Czy boi się pan o przyszłość mieszkańców?
Burmistrz Bogatyni Wojciech Dobrołowicz: Niepokoje, lęki, nerwowa atmosfera, oczywiście są i towarzyszą każdej takiej sytuacji, tym bardziej kiedy ważą się losy kilkudziesięciu tysięcy osób zależnych bezpośrednio lub pośrednio od kopalni i elektrowni Turów. To jest praca, ciepło, prąd, woda i 48 mln zł zasilających budżet gminy. Gdyby zabrakło tego wszystkiego, to byłaby katastrofa społeczna, ekonomiczna i ekologiczna. Mimo tej trudnej sytuacji jestem optymistą i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Decyzja TSUE może zamienić Bogatynię w Wałbrzych sprzed lat.
Nie obawia się pan, że jeżeli rządy się nie dogadają, to za brak zamknięcia kopalni zapłacą Polacy i Bogatynia będzie na cenzurowanym?
Mieszkańców gminy bulwersuje i jest całkowicie niezrozumiałą decyzją TSUE dotycząca dziennych kar. Nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwością. Decyzja dotycząca kar, kiedy trwają negocjacje, przygotowywane jest porozumienie, tylko zaognia sytuację i podgrzewa atmosferę sporu. W moim odczuciu jest to kara nałożona na Polaków za to, że stanęli w obronie bezpieczeństwa energetycznego i bezpieczeństwa całego regionu. Kopalnia działa na podstawie legalnie wydanej decyzji. Za to jesteśmy karani, że chcemy we własnym kraju prowadzić własną politykę energetyczną.
Niezrozumiałe jest to, że TSUE wydaje jednoosobowo decyzję o zamknięciu takiego zakładu. Kopalnia to nie jest sklep, który można zamknąć, a później otworzyć. Strona rządowa podkreśla, że ta decyzja jest niezgodna z traktatami. Jestem przekonany, że tej kary nie będziemy płacić. Dalej wierzę, że dojdzie do zawarcia porozumienia.
Czy są prowadzone też rozmowy na poziomie samorządowym ze stroną czeską?
Bogatynia leży na styku trzech państw. 95 proc. granic administracyjnych naszej gminy to granice państwa. Współpraca transgraniczna jest dla nas czymś naturalnym. W tym roku mija 20 lat od utworzenia Związku Miast "Mały Trójkąt" Bogatynia, Hradek nad Nysą, Zittau. Razem z czeskimi sąsiadami realizujemy wspólnie projekty sportowe i społeczne, przygotowujemy infrastrukturalne. Ostatnie spotkanie z samorządowcami odbyło się w poniedziałek z udziałem m.in. ministra Kurtyki i marszałka województwa dolnośląskiego. Stronę czeską reprezentowali samorządowcy wraz z hetmanem kraju libereckiego. Czesi lokalnie nie są nastawieni do Polaków antagonistycznie. Oni też mają swoje kopalnie i nie są wcale za natychmiastowym zamykaniem Turowa.
Poniedziałkowa decyzja TSUE zaogniła niestety relacje. Szczególnie jeżeli chodzi o osoby bezpośrednio związane z kopalnią. Zaczęła się pojawiać pewna niechęć do Czechów, szczególnie wśród związków zawodowych. Jest to niepokojące, ale zapewniam, że są to sporadyczne przypadki. Lokalnie mieszkańcy dogadywali się i dogadują. Większość chce, żeby na trójstyku granic było spokojnie. Razem z samorządowcami chcemy szukać tego, co nas łączy, a nie dzieli.
Rozmawiając z mieszkańcami, daje się wyczuć pewien zarzut do strony rządowej. Jeszcze w maju premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że wszystko jest już dogadane, ale po chwili premier Czech powiedział, że nie ma zgody. Czy jest pan zadowolony z tego, jak sprawę Turowa rozgrywa polski rząd?
Polski rząd staje po stronie obywateli i nie chce zamykać kopalni. Opozycja mówi o zamknięciu kopalni, o płaceniu kary. Rząd uważa tę decyzję za niesprawiedliwą i niezgodną z traktatami. W wyniku konsultacji transgranicznych zawarto porozumienie, które zostało podpisane przez stronę czeską, niemiecką i polską. PGE spełnia warunki tego porozumienia. Dlatego ta decyzja nas zaskoczyła. Przez 75 lat nie było żadnego problemu z kopalnią i nagle zaczęła Czechom przeszkadzać.
To skąd ta nagła eskalacja konfliktu?
Wiem od premiera Mateusza Morawieckiego, że była rozmowa dotycząca tego, że Czesi mają wycofać skargę, a Polacy mają spełnić określone warunki. Dlatego premier to ogłosił w maju. Rozmawiałem też z uczestnikami negocjacji i nikt nie spodziewał się, że sprawa tak się potoczy i tak będzie przedłużana. W negocjacjach bezpośrednio nie uczestniczę.
Może powinien pan brać w nich udział?
Uczestniczyłem z ministrem Kurtyką i marszałkiem województwa w rozmowach w poniedziałek. To było nasze wyjście do strony czeskiej. Kiedy spotkaliśmy się w maju na trójstyku granic, w trakcie świętowania rocznicy wejścia Polski i Czech do UE, samorządowcy nie wierzyli w zamknięcie kopalni i to, że taki wniosek w ogóle może się pojawić. No ale decyzje o tym zapadają wyżej. Do tego w Czechach jesienią odbywają się wybory i trwa tam kampania wyborcza. Część polityków czeskich chce zamknięcia natychmiastowego wszystkich kopalń i może dlatego przed wyborami nikt nie chce się podpisać pod tym porozumieniem.
Związkowcy mówią, że w Bogatyni pojawiły się lokale, które mają informować o tym, że nie obsługują Czechów.
Nie spotkałem się z tym, ale jeżeli ma to miejsce, to jestem przeciw tego typu zachowaniom. Spora część naszych mieszkańców pracuje w Czechach. Mamy polsko-czeskie małżeństwa. Żona hetmana jest z Bogatyni i pracuje na terenie gminy. Wylewany jest na nią hejt, tak samo na pana hetmana. Ja to potępiam i studzę te emocje.