CBA wkracza do lasów. Ponad 60 spraw w prokuraturze
Ministerstwo Klimatu zawiadomiło prokuraturę o nieprawidłowościach przy przetargach na wycinkę lasów. Resort podejrzewa zmowę firm i leśników, która mogła kosztować Skarb Państwa miliony złotych. Przedsiębiorcy mówią o represjach za protesty przeciwko moratorium - informuje "Gazeta Wyborcza".
Ministerstwo Klimatu i Środowiska skierowało do prokuratury zawiadomienie dotyczące możliwych nieprawidłowości przy przetargach na wycinkę lasów w nadleśnictwach Supraśl i Czarna Białostocka. Zdaniem resortu, leśnicy i lokalne firmy mogli działać w zmowie, co miało skutkować milionowymi stratami dla Skarbu Państwa.
Jak wynika z ustaleń, w latach 2021-2024 przetargi na prace leśne w obu nadleśnictwach wygrywały głównie dwa konsorcja: rodziny Karpowiczów i rodziny Wysockich. Zawiadomienie zawiera analizę ofert, które w większości przypadków były tylko nieznacznie niższe od kwot ustalanych przez nadleśnictwa. Resort podkreśla, że w niektórych przetargach różnica wynosiła zaledwie kilkaset złotych - podaje "Gazeta Wyborcza".
Uzasadnione stało się przypuszczenie, że podmioty świadczące usługi leśne podzieliły się rynkiem, co zaburzało konkurencję - czytamy w zawiadomieniu przesłanym do prokuratury.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miliony za jedną walkę! Kulisy powstawania KSW - Martin Lewandowski w Biznes Klasie
Ministerstwo zaznacza, że po zwiększeniu konkurencji w 2025 roku nadleśnictwo Supraśl zaoszczędziło ponad 2,67 mln zł, co zdaniem resortu dowodzi, jak duże były potencjalne straty w poprzednich latach.
Wiceszef resortu klimatu Mikołaj Dorożała podkreśla, że ministerstwo musi reagować na wszelkie nieprawidłowości. - Zgodnie z prawem jesteśmy zobligowani do powiadomienia organów, jeśli otrzymamy informacje poparte dowodami o możliwych nieprawidłowościach - wskazuje. Dodaje, że problem ma szeroki zasięg: już teraz prokuratura prowadzi ponad 60 spraw dotyczących Lasów Państwowych, a resort współpracuje z CBA i UOKiK.
Przedstawiciele firm objętych zawiadomieniem odpierają zarzuty. Andrzej Karpowicz komentuje sprawę w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ostro. - To kompletnie absurdalny rodzaj zemsty i represje za to, że nasza rodzina stanęła na czele protestów branży drzewnej - mówi Karpowicz. Tłumaczy, że ich firma działa wyłącznie lokalnie, by zatrudniać okolicznych pracowników i optymalizować koszty - czytamy.
Biznes z mniejszymi przychodami
Podobne stanowisko prezentuje Dariusz Wysocki, który podkreśla, że moratorium na wyręby uderzyło w lokalny biznes. - Już jak się oszacuje przychody na ten rok, to o jedną trzecią będę miał mniejsze. Dochody spadają, a za leasingi, kredyty i naprawy maszyn trzeba płacić - podkreśla.
Branża drzewna od miesięcy głośno protestuje przeciwko wprowadzonemu przez ministerstwo moratorium na wyręby w cennych lasach, wskazując, że decyzja doprowadza lokalne firmy do upadłości. Natalia Wysocka wprost stwierdziła, że "firmy będą się zamykać i firmy się zamknęły. Część ZUL-i nie wygrała przetargów, nie mają zapewnionej pracy. Tak naprawdę stali się bezrobotni".
Ministerstwo utrzymuje, że działania mają na celu zwiększenie przejrzystości przetargów i eliminację mechanizmów sprzyjających podziałowi rynku. Jak mówi informator resortu, to "jasny sygnał, że nie ma przyzwolenia na załatwianie kontraktów pod stołem".