Odbicie w Azji, fala optymizmu w USA. Giełdy przestały ociekać czerwienią
Po "krwawym poniedziałku" na rynkach pojawił się optymizm. Amerykańskie giełdy zakończyły dzień albo na plusie, albo na niewielkim minusie. Azjatyckie wyraźnie rosną. - Obawy przed cłami rozpalają nie tylko wyobraźnię inwestorów - mówi money.pl Gar Meng Leong z Pew Research Center.
W poniedziałek przez świat przetaczała się fala wyprzedaży, która opanowała europejski, azjatycki i amerykański rynek. Czerwień zalała też GPW, w efekcie czego polska giełda zdecydowała się nawet czasowo zawiesić notowania.
Po "krwawym poniedziałku" nadszedł jednak znacznie bardziej optymistyczny wtorek. Sesja na głównych giełdach azjatyckich (ruszyła w nocy polskiego czasu) przyniosła wyraźną zmianę. Japoński indeks Nikkei 225 zyskał imponujące 5,58 proc. To znaczące odbicie po wczorajszej wyprzedaży. Wykres sesyjny pokazuje dynamiczny wzrost od samego otwarcia, z utrzymaniem pozytywnego trendu przez cały dzień handlowy.
Również chiński Hang Seng w Hongkongu odnotował sesję wzrostową, odbijając od wczorajszego zamknięcia. Mimo wyraźnej zmienności w pierwszej części dnia, z wieloma wahaniami między poziomami 20 100 a 20 400 punktów, indeks utrzymał pozytywny trend. Szczególnie widoczna była presja kupujących w pierwszej godzinie handlu, gdy indeks dynamicznie rósł od otwarcia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozwija biznesy od zera i zawsze wygrywa - Lech Kaniuk w Biznes Klasie
Chiński indeks SSE Composite z Szanghaju również zakończył sesję na plusie, osiągając poziom 3 124,77 punktów wobec wczorajszego zamknięcia na poziomie 3 096,58. Dzisiejsze odbicie na rynkach azjatyckich sugeruje zmianę nastrojów inwestorów po wczorajszej globalnej wyprzedaży. Wydaje się, że początkowa panika związana z amerykańskimi zapowiedziami celnymi nieco ustąpiła, a inwestorzy zaczęli dostrzegać okazje do zakupów po obniżonych cenach.
Nasdaq nieznacznie zyskuje, Dow Jones pod presją
Znacznie lepsze nastroje ostatecznie zapanowały też na giełdzie amerykańskiej, gdzie tuż po otwarciu przeważała czerwień. Na koniec dnia (notowania skończyły się o 22 w poniedziałek polskiego czasu) indeks S&P 500, skupiający 500 największych amerykańskich spółek giełdowych, zakończył poniedziałkową sesję niewielkim spadkiem - o 0,23 proc. Oznacza to, że po początkowych stratach ciągu dnia wyraźnie odbił, jednak nie zdołał powrócić powyżej poprzedniego zamknięcia.
Dynamika indeksu sugeruje, że inwestorzy zajmują pozycję wyczekującą - balansują między obawami o recesję a poszukiwaniem okazji inwestycyjnych.
Indeks technologiczny Nasdaq Composite zyskał 0,099 proc., osiągając poziom 15 603,26 punktów, co oznaczało wzrost o 15,48 punktu. Dość pozytywne nastroje wśród inwestorów technologicznych kontrastowały z sytuacją na pozostałych parkietach. Indeks wykazywał zmienność w ciągu dnia - po początkowych spadkach w godzinach porannych zdołał odrobić straty i zakończył sesję na niewielkim plusie.
Z kolei Dow Jones Industrial Average, reprezentujący największe amerykańskie spółki przemysłowe, zakończył dzień spadkiem o 0,91 proc., tracąc 349,26 punktu i zatrzymując się na poziomie 37 965,60 punktów. Indeks również rozpoczął sesję od gwałtownych wahań. Mimo późniejszej próby odrobienia strat w połowie dnia presja sprzedażowa ostatecznie przeważyła.
Czy Amerykanie boją się ceł?
Gar Meng Leong z Pew Research Center, jednego z najbardziej cenionych instytutów badawczych w USA, w rozmowie z money.pl przyznaje, że nastroje Amerykanów nie są jednolite.
Obawy przed cłami rozpalają nie tylko wyobraźnię inwestorów. Są jednym z najważniejszych tematów wśród zwykłych Amerykanów. Kończymy właśnie badania na ten temat. Pozwolą nam precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie o to, jakie obawy wśród obywateli kraju budzi nowa polityka celna - stwierdził.
Przyznał przy tym, że ostatnie badania Pew Research Center rzucają światło na nastroje społeczne w Stanach Zjednoczonych.
- Amerykanie pozostają głęboko podzieleni w kluczowych kwestiach politycznych. Gospodarka nadal stanowi jeden z najpoważniejszych problemów w oczach mieszkańców kraju, przy czym zaledwie 24 proc. dorosłych ocenia jej stan jako dobry lub doskonały. Znaczące różnice widać w podejściu do imigracji, gdzie 73 proc. republikanów postrzega nielegalną imigrację jako bardzo duży problem, podczas gdy wśród demokratów odsetek ten wynosi jedynie 23 proc. - mówi Gar Meng Leong.
W kwestii prognoz gospodarczych amerykańskie społeczeństwo prezentuje wyraźnie zarysowane podziały partyjne - wynika z badań Pew Research Center.
Aż 73 proc. republikanów przewiduje, że za rok sytuacja ekonomiczna ulegnie poprawie, podczas gdy 64 proc. demokratów spodziewa się jej pogorszenia - mówi Gar Meng Leong.
Ponadto 67 proc. wskazuje na dostępność opieki zdrowotnej jako bardzo poważny problem, a 63 proc. wyraża zaniepokojenie inflacją. Pesymizm przeważa również w prognozach dotyczących cen żywności i innych dóbr konsumpcyjnych.
43 proc. respondentów uważa, że ceny będą rosły, wobec 37 proc. spodziewających się poprawy. Niepokój budzi także dostępność mieszkań (42 proc. spodziewa się jej pogorszenia wobec 29 proc. oczekujących poprawy) oraz opieki zdrowotnej (45 proc. prognozuje wzrost kosztów, a jedynie 20 proc. przewiduje ich spadek) - mówi ekspert.
Apple symbolem strat. 640 miliardów dolarów w trzy dni
Podczas gdy ogólna sytuacja na rynku w poniedziałek była lepsza niż w poprzednich dwóch dniach handlowych, Apple ponownie mocno ucierpiało, tracąc 3,7 proc. wartości w obliczu rosnących obaw o wpływ zapowiedzianych przez prezydenta Trumpa ceł. Trwająca od trzech dni wyprzedaż akcji Apple doprowadziła do 19-procentowego spadku, co przełożyło się na utratę 638 miliardów dolarów kapitalizacji rynkowej.
Analitycy wskazują, że Apple jest jedną z firm najbardziej narażonych na skutki wojny handlowej, głównie ze względu na zależność od Chin, które mają zostać objęte 54-procentowymi cłami. Według szacunków UBS cena najdroższego iPhone'a może wzrosnąć nawet o około 350 dolarów, czyli około 30 proc. obecnej ceny wynoszącej 1199 dolarów.
Eksperci z Barclays przewidują, że Apple może podnieść ceny swoich produktów lub zreorganizować łańcuch dostaw tak, aby import do USA pochodził z krajów objętych niższymi stawkami celnymi.
Miliarderzy na sporym minusie. Oprócz Warrena Buffeta
Ostatnie zawirowania na rynkach finansowych wywołane zapowiedziami nowych ceł przez administrację prezydenta Trumpa boleśnie uderzyły w majątki najbogatszych ludzi świata.
Elon Musk stracił ostatnio aż 19,9 miliarda dolarów, a jego łączna strata od początku roku sięgnęła już astronomicznej kwoty 130 miliardów dolarów, mimo to pozostając najbogatszym człowiekiem świata z majątkiem szacowanym na 302 miliardy dolarów.
Jeff Bezos, drugi na liście najbogatszych, stracił 7,59 miliarda dolarów, a jego majątek stopniał od początku roku o 45,2 miliarda. Mark Zuckerberg, z majątkiem wynoszącym 179 miliardów dolarów, odnotował stratę 9,44 miliarda dolarów.
Wśród 17 najbogatszych osób na liście jedynie Warren Buffett może pochwalić się wzrostem majątku od początku roku o 12,7 miliarda dolarów, mimo ostatniej straty wynoszącej 10,7 miliarda. Łącznie, tylko w ostatniej zmianie, 17 najbogatszych osób na świecie straciło ponad 109 miliardów dolarów.
Amerykańscy managerowie boją się recesji
Analitycy zwracają uwagę na olbrzymi wpływ decyzji politycznych na obecną sytuację rynkową. Według badania przeprowadzonego przez CNBC aż 69 proc. dyrektorów generalnych amerykańskich firm spodziewa się recesji w następstwie planów taryfowych ogłoszonych w ubiegłym tygodniu.
To jest recesja Trumpa - stwierdził jeden z dyrektorów generalnych uczestniczących w tzw. błyskawicznym badaniu CNBC.
Prezes JPMorgan Jamie Dimon również podkreśla wagę tych decyzji dla gospodarki. - Nowo ogłoszone cła mogą hamować już osłabioną amerykańską gospodarkę, podnosząc ceny różnego rodzaju towarów i spowalniając wzrost gospodarczy. Tymczasem oznaki spowolnienia gospodarczego w USA pojawiają się już w tym momencie - stwierdził w komentarzu dla inwestorów.