko, infrastruktura), niezależnie od wysokości zarobków i stanu posiadania, płaciliby taką samą daninę na to państwo, ponieważ KAŻDY obywatel zgodnie z konstytucją ma takie same prawa do korzystania z państwowych instytucji.
Natomiast zasada państwa SOLIDARNEGO, polega na tym, że daninę na państwo płaci się progresywnie, czyli wielkość daniny uzależniona jest od wielkości zarobków (czym wyższe zarobki, tym większa danina), oraz od przywilejów i ulg w tych opłatach.
W związku z taką zasadą, okazuje się, że solidarni chcą być tylko ci, którzy nie płacą wcale lub bardzo mało (bo ciężar utrzymania państwa ich nie dotyczy), a pozostali robią wszystko, aby przynajmniej oficjalnie wyglądało, że oni (solidarnie) też mało mają i dlatego małą daninę płacą, bo nie chcą płacić za innych, co wynikałoby z zasady solidarności.
Obszary państwa, w których jeszcze działa zasada solidarności to :
ZUS, KRUS, NFZ i lecznictwo państwowe, progresywne podatki dochodowe i akcyza na niektóre produkty, głównie paliwa.
Okazuje się jednak w praktyce, że wyżej wymienione obszary państwa, to niestety siedlisko korupcji, nadużyć, kumoterstwa i nepotyzmu, oraz dramatyczna sytuacja finansowa niektórych z tych instytucji.
Zatem jako uzupełnienie do pańskiej wypowiedzi, postawiłbym tu pytanie do społeczeństwa, JAKĄ FILOZOFIĘ SPOŁECZNĄ WYBIERA, SOLIDARYZMU, czy SPRAWIEDLIWOŚCI?? I czy społeczeństwo ROZUMIE na czym polega RÓŻNICA, między tymi filozofiami??
Z moich skromnych obserwacji wynika bowiem, że niestety społeczeństwo zasadę solidaryzmu odbiera jako przywilej (czyli że wszystkim ma być dobrze i mają zarabiać po równo), a nie jako obciążenie (że wszystkim może być źle i po równo trzeba również płacić). I w tym upatruję największy problem.